Lekcje WF-u u Lenczyka, Gostomski chce być mistrzem, Widzew kusi Ojrzyńskiego

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2013, 07:04 • 13 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Lekcje WF-u u Lenczyka, Gostomski chce być mistrzem, Widzew kusi Ojrzyńskiego
Reklama

FAKT

Frankowski: Treningi u Lenczyka były jak lekcje WF.

Reklama

Zagłębie Lubin to bardzo solidny klub, za którym stoi spółka skarbu państwa, a zawodnicy mają duży komfort pracy. Pensja o czasie, równe płyty treningowe i nowy stadion – to elementy, o których marzy większość polskich piłkarzy. Dlatego nie dziwię się, że kibice, a przede wszystkim zarząd oczekuje dobrej gry i wyników, a tego w tym sezonie brakuje. Chciałbym, aby trener Orest Lenczyk tchnął w Miedziowych nową jakość. Z kręgów zbliżonych do Lubina słychać było, że poprzedni szkoleniowiec, Pavel Hapal, nie potrafił już odpowiednio wpłynąć na piłkarzy. Treningom brakowało jakości i, co za tym idzie, wymiernych efektów. A przecież trener pracował w Zagłębiu dosyć długo i bez stresu, bo nikt tam nie oczekiwał szybkiego awansu do europejskich pucharów. Z drugiej strony ta drużyna po raz ostatni osiągnęła sukces sześć lat temu, kiedy pod wodzą Czesława Michniewicza wywalczyła mistrzostwo Polski. Od tamtego czasu nie mogą wrócić na właściwe tory, czyli miejsca 4-6, bo takie są realne możliwości Zagłębia. Dlatego też działacze postawili teraz na „starą miotłę”, czyli trenera Lenczyka. Pracował kiedyś w Zagłębiu i notował z tą ekipą przyzwoite wyniki, o ile pamięć mnie nie myli. O szybką zmianę stylu gry będzie jednak ciężko. Pan Orest przejmuje zespół w trakcie sezonu, nie miał wpływu na okres przygotowawczy. W takich okolicznościach ciężko od razu „naprawić” drużynę, choć remis z Jagiellonią wstydu nie przynosi i niewiele trzeba, by było lepiej.

Mroczne karty futbolu: Rozstrzelani na boisku.

Ryzykowali nie tylko swoje własne życie, ale też losy swoich rodzin i przyjaciół. Stawiali na szalę wszystko co mieli, by choć przez chwilę poczuć się wolnymi. Tę wolność w czasie okupacji, kiedy wojna zbierała najgorsze żniwo, dawała im gra w piłkę. I choć groziła za to śmierć, a w najlepszym wypadku hitlerowskie więzienie lub obóz koncentracyjny, to jednak nie brakowało takich, którzy wychodzili na boisko, by zagrać mecz, który mógł być tym ostatnim. Grali zgodnie z wszystkimi zasadami. Często po jedenastu, z sędzią i namalowanymi liniami na boisku. Niekiedy na betonie, błocie czy gdziekolwiek tylko się dało. Nie potrafili inaczej. Dla wielu Polaków te mecze były jednak ostatnią rzeczą, jaka zdarzyła się w ich życiu. Zostali na boisku do ostatniej kropli krwi, która tryskała pod wpływem ostrzału niemieckich karabinów. Poznajcie historię spotkań piłkarskich naprawdę podwyższonego ryzyka, z których kilka zakończyło się masową egzekucją zawodników i kibiców. Piłkarze zwykli dziś narzekać, że grają pod wielką presją, która nieraz plącze im nogi i zmiękcza kolana. Co zatem mieli powiedzieć uczestnicy konspiracyjnych rozgrywek, którzy grali ze świadomością, że w każdej chwili mogą dostać kulkę w głowę? Mieli prawo być trochę spięci, ale nie narzekali. Wychodzili na murawę z uśmiechem. Z zakazami okupanta piłkarze przestali liczyć się bardzo szybko. Były to bardzo specyficzne spotkania. Gdy wokół boiska rozlegała się wrzawa nie było wiadomo czy jest to spowodowane golem czy łapanką gestapo. A hitlerowcy wpadali na mecze równie często co piłka do siatki.

Sędzia Jakubik powinien odpocząć.

