Golenie frajerów w grupie H, czyli pewne zwycięstwa Anglii i Ukrainy

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2013, 23:55 • 3 min czytania

W meczu dwóch odwiecznych rywali, San Marino i Ukrainy, zaskakujący wynik. Wszyscy spodziewali się wyrównanego starcia, jak zawsze w przypadku tak prestiżowych i ważnych dla obu zespołów spotkań. Przewidzieć zwycięzcę tego meczu mógł jedynie Nostradamus, wspomagany przez wróżbitę Macieja oraz nieodżałowaną wróżkę Weszławę. Tymczasem takie zaskoczenie, Ukraina wygrała, dość pewnie i w miarę zasłużenie.
Valentini siedemnaście razy bronił dziś strzały Ukraińców. Miał chłopak pracy, nie mógł narzekać na nudę, ale uratować dzisiaj San Marino nie mógłby nawet Wakashimazu. Ukraina wyglądała naprawdę na zmotywowaną, jak mało kto grając przeciwko sympatycznej kadrze Włochów z odzysku, którą przy odrobinie wiary możemy nazwać „Squadra Azurra Z”. Konoplyanka i spółka grali, jakby założyli się z kimś o niemałe pieniądze, że padnie dwucyfrówka. Nie mieli litości, cztery zero do przerwy, pięć goli dorzuconych po przerwie… Naszego wyniku 10:0 sprzed lat jednak nie dogonili, więc to biało-czerwoni wciąż mogą szczycić się dumnym mianem „pogromców San Marino”. Może Ukraińcy pozazdrościli bilansu bramkowego Anglikom, którzy mają solidne +22 w golach, a to w ostatecznym rozrachunku grupowym może mieć znaczenie – nasi sąsiedzi podgonili dzięki dzisiejszemu meczowi na +15, odstawiając daleko Czarnogórę. Ważna informacja z meczu: w 93 minucie Danilo Ezequiel Rinaldi zmienił Alexa Gasperoniego.

Golenie frajerów w grupie H, czyli pewne zwycięstwa Anglii i Ukrainy
Reklama

Trener Mołdawian to bardzo rzeczowy facet. Powiedział przed meczem „Anglia jest dla nas za dobra” i jak powiedział, tak zrobił. Za pośrednictwem nóg swoich podopiecznych, ale zawsze: dotrzymał słowa. To na plus. Poza tym jednak, że zrobił dobrą reklamę Mołdawianom, nie za wiele dobrego można powiedzieć o jego zespole. Owszem, gdy spotkasz Mołdawianina na bazarze i zapewni cię, że te dżinsy na sprzedaż nie są kradzione, to pewnie warto zaufać. Ale jak Mołdawianina kupi twój klub to nie ma co w szale radości otwierać 0.7 – no, chyba że ma na nazwisko Curtian i jest 1996 rok. Jeśli jednak te warunki nie występują, zbastuj. Każdy outsider miewa mecze chwały, ale dziś takiego nie uświadczyliśmy.

Reklama

Był to jedno z najbardziej przewidywalnych spotkań, jakie tylko można oglądać. Anglia kontrolowała mecz od początku do końca. Trudno powiedzieć, że gdy Lambert strzelił bramkę na 2:0 emocje w meczu się skończyły, bo najpierw musiałyby się zacząć, a tego dziś nie uświadczyliśmy ani na sekundę. Trudno chwalić specjalnie synów Albionu za ten mecz, grali z Mołdawią u siebie, a na swoim boisku to nawet my ich potrafimy ograć. Statystyki – zero celnych strzałów gości, 67% posiadania piłki przez wyspiarzy, ich siedemnaście oddanych strzałów, to wszystko, co chciałbyś wiedzieć o tym spotkaniu.

Liderem Anglików był dziś Welbeck (angielska prasa nieprzypadkowo pisze o meczu, „Job Wel Done”) , ale i tak dostanie on niezły opieprz w szatni, bo wykartkował się z następnego kluczowego spotkania z Ukrainą na wyjeździe. Mieliśmy zresztą też ciekawy obrazek w 45 minucie, gdy Danyn właśnie strzelał trzecią bramkę, a Hodgson wydzierał się na niego jakby właśnie zawalił mecz – wszystko dlatego, że minutę wcześniej gracz United obejrzał feralny kartonik. W kadrze wydaje się, że na dobre zadomowił się też Ricky Lambert, który wyszedł dziś w pierwszym składzie i uświetnił ten występ bramką.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama