Ekstraklasowy maraton nie sprawia bynajmniej, że zapominamy o europejskiej piłce i naszych wobec niej powinnościach. A jedną z nich jest oczywiście wybór piłkarza miesiąca. Niezwykle przyjemny, gdy przychodzą najważniejsze rostrzygnięcia europucharów, bo to wtedy możemy co chwila oglądać najlepszych na świecie grających przeciwko sobie.
To co, lecimy?
Z myślą o Champions League, Schalke zawczasu zapewniło sobie usługi Utha. Nie trzeba było długo czekać, by w Gelsenkirchen utwierdzili się w przekonaniu, że to właściwy ruch. Z zespołami, które grały w tych rozgrywkach nie miał w tym sezonie problemu – strzelił trzy gole Bayernowi, jednego Dortmundowi, a w kwietniu odegrał prawdziwy koncert z Lipskiem. Już jesienią wbił RB gola, wiosną poprawił dwiema bramkami i asystą. Asystował też przy bardzo ważnej bramce Serge’a Gnabry’ego na wyjeździe z Eintrachtem, ratując punkt, który w kontekście kwalifikacji Hoffe do Ligi Mistrzów może się za moment okazać absolutnie bezcenny.
To jego dwa gole sprawiły, że Juventus uwierzył w odrobienie strat z Turynu i doprowadzenie do dogrywki w Madrycie. Może i nie jest to najbardziej efektowny z napastników na świecie, może i nie łapałby się nawet do top 30 najbardziej efetownych. Ale przez to, jak zasuwa, jak pokrywa każdy metr kwadratowy boiska, jak bez szemrania wraca się do obrony, ceni go każdy szkoleniowiec. A i ukłuć potrafi…
Jakby Argentyńczykom mało było kreatywnych zawodników, w tym sezonie w Paryżu objawił się im kolejny. W dodatku taki, który nie boi się też brudnej roboty, wślizgów, przepychanek w środku pola, walki o piłkę w parterze. W kwietniu na dobre zadomowił się w podstawowej jedenastce zespołu Unaia Emery’ego i tak jak szkoleniowiec PSG odchodzi w niesławie – bo znów nie dał rady ugrać czegoś w Lidze Mistrzów – tak budując Lo Celso i czyniąc z niego wartościowego zawodnika pierwszego składu, dołożył cegiełkę do przyszłych sukcesów, już po zmianie szkoleniowca.
Kwiecień był miesiącem, w którym Tottenham nie mógł jak zawsze liczyć na to, że Harry Kane co spotkanie przesądzi o wyniku, zapakuje kilka bramek i podziękuje za próbę podjęcia z nim walki. Pierwszoplanowe role musieli więc odegrać ofensywni pomocnicy. Eriksen nieco niżej niż Alli, bo kiedy on był najjaśniejszą postacią meczu ze Stoke – wiadomo, nie najłatwiejszego – to jednak Anglik zagrał pierwsze skrzypce w wyjazdowym spotkaniu z Chelsea. Choć i Duńczyk swoje zrobił.
Co miesiąc kręci się gdzieś w okolicach trzydziestki, aż wstyd za każdym razem odrzucać go w ostatecznej selekcji. To w ogromnej mierze dzięki Naldo defensywa Schalke jest jedną z trzech najszczelniejszych w lidze, 35-latek osiągnął w Gelsenkirchen absolutnie szczytową dyspozycję.
Awans do finału Ligi Mistrzów (a konkretnie trzy kwietniowe mecze, przegrany przez Liverpool 2:4 rewanż z Romą to już maj) Liverpool zawdzięcza w ogromnym stopniu swojemu ofensywnemu trio. Siejącemu popłoch, wymienianemu jako główny atut i niesamowite zagrożenie, szczególnie gdy przeciwnik musi gonić wynik i zostawić trio Mane-Salah-Firmino więcej miejsca na swojej połowie. Senegalczyk w minionym miesiącu nie był tak skuteczny jak koledzy, którzy znajdują się znacznie wyżej w naszym rankingu. Ale też trudno, by dla strzelca bramek zarówno w pierwszym meczu z Manchesterem City, jak i pierwszym z Romą, zabrakło wyróżnienia w trzydziestce.
