Pięć irracjonalnych tłumaczeń i wyjaśnień po wczorajszym pożegnaniu z mundialem

redakcja

Autor:redakcja

07 września 2013, 20:06 • 4 min czytania

Wczoraj delikatnie oberwało się Fornalikowi, nieco mocniej oberwało się formacjom ofensywnym, najmocniej zaś – defensorom kadry PZPN-u. Sądzimy, że spełniliśmy swoją dziennikarską powinność, bo właśnie tak należy postrzegać zrypanie reprezentacji niemal 40 milionów ludzi za brak choćby próby wywalczenia awansu do mistrzostw świata. Nie zrozumcie nas źle – już dawno zorientowaliśmy się, że jesteśmy europejskim czwartym koszykiem, dlatego wczoraj nie pisaliśmy o hańbie, żenadzie i tym podobnych uczuciach, które towarzyszyły nam choćby w ostatnich sekundach polskiego Euro 2012. Ot, trzeźwa ocena tego zespołu, który zwyczajnie wyżej podskoczyć nie dał rady.
Okazało się jednak, że kilkadziesiąt minut niezłej gry, jeden gol Lewandowskiego i parę ciekawych akcji Klicha wystarczyło, by w narodzie obudził się optymizm. A jeśli nie optymizm, to przynajmniej chęć obrony słabej drużyny, jaką jest team Fornalika. Zdziwiliśmy się, bo sądziliśmy że wczoraj nie pozostawiono nam nawet złudzeń, a dziś bronić kadry będą tylko ci, którzy są w tym celu zatrudnieni przez PZPN w departamencie mediów. Niestety, myliliśmy się. Patrząc po komentarzach – ludzie uwierzyli, że wczoraj oglądali zespół swoich marzeń. Ł»e sędziowie, że wcale nie tak źle, że jeszcze jest szansa, a Waldek King. No właśnie. Wyselekcjonowaliśmy pięć najgłupszych tłumaczeń wczorajszego remisu, będącego de facto definitywnym pożegnaniem z Brazylią.

Pięć irracjonalnych tłumaczeń i wyjaśnień po wczorajszym pożegnaniu z mundialem
Reklama

1. Przecież graliśmy dobrze w ofensywie!

Tak, graliście dobrze, to nie ulega wątpliwości. Świetny i harujący jak wół „Lewy”, kreatywny Zieliński, zapierdzielający Kuba i Klich w życiowej formie – oglądało się to naprawdę efektownie. Te rajdy, klepki, dokładne podania – całe oblężenie czarnogórskiej bramki. Tylko jakoś przez cały mecz, od kiedy tylko dostaliśmy składy, nie mogliśmy wyrzucić z głowy… tego, z kim my tak naprawdę gramy! Czarnogóra nie skorzystała w tym meczu ani z Joveticia, ani z Delibasicia, a Vucinić wyróżnił się jedynie wrzaskami na arbitra. A jeśli prześledzimy przynależność klubową kolegów Vucinicia, wyłączając jego samego, to wyjdzie, że mierzyliśmy się – za przeproszeniem – z prawie samymi przeciętniakami.

Reklama

Tom Tomsk, Fiorentina, Lille, Spartak Nalczyk, Mordowija Sarańsk, Fulham (na razie bez debiutu), bezrobotny, Dacia Chisinau, Rapid Wiedeń, FC Seul, Crvena Zvezda (zmiennik Vucinicia).

Więc sami widzicie… Tragedii nie ma, ale szału tym bardziej.

2. To wina obrony! Spójrzcie jak kosił nasz super-atak!

Okej, nie przeczymy, atak tworzył sobie okazje do zdobycia gola. Teraz jednak ujawnimy wam wstrząsającą prawdę o świecie – dużo okazji miał też w ubiegłym sezonie Bartek Ślusarski. Dużo okazji miewa فukasz Teodorczyk. Moc okazji miała cała gromada napadziorów, od Buzały i Grzelczaka, po Abbotta i Sultesa. A jednak, niektórych ocenia się lepiej, a innych gorzej. Skąd bierze się różnica? Z tajemniczego współczynnika nazywanego czasami skutecznością, który sprawia, że jedni wygrywają mecze swoim składom poprzez strzelanie goli, a inni przegrywają, gdy masowo pudłują/strzelają w bramkarza/w poprzeczkę.

Polski atak strzelił jednego gola na własnym stadionie. Polska obrona straciła jednego gola na własnym stadionie. Naszym zdaniem jakiekolwiek tłumaczenia są tu zbędne – nie wystarczyło to do zwycięstwa, atak strzelił za mało, a obrona straciła za dużo. Zresztą, na Boga, jakie to ma znaczenie? Eliminacje przegrywa się nie w 45, nie w 90, nawet nie 180 minut. I stąd też:

3. Sprawiedliwe byłoby zwycięstwo (bo Klich, bo Zieliński sam na sam, bo karny, bo spalony)

Okej, niech wam będzie. Sprawiedliwe byłoby zwycięstwo. I co teraz? Mamy przed sobą mecze w jaskini lwa, na przeklętym Wembley, na którym ogranie Anglików nie graniczy z cudem, tylko ramy kwalifikacji do kategorii „cuda” zdecydowanie przekracza oraz na Ukrainie, gdzie też dostać w czapkę nieco łatwiej, niż ugrać choćby „oczko”. Nawet trzy punkty wczoraj i trzy punkty na Wembley wciąż nie dałyby nam jednak żadnej gwarancji. Generalnie wiara, że wczoraj dzieliły nas sekundy od Brazylii i zabrakło jednego gola, by zamiast w piekle, nasze Orły wylądowały w niebie – jest naiwna. Bardzo naiwna.

4. Jeszcze mamy matematyczne szanse!

Niech San Marino wytrze podłogą Ukrainę, Anglia dostanie w łeb od Czarnogóry, a Wawrzyniak/Boenisch/Szukała nie da się objechać Rooneyowi i Konopliance. Nie, sorry, nie chce nam się nawet sprawdzać tych wariantów. Eliminacje zostały przerżnięte, skompromitowaliśmy się na całej linii, a zasłanianie się matematyką to jeszcze większy obciach niż przyjęcie oklepu od Mołdawii. Dajcie spokój…

5. Mamy drużynę na przyszłość!

Ano mamy, mamy… Krychowiak, Glik, Klich, Zieliński, Pawłowski, może nawet Lewandowski… Słowa Wojtka Kowalczyka sprzed półtora roku, który apelował, by Fornalik budował kadrę na Euro 2016, nabierają nowego znaczenia. Tylko co z tego, skoro selekcjoner nie jest selekcjonerem, nie ma najmniejszego pojęcia, jak radzą sobie „stranieri”, w wolnych chwilach bije się z myślami, czy obciąć żywopłot, czy oglądać wywracającego się Kalisza, a zamówienie biletu lotniczego kojarzy mu się ze skomplikowaną operacją informatyczną? Tak, wierzymy w to, że ten zespół ma potencjał, ale niestety potrzebny jest selekcjoner. Może w końcu takiego się doczekamy.

Fot: Fotopyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama