Przed rokiem angielskie The Sun wyliczyło, że za każdym razem, kiedy Aaron Ramsey strzelał gola, a na szczęście nie robił tego często, światem wstrząsało duże wydarzenie, związane z czyjąś śmiercią. Kiedy młodzieniec huknął do siatki Sunderlandu, za moment na czołówkach gazet pojawiła się wiadomość o śmierci… Whitney Houston. Kiedy odwdzięczył się Wengerowi bramką zdobytą z Manchesterem United, akurat wytropiono i zabito Osamę bin Ladena. Gdy znalazł drogę do siatki Tottenhamu, walkę z rakiem przegrał Steve Jobs, z kolei po pokonaniu bramkarza Marsylii w Lidze Mistrzów, świat nagle dowiedział się o zgonie Muammara Kadafiego. W tym sezonie Ramsey, co w samo w sobie jest rzeczą dość niespotykaną, ma w dziewięciu meczach osiem goli i choć nikt już po nich w spektakularnych okolicznościach nie umiera, to w całej europejskiej piłce dzieją się rzeczy, jakich świat nie widział dawno. Sami przed startem rozgrywek 2013/2014 pisaliśmy” „to będzie galaktyczny sezon, na wszystkich frontach”. I faktycznie, jest nie tylko galaktycznie, ale i zaskakująco.
Spytacie, dlaczego? Poniżej dziesięć wybranych powodów.
1. Balotelli spudłował z karnego – a żeby było nieco bardziej intrygująco: zrobił to po raz pierwszy w swojej karierze. Do tej pory szczycił się mianem strzelca doskonałego. Kiedy podchodził do piłki ustawionej na jedenastym metrze, przeciwnicy żegnali się prawą nogą, a „Balo” kopał tam gdzie chciał i tak jak chciał pokonywał kolejnych bramkarzy. W oficjalnych meczach podjął dwadzieścia jeden prób i dokładnie dwadzieścia jeden z nich zakończył się golem. Przed tygodniem wreszcie spudłował, a tym samym Milan przegrał u siebie z Napoli – po raz pierwszy od 1986 roku.
2. John Obi Mikel strzelił gola w Premier League – przywykliśmy do tego, że gracze uchodzący za klasowych, grający regularnie w bardzo poważnych ligach, bez względu na pozycję, na której występują, czasem jednak trafiają do siatki. Nieraz zdarza się to i bramkarzom, nawet Borucowi przytrafiło się niegdyś celnie kopnąć z rzutu karnego. Johna Obi Mikela ta historia jednak nie dotyczy. Naprawdę nie wiemy, gdzie Nigeryjczyk się uchował, ale z nieskrywanym zdziwieniem przyjęliśmy odkrycie, że grając od 2006 roku w Chelsea, JOM nie trafił do siatki w lidze ANI RAZU.
Sezon 2012/2013 – 22 mecze bez gola
Sezon 2011/2012 – 22 mecze bez gola
Sezon 2010/2011 – 28 meczów bez gola
Sezon 2009/2010 – 25 meczów bez gola
Sezon 2008/2009 – 34 mecze bez gola
Sezon 2007/2008 – 29 meczów bez gola
Sezon 2006/2007 – 22 mecze bez gola
13 września w meczu z Fulham przerwał tę tragiczną passę, trwającą od 184 spotkań!
3. Barcelona przegrała w posiadaniu piłki – Rafał Lebiedziński poświęcił temu zjawisku sporo miejsca w ostatnim felietonie z cyklu „Ł»ycie jak w Madrycie” (TUTAJ). Królowa posiadania piłki, mistrzyni zamęczania przeciwników długimi, niekończącymi się wymianami podań, po dokładnie 315 meczach oddała swój prymat w kategorii „posesión de balón”. Do tej pory, czy wygrywała, remisowała, czy też przegrywała – w posiadaniu piłki dominowała zawsze i wszędzie, ze średnią z wszystkich meczów na poziomie 69 procent. Jeszcze na inaugurację bieżących rozgrywek ligowych Katalończycy zanotowali posiadanie na poziomie 76 procent, by w spotkaniu z Rayo Vallecano zjechać do… 48.
4. Arsenal wskoczył na fotel lidera w Anglii – nie ma w Anglii drugiego człowieka związanego z piłką, który w ostatnich miesiącach (latach?) byłby równie chętnie obśmiewany, jak Arsene Wenger. Nie ma drugiego klubu, o którym powstawałoby tyle żartów, co o Arsenalu. Tysiące memów, głupkowatych obrazkowych historyjek i porównań dotyczących bierności transferowej czy kolejnych sezonów upływających bez trofeów. Londyńczycy w tym sezonie pokazują jednak, że niemożliwe nie istnieje. Nie dość, że w brutalnym stylu pobili dotychczasowy rekord transferowy klubu (50 milionów zapłacone za Ozila w odniesieniu do 20 milionów wydanych na Reyesa i 19 na Cazorlę), to jeszcze weszli w nowy sezon na piątym biegu. Albo inaczej, weszli akurat na hamulcu ręcznym, przegrywając z Aston Villą, ale później zlali pięciu kolejnych przeciwników w lidze i dwukrotnie Fenerbahce w Lidze Mistrzów (oba mecze bez straty gola). W efekcie rozsiedli się wygodnie w fotelu lidera.