Jeśli bijesz rekord Neymara w liczbie asyst w jednej edycji Champions League, to znaczy, że masz zajebisty sezon. Jeśli mimo tego, że przed tobą gra trzech wielkich wirtuozów, pracujesz sobie na uznanie i praktycznie po każdym meczu w najważniejszej fazie rozgrywek znajdujesz się wśród najwyżej ocenianych na boisku, to wiedz, że to jest twój miesiąc. Tak trzeba pisać o będącym jak wino Jamesie Milnerze, któremu zresztą poświęciliśmy ostatnio dwa teksty (mniejszy – o występie z Romą – TUTAJ, większy – bardziej sylwetkowy – TU).
W Lazio długo już nie zagrzeje, bo jego miejsce jest w klubie z absolutnego topu. Takim, który jest celem każdego młodego chłopaka, który zaczyna kopać piłkę. Serb łączy w jednej osobie wszystkie najlepsze cechy ofensywnego i defensywnego pomocnika – siłę, dominację w powietrzu i odbiór z umiejętnością zagrania otwierającej piłki, uderzenia z dystansu, podłączenia się pod atak w taki sposób, by samemu go zamknąć. W Lidze Europy w kwietniu głównie asystował, w Serie A dobił do dwucyfrowej liczby goli w całym sezonie – bramka z Sampdorią, a także arcyważna z Torino (jedyna w całym meczu) sprawiły, że w tym momencie jego licznik stanął na jedenastu.
Nadchodzi wielki turniej, a Payet już teraz w mistrzowskiej formie. Wszyscy pamiętamy, jak błyszczał na Euro 2016, teraz ma wszelkie dane ku temu, by zachwycać na mundialu w Rosji. W kwietniu dobił wreszcie do double-double, w tym momencie ma 10 goli i 24 asysty (!) we wszystkich rozgrywkach. Powiedzieć, że bez niego nie byłoby Marsylii w finale Ligi Europy, to nic nie powiedzieć. Kwiecień to gol i asysta w wygranym rewanżu z Lipskiem oraz dwie asysty z Salzburgiem. Liga? Gol i cztery asysty, które mocno przybliżyły Olympique do Ligi Mistrzów. Jeśli nagle nie wytraci pilkarskiego pędu, wraz z kolegami z pewnością w przyszłym sezonie posłucha “kaszanki”.
– Poproszę tosta z serem.
– Proszę.
– Dziękuję.
Do Immobile można się zwracać podobnie.
– Poproszę gola.
– Proszę.
– Dziękuję.
Włoch to bowiem maszynka. Liga Europy? Po bramce w obu meczach z Red Bullem Salzburg. Serie A? Gol i asysta w wygranym 2:1 meczu z Udinese, dwa trafienia z Sampdorią. Bez takiego żądła trudno byłoby rzymianom marzyć o powrocie na salony, o grze w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. 41 goli w 46 meczach we wszystkich rozgrywkach, do tego 11 asyst – oto jego bilans z tego sezonu, zdecydowanie najlepszego w całej dotychczasowej karierze.
Mecz z Chelsea – jego popis – dał Kogutom przewagę, której nawet mimo porażki z WBA nie były już w stanie roztrwonić. Dał szansę walki o miejsce na ligowym podium, a także przyklepaną wczoraj trzecią z rzędu kwalifikację do Champions League. Absolutnie kluczową dla pozostania przynajmniej części zawodników, którzy mając w perspektywie Ligę Europy pewnie zdecydowanie mocniej naciskaliby na odejście. Wisienką, jaką na swoim kwietniowym torcie umieścił Dele Alli – zdecydowanie dwa gole z The Blues. Przyjęcie i natychmiastowy strzał w pierwszej sytuacji, to piłkarska poezja najwyższych lotów.