Odstaje od reszty sędziów! Krzysztof Jakubik (30 l.) z Siedlec popełnił fatalne błędy w meczu Ruchu z Wisłą. Arbiter uznał bramkę Arkadiusza Głowackiego (34 l.), który był na sporym spalonym, a w końcówce spotkania powinien podyktować rzut karny dla Ruchu. W pierwszych kolejkach tego sezonu praktycznie w ogóle nie mówiło się o potknięciach panów z gwizdkami. Sędziowanie było na wysokim poziomie. Niestety Krzysztof Jakubik zamazuje ten pozytywny obraz, ewidentnie krzywdząc Ruch w weekend. Gol ze spalonego dla Wisły, brak rzutu karnego i zła komunikacja z sędziami liniowymi. Za te „wyczyny” Jakubik powinien odpocząć od prowadzenia najbliższych meczów. – Był spalony przy bramce? Na pewno nie będę przepraszał, że strzeliłem gola – skomentował Arkadiusz Głowacki. Przypomnijmy, że ten sam arbiter zasłynął ze skandalicznego prowadzenia kwietniowego meczu pierwszej ligi pomiędzy Zawiszą i Arką. Nie uznał on m.in. prawidłowo strzelonego gola przez bydgoszczan, a także nie podyktował ewidentnego rzutu karnego. Co ciekawe przed tamtym meczem wybuchła afera, że mecz może być ustawiony. PZPN zmienił nawet arbitra. – W Bydgoszczy wszystko dobrze szkoda, że nie przyjechali sędziowie. Niestety, potężne błędy – skomentował tamten mecz prezes PZPN Zbigniew Boniek (57 l.).

RZECZPOSPOLITA

Od nienawiści do miłości.

W ubiegłym tygodniu w niemieckiej prasie pojawiły się kolejne szczegóły letniej kłótni między menedżerami Roberta Lewandowskiego, a dyrektorem sportowym Borussii. Później ukazała się wypowiedź Lewandowskiego, który przyznał, że na początku stycznia jego transfer do Bayernu zostanie potwierdzony. Po kilku godzinach pojawiło się dementi piłkarza, bo wiadomo, że negocjować z nowym klubem można dopiero na pół roku przed wygaśnięciem dotychczasowej umowy. Lewandowski bawi się uczuciami kibiców Borussii, co kilka dni przenosząc je z nienawiści do uwielbienia. Gole strzela sam, ale nad grą, która toczy się wokół jego transferu do Bayernu, nie panuje już nikt. Kiedy wszyscy mają już tego dość, przychodzi mecz ligowy z Freiburgiem, w którym polski napastnik strzela dwa gole, a po jednym z nich brawo bije mu nawet trener rywali. – Wydawało się, że Polak niechętnie będzie podchodził do gry w Borussii do końca sezonu, tymczasem odegrał główną rolę w dortmundzkiej maszynce do strzelania goli i brał udział w każdej z pięciu bramek – napisał dziennik „Ruhr Nachrichten”. Inne gazety piszą o LewanTORskim, albo cytują Marco Reusa, który mówi, że jego kolega z drużyny nie ma sobie równych na świecie w sytuacjach sam na sam z bramkarzem. Niemieckie media piszą, że dla Borussii i Lewandowskiego mecz z Freiburgiem był tak naprawdę rozgrzewką przed spotkaniem z Olympique Marsylia. W pierwszej kolejce drużyna z Dortmundu przegrała z rewelacyjnym Napoli 1:2, straciła dużo sił i przede wszystkim – trenera. Juergen Klopp nie wytrzymał napięcia, krzyczał na sędziego technicznego i został wyproszony na trybuny. Później przyznał, że „zachował się jak małpa”, i całą odpowiedzialność za porażkę wziął na siebie.

GAZETA WYBORCZA

Rafał Pawlak trenerem Widzewa na dłużej?

W niedzielnym meczu z Lechem Poznań zespołem z ławki dowodził Rafał Pawlak, dotychczasowy szkoleniowiec trzecioligowych rezerw łódzkiego klubu i były piłkarz Widzewa. W Poznaniu piłkarze walczyli dzielnie, mimo że od 3. min grali w osłabieniu po czerwonej kartce Rafała Augustyniaka, ale jednak przegrali 0:1. – Na pewno nie mogę być zadowolony, ale jestem jednak dumny z postawy drużyny – mówił po meczu Pawlak. Wszystko wskazuje na to, że o swoje pierwsze zwycięstwo w ekstraklasie w roli głównego szkoleniowca Widzewa jeszcze jednak powalczy. – Mogę potwierdzić, że w niedzielnym meczu z Lechią drużynę także poprowadzi Rafał Pawlak – powiedział „Gazecie” Wlaźlik. Dodał jednak, że na razie nie może powiedzieć, kto będzie pierwszym trenerem drużyny w dalszej części sezonu. W piątek działacze rozmawiali z Leszkiem Ojrzyńskim, byłym szkoleniowcem Korony Kielce. Innym kandydatem na objęcie Widzewa był też Maciej Bartoszek, który w przeszłości prowadził m.in. GKS Bełchatów. Przy al. Piłsudskiego dyskutowano również o innych trenerach. I takie dyskusje wciąż trwają. – Mamy jeszcze chwilę czasu na zastanowienie, bo po najbliższym spotkaniu będzie przerwa reprezentacyjna. Oczywiście z ostatecznym wyborem nie będziemy czekali tak długo – mówi Paweł Młynarczyk, prezes Widzewa. – Decyzję musimy jednak podjąć przede wszystkim spokojnie. Tak, żebyśmy byli przekonani do naszego wyboru.

Bogusław Leśnodorski: UEFA nas skrzywdziła, ale…

Jacy trzej piłkarze szczególnie zaimponowali panu w tej rundzie?
– Już od ubiegłego sezonu mieliśmy trzech, których uważaliśmy za szczególnie interesujących. Dwóch z nich wyjechało za granicę, jeden dalej gra w Górniku – to Paweł Olkowski. Ma duży potencjał, może się rozwinąć i w przyszłości grać w lepszej drużynie. Warto też wspomnieć o Michale Chrapku i Mateuszu Lewandowskim z Pogoni. Ale spokojnie, jest zbyt wcześnie, by o tym mówić. Młodzi mają to do siebie, że zdarza im się dobry mecz albo dwa, gdzie wchodzą na boisko bez obciążeń, na świeżości, a później, niestety, bardzo często równają w dół.

Przedłużyliście niedawno kontrakt z Michałem Kucharczykiem, a co z Jakubem Rzeźniczakiem? Zapowiada się, że wasza kadra na wiosnę będzie jeszcze liczniejsza.
– To kwestia kilku dni. Ł»e mamy szeroką kadrę? Weryfikacja następuje w europejskich pucharach, najbliższe pięć spotkań pokaże, na jakim etapie jesteśmy. Pierwszy mecz w Rzymie zagraliśmy dobrze, choć sytuacji bramkowych nie było wiele, wiadomo, jak się gra z włoskimi drużynami. Na naszym podwórku raczej mogę być spokojny, że w pierwszej trójce najlepszych strzelców znajdzie się jeszcze dwóch legionistów obok Miro Radovica. Dwaliszwili i nie tylko, nawet z obrony kilku chłopaków będzie liderami. Na ten moment jesteśmy spokojni, choć jeśli wygralibyśmy ligę i kolejny raz walczyli o Ligę Mistrzów, na pewno przyda się następnych dwóch-trzech graczy, żeby zrobić progres.

SPORT

Kibice Ruchu Chorzów nie przejmują się trudną sytuacją klubu?

„Sport” wraca do meczu Ruchu Chorzów z Wisłą Kraków, podczas którego fani niebieskich użyli niedozwolonych środków pirotechnicznych. Komisja Ligi zapewne ukarze klub z Cichej finansowo i dyscyplinarnie. Niestety, za głupotę swoich kibiców, czy raczej pseudokibiców, płacić muszą kluby. Ci chorzowscy nie przejmują się w ogóle trudną sytuacją klubu. Bardziej zależy im na pokazaniu się w „kraju”, zaimponowaniu swoim „odpowiednikom” z Wrocławia, Krakowa, Poznania czy też spod znaku stołecznej „żylety”, Mają w głębokim poważaniu, że Śląsk, Wisła, Lech, Legia mają dużo bogatszych od Ruchu sponsorów. Ł»e (…) właściciel Cracovii profesor Filipiak niewiele sobie robi z 60-tysięcznej kary, bo dla niego piłka i tak wiąże się jedynie z generowaniem strat.

DZIENNIK POLSKI

Damian Dąbrowski nie pęka w ekstraklasie.