5. Mourinho zdegradował Matę do roli rezerwowego – w poprzednim sezonie Hiszpan rozegrał na wszystkich frontach niesamowitą liczbę 74 meczów. W sumie spędził na boisku ponad 5 tysięcy minut. Zaliczył 39 asyst i sam strzelił 21 goli. Nagle do klubu zawitał „Wyjątkowy”, po czym uznał, że piłkarz, który dotąd był kluczowy, może stać się rezerwistą. Momentami zupełnie nieprzydatnym, biorąc pod uwagę, że w meczu z Fulham nie było go nawet w meczowej osiemnastce. Za nami sześć kolejek ligi, a na koncie Maty ciągle 165 rozegranych minut. Wczoraj, dla odmiany, zrobił akurat coś zupełnie typowego. Wszedł na boisko zaraz po przerwie i swoim podaniem odwrócił losy meczu.
6. Wisła zalicza passę 10 meczów bez porażki – żeby nie było, że w Polsce wszystko po staremu, tutaj też dzieją się rzeczy, które filozofom się nie śniły. W poprzednim sezonie Wisła przegrała 12 meczów w lidze. Tylko raz na wiosnę zaliczyła 5 kolejnych bez porażki, po czym znów zaczęła zbierać manto – z Piastem, Legią, Lechem, Śląskiem, nawet z Zagłębiem 1:4. Sezon wcześniej tych przegranych zaliczyła 11, najdłużej utrzymując się bez lania przez marne cztery tygodnie. Dziś , mimo że nie zrobiła przecież ani jednego dużego transferu, mimo że nie poprawiła zdecydowanie swojej sytuacji finansowej i wciąż opiera skład na tych samych zawodnikach, pozostaje jedyną ekipą w całej Ekstraklasie, która w sezonie 2013/2014 nie przegrała. Ani razu na dziesięć rozegranych kolejek.
7. Arkadiusz Głowacki strzelił gola – to również zjawisko spotykane mniej więcej z podobną częstotliwością, co cie szynki Johna Obi Mikela. „Głowa” ma na koncie w Ekstraklasie 309 rozegranych meczów i dokładnie 8 bramek, w tym trzy zdobyte jeszcze w XX wieku, nawet w barwach Lecha. Kiedy na inaugurację rozgrywek – 1 sierpnia 2009 roku – w meczu z Ruchem po raz ostatni trafił z akcji (nie liczymy karnego parę tygodni później), Wisła grała jeszcze w Sosnowcu, a po stadionie przy Reymonta jeździły dźwigi i koparki. Wczoraj wpisał się na listę strzelców znowu. Znowu z Ruchem.
8. Mariusz Lewandowski wezwany do kadry – prędzej typowalibyśmy, że jako postać na Ukrainie znana i poważana, wystartuje w wyborach do rady miejskiej Sewastopola, niż kiedykolwiek jeszcze otrzyma zaproszenie do reprezentacji kraju. „Cycuś” po raz ostatni zagrał w kadrze w 2009 roku, przeciwko Słowacji w Chorzowie, kiedy Stadion Śląski był jeszcze faktycznie stadionem, a nie wielkim placem budowy albo wręcz opustoszałym molochem, jakim jest dzisiaj. W międzyczasie zjechał ze swoim zespołem do drugiej ligi ukraińskiej, słuch po nim zupełnie zaginął. Do Polski nie docierały o nim żadne wieści – czy gra, czy dał już może sobie spokój. Nikt nie odnotował nawet, że przedłużył wygasający kontrakt. I oto mamy Lewandowskiego w kadrze Fornalika. Dziwy, panie.
9. Korona postanowiła grać hiszpańską piłkę – ostatnia drużyna Ekstraklasy w klasyfikacji Fair Play, przez dwa kolejne sezony zbierająca najwięcej żółtych i czerwonych kartek, opierająca swoją grę na niezmordowanej walce, zaangażowaniu, wybieganiu – krótko mówiąc: wszystkim, czego piłkarzy z Kielc nauczył Ojrzyński, zamiast nauczyć ich gry w piłkę – nagle postawiła na opcję hiszpańską. Zatrudniła Pachetę. Człowieka, który hołduje jakby nieco innym futbolowym zasadom, który na innej piłce się wychował i inaczej chciałby budować swój zespół. Póki co w Koronie tyle jest prawdziwego hiszpańskiego stylu, co oryginalnych ubrań największych marek na ukraińskim targowisku, ale trzeba przyznać – przyglądamy się temu zjawisku z nieskrywanym zainteresowaniem.
10. Dawid Nowak wytrzymał niesamowite obciążenia – najbardziej szklany piłkarz spośród szklanych, po dołączeniu do Cracovii zagrał siedem meczów w pierwszym składzie, schodząc w tym czasie z boiska na zaledwie dwie symboliczne minuty. Ani razu nie strzeliło mu nic w plecach, nie puścił żaden przywodziciel, prawdopodobnie nie nabawił się nawet przeziębienia. Gra i nawet strzela bramki – trzy konkretnie – w meczach z Wisłą oraz Ruchem. Jak wyliczył Tygodnik Kibica, Nowak po raz ostatni wytrzymał takie obciążenia, prezentując jako taką formę, w kwietniu i maju 2011 roku. Zagrał wówczas osiem spotkań w pierwszym składzie, po czym na szczęście… sezon się zakończył.
Jeszcze dwie kolejki i wyśrubuje rekord. Szczerze, życzymy powodzenia!