Zadawanie pytania, gdzie byłoby Crystal Palace w tym sezonie bez Wilfrieda Zahy jest kompletnie bezcelowe. Wiadomo, że na 20. miejscu w lidze, witając się z Championship już od jakiegoś czasu. Gdy tylko iworyjczyk jest zdrowy, Palace nie ma większych problemów z wygrywaniem. Gdy go brakuje – dramat. W tym sezonie bez swojej największej gwiazdy Orły zagrały dziewięć meczów, przegrały wszystkie, zdobywając w nich zaledwie trzy gole. Jakoś tak się złożyło, że fatalna passa z początku sezonu (bez punktu i bez gola przez siedem kolejek) dobiegła końca, gdy napastnik wrócił do składu na mecz z Chelsea i od razu zaznaczył swoją obecność trafieniem. W kwietniu zaś Palace strzelało gole w 3 z 4 meczów, jedyny “pusty przebieg” to starcie, w którym rywala nie ukłuł Zaha. Czy to najlepszy piłkarz w Premier League, który nie gra w tym momencie w zespole Big Six? Zdecydowanie tak.
Jedni gdy słyszą o zainteresowaniu Barcelony nagle tracą chęć pojawiania się w ośrodku treningowym, inni doznają zagadkowej kontuzji pleców. A Antoine Griezmann, choć od plotek łączących go z Dumą Katalonii huczy już od dłuższego czasu, po prostu nadal robi swoje w Atletico. Po golu w ćwierćfinale i półfinale Ligi Europy, co w ostatecznym rozrachunku zaprowadziło ekipę Diego Simeone aż do meczu o trofeum, do tego bramka w derbach Madrytu, trafienie z Levante. Jeśli faktycznie odejdzie, będzie go na Wanda Metropolitano niesamowicie brakować.
Statystyki zwyczajnie imponujące. 2 gole, 6 asyst, nie było meczu w lidze, w którym Sterling nie dałby gola lub asysty, a w takim starciu z West Hamem zaliczył aż trzy otwierające podania. To on wlał też nadzieje w serca kibiców, gdy po 0:3 na Anfield, inteligentnym podaniem obsłużył Gabriela Jesusa, który strzelił na szybkie 1:0. Mógłby być jeszcze wyżej, gdyby tylko wpadł mu gol z Manchesterem United. Niestety, zamiast zatrzepotania w siatce po dość przypadkowym uderzeniu, piłka odbiła się od słupka.
Jeśli – jak sygnalizował Robert Lewandowski w wywiadzie dla Der Spiegel – przepaść między Bayernem a najlepiej płacącymi za zawodników klubami świata urosła na tyle, że zawodnicy nie postrzegają już tego klubu jako ostatecznego celu swojej wędrówki, to Joshua Kimmich zdecydowanie zapracował sobie na to, by pójść jeszcze wyżej. W tym momencie trudno wskazać wielu prawych obrońców tak znakomitych, tak wszechstronnych, a jednocześnie tak młodych jak Niemiec. W minionym miesiącu w lidze – dwie asysty. W Champions League – bramka z Realem Madryt. W spotkaniach z Królewskimi i Sevillą jeden z absolutnie najlepszych graczy spośród obecnych na placu gry.
Mamy się czego obawiać na mundialu. Co z tego, że Falcao nie ładuje już bramy za bramą jak na początku sezonu, skoro Bacca strzela aż miło? W lidze zagrał cztery mecze, w których zdobył sześć goli, jego popisem było starcie z Celtą Vigo – hat-trick zaliczony w 25 minut.
Co tak wysoko w naszym zestawieniu robi zawodnik najgorszej ekipy Serie A? Cóż, gdy Lewandowski strzela sześć goli w pięciu meczach dla Bayernu, mówimy że Polak ma naprawdę świetny okres. Gdy Messi trafia sześć razy w pięciu meczach dla Barcelony – także. Dlaczego więc nie możemy napisać wprost: w kwietniu wśród snajperów Serie A rządził Cheick Diabate? Tym większa to sztuka, że jemu piłek nie dogrywa ani James Rodriguez, ani Luis Suarez, tylko Guilherme czy Nicolas Viola. A Diabate w trzech meczach z rzędu notował dublety – wśród nich niezwykle doniosły z Juventusem.