Forma Cracovii rośnie – zagrała dobrą połowę spotkania z Wisłą, świetny mecz we Wrocławiu i ostatnio z Pogonią. Zabrakło jednak skuteczności. – Zdajemy sobie sprawę, że zagraliśmy dobre spotkanie, bo jak się tworzy tyle sytuacji, to nie przez przypadek – mówi defensywny pomocnik Cracovii. – Rozmawiałem z kolegami z Pogoni i bardzo chwalili naszą grę. Co z tego, skoro oni mają trzy punkty, a my zero… Na ten moment nas to boli, ale trzeba iść teraz szybko do przodu. Dąbrowski, mimo młodego wieku i w sumie niewielkiego jeszcze doświadczenia ekstraklasowego – rozegrał do tej pory 34 mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej – odważnie mówi o swoim zespole, nie jak o całkiem nowej drużynie w tak doborowym towarzystwie.- Nie myślimy o sobie jako o beniaminku i o tym, że mamy mieć dłuższy czas na to, by lepiej funkcjonować. Jesteśmy zespołem ekstraklasy, nie ma podziału na beniaminków i resztę. Na pewno była szansa, byśmy znaleźli się w czołowej ósemce, w przypadku zwycięstwa. Po dwóch dobrych meczach chcieliśmy iść za ciosem, zacząć jakąś serię, niestety nie udało się. Za chwilę mamy kolejne spotkania, a wiemy, że jesteśmy w dobrej dyspozycji. Mecze takie jak ten najbliższy z Jagiellonią Białystok, który czeka „Pasy” w sobotę, mogą być kluczowe w kontekście walki o czołową ósemkę. Właśnie tacy rywale będą głównymi rywalami Cracovii, której na razie brakuje dwóch pozycji do tego, by znaleźć się w lepszym gronie.

SUPER EXPRESS

Jan Kocian: Nie jestem w Ruchu dla pieniędzy.

Początek ma pan znakomity. Pięć punktów w trzech meczach, omal nie wygraliście z niepokonaną w tym sezonie Wisłą…
– W pierwszej połowie Wisła dominowała, świetnie grał Paweł Brożek. Po przerwie już my byliśmy lepsi i szkoda, że dwa punkty nam uciekły. Ale gramy co trzy dni i tak naprawdę ani ja, ani piłkarze nie mieliśmy jeszcze czasu, by dobrze się poznać. Z każdym kolejnym spotkaniem coraz lepiej orientuję się, na co kogo stać. Najważniejsze, że chłopaki znów uwierzyły w siebie.

Przeciwko Wiśle bardzo dobrze zaprezentował się Filip Starzyński.
– To taki polski Lubomir Moravcik. Wasi kibice powinni jeszcze pamiętać takiego zawodnika. Był gwiazdą Celticu Glasgow i St. Etienne, gdzie przyjaźnił się z Piotrem Świerczewskim. Z piłką potrafił zrobić wszystko. Starzyński też już sporo umie. Jego silną stroną są stałe fragmenty – rzuty wolne i rożne. Ma dobrze ułożoną nogę i niezłe uderzenie.

Czym skusili pana działacze Ruchu, który od dłuższego czasu boryka się z poważnymi problemami finansowymi?
– Pieniądze są ważne, ale nie mogą przesłaniać całego świata. Decydując się na pracę w Chorzowie, kierowałem się marką klubu, jego wspaniałymi tradycjami. Wysokość wynagrodzenia naprawdę nie była czynnikiem decydującym o przyjęciu tej propozycji.

Widzew kusi Ojrzyńskiego.

Już dziś Leszek Ojrzyński (41 l.) może objąć drużynę Widzewa. Były trener Korony Kielce zastąpiłby w Łodzi zdymisjonowanego po meczu z Ruchem Chorzów (0:1) Radosława Mroczkowskiego (45 l.). – Zespołowi potrzeba trenera, który wstrząśnie szatnią. W końcówce rządów pana Mroczkowskiego w drużynie nastąpiło dziwne rozprężenie. Teraz szukamy kogoś z twardą ręką. Dlatego rozmawiamy z Ojrzyńskim – powiedział „SE” jeden z członków kierownictwa klubu z al. Piłsudskiego (prosił o anonimowość).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rudolf Kapera: W polskiej lidze nadal rządzą piłkarze, a nie trenerzy.

Nie mogę znieść tej bezmyślnej bieganiny w ekstraklasie. Bieganina króluje. Wytłumaczenia są trzy – albo zawodnicy grają bez założeń taktycznych, albo ich nie realizują, a trzecie, według mnie najbardziej prawdopodobne, to zła samoocena piłkarzy. Przeceniają własne umiejętności. Biegają z tą piłką i ciągają, jakby nie rozumieli, że opóźnianie ataku, to ułatwianie rywalowi obrony. Opierniczyć muszę Pogoń. Niby jest na fali, ale mnie irytują. Zaczęli kombinować, zwalniać akcje, walić na pałę, a wcześniej grali szybko i pomysłowo. Zmierza to w złym kierunku i zadanie dla Wdowczyka na najbliższe dni, żeby to opanować. W spotkaniu Cracovii z Pogonią grę pozorował Dawid Nowak. Stał z boku, nie angażował się w akcje, czekał na cud w XXI wieku. Mistrzem tego meczu został Janukiewicz, który bronił rewelacyjnie. Przeraża mnie chamstwo w lidze. Rzeźnictwo. W Koronie Kielce znajdę czterech-pięciu zawodników, których nie interesuje gra, tylko skopanie kogoś. Mamy dwubój w ekstraklasie – kick boxing i piłka nożna.

