Kolejnym, którego poprosiliśmy o wytypowanie swojej jedenastki kumpli, jest znany z występów w Feyenoordzie Tomasz Rząsa. Obecny koordynator reprezentacji ds. mediów wspomina m.in. grę na lewej stronie z Robinem van Persiem i pierwsze kroki w Heerenveen obecnego snajpera Schalke, Klaasa-Jana Huntelaara.
W bramce naturalnie Jerzy Dudek – jego nazwisko narzuca się samo. Grałem z nim w Feyenoordzie dwa lata i tym czasie bronił we wszystkich meczach w lidze i pucharach, nie popełniając przy tym nawet najdrobniejszego błędu. Był w niesamowitej formie. Został zresztą wybrany najpierw najlepszym bramkarzem ligi holenderskiej, a rok później najlepszym jej zawodnikiem.
Na prawej obronie umieściłbym Bretta Emertona – zawodnika o niespotykanej szybkości i wydolności. Rządził od jednej linii końcowej do drugiej. Koń nie do zajechania, który później zrobił dużą karierę w Blackburn. W środku stawiam na Zorana Mirkovicia i Ulricha van Gobbela. Pierwszego pamiętam z Partizana. Wielka osobowość – tak najkrócej można go opisać. Wracał wtedy z zagranicznych wojaży we Włoszech (Atalanta i Juventus) i Turcji (Fenerbahce), a że miał nieprzeciętne umiejętności, to niemal z miejsca stał się liderem zespołu. Van Gobbel, z którym grałem w Feyenoordzie, miał z kolei fantastyczne warunki fizyczne i był naprawdę niesamowicie szybki. Pamiętam, że kiedyś telewizja zrobiła show i namówiła go na wyścig z mistrzem Holandii w sprincie na 100 metrów i Ulrich ten bieg wygrał. Na lewą stronę defensywy cofnąłbym grającego często na skrzydle Petera van Vossena. Graliśmy razem tylko przez rok, ale pamiętam, że był bardzo ofensywnie usposobiony, a przy tym świetny w odbiorze.
Na prawym skrzydle bez cienia wątpliwości wystawiłbym najlepszego dryblera z jakim spotkałem się w jednej drużynie – Bonaventure Kalou. Nie miał wyuczonych zwodów tylko bazował na balansie ciała i bardzo dynamicznym odejściu w najmniej spodziewanym kierunku. Wiele razy grałem przeciwko niemu na treningach i miałem z nim mnóstwo problemów. Potrafił zrobić wiatrak.
W środku pola Shinji Ono – chyba najlepiej wyszkolony technicznie zawodnik, z jakim przyszło mi grać. Co typowe dla Japończyków – patrząc na jego grę nie mogłeś wyłapać, którą nogę ma mocniejszą. Obiema operował kapitalnie, a że oczy miał dookoła głowy to potrafił w najmniej spodziewanym momencie rzucić piłkę na centymetry. Prywatnie bardzo spokojny chłopak. Pamiętam, że jakoś niedługo po mundialu w 2002 roku byliśmy zaproszeni do Japonii na mecz i Shinji dostał statuetkę za najlepszego piłkarza Azji. Szkoda tylko, że brakowało mu trochę warunków fizycznych i szybkości, bo pewnie grałby w zdecydowanie mocniejszych klubach niż Feyenoord. Obok niego Ljubinko Drulović z Partizana Belgrad. Wrócił po wielu latach z Portugalii, a zapamiętałem go z tego, że dośrodkowywał i strzelał bramki… zewnętrzną częścią lewej stopy.
Z obsadą lewej flanki też nie mam najmniejszych problemów – Robin van Persie jest jedynym kandydatem. Dwa lata graliśmy na jednej stronie i już wtedy był postacią nietuzinkową. Delikatnie mówiąc defensywą głowy raczej sobie nie zaprzątał, ale z przodu był niesamowity. Odebranie mu piłki graniczyło z cudem, a minięcie trzech-czterech rywali na kilku metrach kwadratowych nie sprawiało mu najmniejszych problemów. Nie zapomnę półfinału Pucharu UEFA z Interem – robił z włoską defensywą, co chciał, a miał wtedy dopiero 19 lat. Poza tym dość niesforny chłopak, który często przedkładał swoje techniczne popisy nad dyscyplinę taktyczną.
Z napastnikami miałem spory problem, bo w odstawkę poszli Jon Dahl Tomasson, Georgios Samaras i Julio Ricardo Cruz, ale zdecydowałem się na dwa wielkie holenderskie nazwiska: Pierre van Hooijdonk i Klaas-Jan Huntelaar. Van Hooijdonk był prawdziwym wirtuozem stałych fragmentów gry. Kiedyś nawet ktoś policzył, że był pod tym względem zdecydowanie skuteczniejszy od Platiniego, którego przecież wielu uważa za najlepszego egzekutora rzutów wolnych. Zawsze dzień-dwa dni przed meczem po treningu brał drugiego bramkarza, ustawiał mur i dziesięć piłek i choć wszyscy wiedzieli, że będzie strzelał nad murem, to i tak zawsze 8-9 piłek lądowało w siatce. Z Huntelaarem spotkałem się z kolei w Heerenveen, gdzie trafił jako król strzelców drugiej ligi. Co ciekawe nie miał ani jakiejś niesamowitej techniki, ani specjalnej szybkości, a i tak strzelał jak szalony.
Fot: Fotopyk