Wreszcie złapał pewność, jakiej tak bardzo potrzebował i bez której trudno mu się grało na szpicy Arsenalu. Gdy przychodził na The Emirates Pierre-Emerick Aubameyang, wydawało się, że dla niego może braknąć miejsca. W tym momencie mało kto wyobraża sobie Kanonierów w sezonie 18/19 bez Francuza. Ukłuł Atletico, trafiał z West Hamem, Stoke i Newcastle, tak dobrego strzelecko miesiąca nie miał od początku swojej londyńskiej przygody.
“El Pistolero” zdecydowanie zmierza w kierunku bycia jednym z najgroźniejszych napastników nadchodzących mistrzostw świata. Kto wie, czy nie jego ostatnich, w końcu w 2022 roku będzie już mieć 35 lat. A determinacja, by zostawić po sobie znakomite wrażenie akurat u Urugwajczyka musi być niesamowita – w 2010 dał się zapamiętać jako gość od ręki, która dała Urusom półfinał, w 2014 jako ten, który ugryzł Chielliniego. Czas na mundial, po którym Suareza wspominać będziemy tylko – i aż – jako świetnego piłkarza. W Barcelonie nie mogą mieć ostatnio co do tego wątpliwości.
Niesamowity. Piekielnie groźny. O ile w głowie ma już wszystko poukładane – za młodszych lat było z tym różnie – może być gotowy na wejście półkę albo dwie wyżej. Skrzydłowy wreszcie dorasta do potencjału, o jaki za młodu był posądzany. Kwiecień to 6 goli i 1 asysta, wielki udział w wyeliminowaniu i Lipska, i Salzburga w drodze do finału Ligi Europy. W lidze? Trzy mecze, cztery gole.
Zawodnik miesiąca w Manchesterze United. W lidze jego popisem było spotkanie z Manchesterem City, któremu wraz z kolegami nie pozwolił świętować tytułu w najbardziej upokarzający dla niego i jego kolegów sposób – po meczu z Czerwonymi Diabłami. Francuz wbijając dwa gole wybił rywalom swojego klubu z głowy fetę. Znakomicie zagrał w środku pola także w półfinale FA Cup z Tottenhamem, uwieńczając dobry mecz asystą przy golu Alexisa Sancheza.
Najbardziej było widać, jak ważny jest dla Realu, gdy go zabrakło. A zabrakło w rewanżu z Juventusem, gdzie Włosi byli o krok od sprawienia jednej z największych sensacji XXI wieku. Wyeliminowania Realu na Santiago Bernabeu mimo porażki 0:3 na Juventus Stadium. Gdy wrócił do składu na Bayern, schował do kieszeni Roberta Lewandowskiego. Znakomicie zagrał też w Turynie. Był pewny w swoich interwencjach, dawał dużo spokoju kolegom.
Dowódca środka pola Bayernu. Jeśli ktoś odpowiada za tempo akcji Bayernu, to właśnie Alcantara. Jeśli Bawarczycy przyspieszają, to pewnie dlatego, że Hiszpan dał taki komunikat. Gdy zwalniają, by poklepać – tak samo. Świetny miesiąc pieczętuje nominacjami do jedenastki kolejki w Bundeslidze i Lidze Mistrzów.
Najlepszy na boisku w meczu z Barceloną, który już na dobre zapisze się w historii europejskich pucharów swoim dramatyzmem i tym, w jaki sposób Roma odwróciła losy rywalizacji z niekwestionowanym faworytem. Znakomicie spełniał swoją rolę, nie tylko golem, ale udziałem w budowaniu kolejnych akcji. Nie ograniczał się bynajmniej tylko do “wykończeniówki”. Każdy mecz Ligi Mistrzów w kwietniu to gol, gorzej było w lidze, gdzie odblokował się dopiero w ostatnim meczu miesiąca z Chievo Werona. Ale wiadomo, które rozgrywki mają zdecydowanie większą wagę.
Wyczuwa już chyba, że zbliża się wielka impreza. On je kocha, on chłonie ich atmosferę, stając się jeszcze lepszym piłkarzem, niż jest w klubie. Trudno się spodziewać, by tak dysponowany jak ostatni Muller miał mieć problem z pokazaniem w Rosji pełni możliwości. W Lidze Mistrzów bez liczb, ale powiódł Bayern do finału Pucharu Niemiec hat-trickiem w półfinale z Bayerem, a także znakomicie spisywał się w lidze, gdzie wylądował w najlepszej jedenastce zarówno 30., jak i 31. kolejki.
Asysta w pierwszym i gol w drugim meczu z Manchesterem City to była tylko przygrywka do tego, co miało nastąpić w półfinale Champions League. Bobby Firmino strzelił dwa gole, dorzucił dwie asysty, mając ogromny udział przy zapewnieniu Liverpoolowi bezpiecznego bufora przed rewanżem w Rzymie. Trochę brakło tej skuteczności w lidze, gdzie Liverpool pogubił punkty, a Firmino zdobył bramkę tylko w starciu z Bournemouth. Mimo to jednak trzeba powiedzieć, że Brazylijczyk wyrasta na jednego z największych kozaków na swojej pozycji w Europie.
Wow. Co za miesiąc, co za liczby. Dwanaście goli wypracowanych w pięciu spotkaniach. Depay kompletnie poległ w Manchesterze, ale w Lyonie powstał jak feniks z popiołów i za moment znów może zapukać do drzwi jednego z najpoważniejszych graczy na piłkarskiej scenie. Zaczęło się od dwóch goli z Tuluzą, później był gol i cztery (!) asysty z Metz, gol i asysta z Amiens, bramka z Dijon i znów gol i asysta, tym razem z Nantes. Lyon wygrał w kwietniu 5 na 5 meczów, co z zawodnikiem w takiej formie nie było szczególnie trudne.
Rzym zdecydowanie nie będzie ulubionym urlopowym kierunkiem Messiego. Gdyby na Stadio Olimpico nie wydarzyło się to, co się wydarzyło, odbiór kwietnia w jego wykonaniu byłby tylko lepszy. W końcu miał udział przy trzech z pięciu goli w finale Copa del Rey, walnie przyczyniając się do zdobycia trofeum. W lidze zanotował dwa hat-tricki – jeden domowy i jeden wyjazdowy. A jednak z Romą nie dał Barcelonie ani gola, ani asysty, ani – w efekcie – awansu.
Co tu dużo mówić…
Ronaldo zapracował sobie na coś, co wielu piłkarzom nie zdarza się podczas całej piłkarskiej kariery. Na oklaski kibiców rywali. Znów – mówiąc kolokwialnie – odpalił się wtedy, kiedy jest Realowi najbardziej potrzebny. Najpierw w Turynie, dając hat-tricka, później w Madrycie, zamieniając karnego w ostatniej minucie na dającego półfinał gola. W lidze oszczędzany, a jednak gdy już zagrał, dołożył trafienie w derbach z Atletico.
Egipski król wreszcie na tronie. Jako że kwiecień to dwumecz z Manchesterem City (dwa gole i asysta) oraz pierwsze spotkanie z Romą (dwa gole i dwie asysty), po prostu nie mogło być inaczej. Mohamed Salah na dobre stał się idolem The Kop, zapracował sobie na dozgonne uznanie przy Anfield, nawet jeśli już tego lata ktoś jeszcze bogatszy wyciągnie po niego ręce. W lidze do swojego dorobku dołożył jeszcze dwa gole, idąc pewnie po tytuł króla strzelców Premier League.