Maciej Gostomski: Chcę być mistrzem Polski!

Reguła jest taka, że wybiegając przed meczem na rozgrzewkę, torbę z piłkami dźwiga rezerwowy bramkarz. Nie w Lechu jednak. Maciej Gostomski, który wskoczył do składu i w dwóch meczach nie wpuścił gola, nie ma zamiaru wyręczać się starszym o 12 lat Krzysztofem Kotorowskim. – W ogóle do głowy by mi nie przyszło, żeby to on nosił piłki. Dla mnie zupełnie jasne jest, że to moje zadanie. Krzysiek zagrał już tyle meczów, mam do niego ogromny szacunek i byłoby mi wstyd, gdybym oddawał mu ten worek – opowiada 25-letni Gostomski. Na debiut w ekstraklasie czekał długo. Aż do minionego poniedziałku. Wówczas niespodziewanie stanął w poznańskiej bramce przeciwko Piastowi Gliwice (2:0). Pracy miał, jak na lekarstwo. Co innego w niedzielę przeciwko Widzewowi فódź (1:0). Tutaj kilka razy zostały poddany poważnej próbie. Wyszedł jednak z opresji obronną ręką. Został nawet okrzyknięty bohaterem spotkania. W ten sposób człowiek z drugiego szeregu, przychodzący latem do Poznania jako trzeci bramkarz, szybko zapracował na uznanie kibiców. – Daleki jestem od wybierania najlepszego zawodnika meczu. Przecież to nie ja strzeliłem gola, a to dzięki niemu wygraliśmy – przyznaje skromnie. Co ciekawe, dostał powołanie do reprezentacji Polski, zanim zagrał w najwyższej klasie rozgrywkowej! W grudniu 2007 roku jako piłkarz Legii Warszawa poleciał z kadrą narodową Leo Beenhakkera na tygodniowe zgrupowanie w Turcji. – Nie zagrał tam w żadnym z dwóch meczów, ale zebrał bezcenne doświadczenie – mówi trener Andrzej Dawidziuk, który kształtował Gostomskiego w MSP Szamotuły. – On początkowo pracował z Łukaszem Fabiańskim i obaj mają podobny styl. Dobrze czują się dalej od bramki, wpisując się w ten sposób w kanon nowoczesnego bramkarza, który ma dużo kontaktów z piłką i pomaga w organizacji gry – dodaje Dawidziuk. Wychował on już 9 golkiperów, którzy zagrali na poziomie ekstraklasy.

Lenczyk – dobry trener na złe czasy.

Orestowi Lenczykowi w nowych klubach najczęściej przypadała niewdzięczna rola sprawienia, żeby zespół po prostu się nie kompromitował. Tytułów i medali nikt nie oczekiwał, miało być utrzymanie. Teraz kolej na Zagłębie Lubin. Orestowi Lenczykowi w nowych klubach najczęściej przypadała niewdzięczna rola sprawienia, żeby zespół po prostu się nie kompromitował. Tytułów i medali nikt nie oczekiwał, miało być utrzymanie. – Tama przecieka, woda się wlewa. Musimy przestać przegrywać z kretesem, bo piłkarzom psychika siądzie – mówił tuż po objęciu Cracovii. Scenariusz jest przeważnie taki sam – ktoś z dużą kasą dostaje absolutnie niewspółmierny do swoich możliwości organizacyjnych łomot i… telefonuje do Lenczyka. Bełchatów „Dziadek” wziął, gdy zespół po dziewięciu kolejkach miał na koncie jedno zwycięstwo. Cracovię objął po tym, jak sprała ją do nieprzytomności (6:2) Lechia Gdańsk. O tym, że pojawił się w Śląsku, zadecydowało upokarzające 2:5 z Widzewem فódź. Zagłębie Lubin? Spektakularnego lania akurat nie było. Wystarczyło 0:2 z Zawiszą, by „góra” spanikowała, że młody trener Adam Buczek nie utrzyma w ryzach szatni i zatrudniła starego wygę, chcąc minimalizować ryzyko spadku.

Najnowsze

Niemcy

Polak trafił w drugim meczu z rzędu. Jego zespół się odrodził

redakcja
0
Polak trafił w drugim meczu z rzędu. Jego zespół się odrodził
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama