W minionym roku „Mierzej” na parę miesięcy wypadł ze składu Trabzonsporu, co jak się okazało, wcale nie przeszkodziło mi w kolekcjonowaniu powołań do reprezentacji. Od maja do końca października nie zagrał w Turcji w ani jednym meczu, za to w kadrze – jasne, pojawił się aż siedem razy. W tym dwa podczas Euro i trzykrotnie w eliminacjach MŚ.
Brzmi trochę jakbyśmy mieli do czynienia z reprezentacją 2-milionowego państwa, który ma piętnastu piłkarzy na krzyż i jak jednego łupnie w krzyżu, to już nie ma komu usiąść w rezerwie. Ale co tam, w blisko 40-milionowym kraju sytuacja właśnie się powtarza.
Bartosz Salamon (nic do chłopaka nie mamy, niech mu się wiedzie jak najlepiej) nie zagrał oficjalnego meczu w klubie od kiedy został piłkarzem Milanu. Krótko mówiąc: nie kopnął piłki od stycznia, grubo ponad pół roku. Dziesięć razy usiadł na ławce: najpierw w Milanie, potem w Sampdorii, by w międzyczasie zaliczyć pięć meczów w reprezentacji.
90 minut z San Marino
5 minut w meczu z Danią
90 minut z Mołdawią
45 minut z Liechtensteinem
87 minut z San Marino
Już to kiedyś pisaliśmy i pewnie jeszcze napiszemy, ale to jednak trochę śmieszne, że zawodnik od ośmiu miesięcy nie ma jakiegokolwiek rytmu meczowego, a selekcjoner regularnie korzysta z niego, także w spotkaniach o punkty. Jeszcze śmiesznie, że tak sam selekcjoner nie chciał nawet na Salamona spojrzeć, kiedy ten w Brescii występował regularnie, zbierał bardzo dobre recenzje i nawet strzelał gole. Oj nie, wtedy się nie nadawał.
Dziś po 0 meczach w Milanie i 0 meczach w Sampdorii już jest odpowiedni.
Fot. FotoPyk