Gdy po wtorkowej porażce z Austrią, irlandzka federacja odwołała środową konferencję prasową, mówiło się, ze potrzebuje trochę czasu, żeby przeanalizować sens dalszej współpracy z Giovannim Trapattonim. W rzeczywistości nie było jednak, czego analizować. O godzinie 9:30 selekcjoner stawił się w siedzibie związku i po kilkunastu minutach dostał wypowiedzenie. To koniec włoskiego eksperymentu. Mówi się, że teraz puzzle na nowo poukłada Martin O’Neill.
Trap w Irlandii pracował ponad pięć lat. Awansował na Euro 2012, a gdyby nie sędziowie i nieprawidłowy gol Henry’ego grałby też na mundialu w RPA. Przegrał tylko 25 procent spotkań. Dawał szansę młodym. Można więc powiedzieć, że kompromitacji nie było, ale od jakiegoś czasu ewidentnie dało się zauważyć, że pewna formuła wygasła. Robbie Keane nie grał już przecież w Tottenhamie tylko w MLS. W bramce nie stał Shay Given, tylko przeciętny David Forde. Do tego doszło napięcie na linii Trapattoni – dziennikarze i spirala zaczęła się nakręcać.
Słabe wyniki. Puste trybuny. Kibice nie żałują Trapa, bo zaraz przyjdzie Martin O’Neil albo Roy Keane i spróbuje to poukładać na nowo. – Szkoda tylko Manueli Spinelli – wspominają irlandzcy dziennikarze o tłumaczce selekcjonera, która przez kilka lat wzbudzała zainteresowanie tabloidów, a nagle okazuje się, że jej zabraknie.
Na szczęście już ruszyła twitterowa machina pt. Trappatoni wolny, bierzmy go do Polski! Słabo to widzimy, ale jedno jest pewne: po Smutnym Waldemarze w końcu byłoby zabawnie. Na przykład jak na słynnym filmiku poniżej.
