Nie od dziś wiemy, że jak dzieje się coś złego, wśród winnych na pewno są media. W piłce wyjątku nie ma. Perfidne pismaki może i na boisko nie wychodzą, nogi nie podstawiają, ale od czasu do czasu zadadzą trudne pytanie, będą drążyć zamiast poklepywać po ramieniu, a w ogóle sama obecność kamer czy dyktafonów stresuje i dekoncentruje zawodnika. Fakt, iż w czwartek pogadał przez kwadrans, bez wątpienia utrudni mu dobre przyjęcie piłki w niedzielę. Dziwna zależność, jednak w wielu klubach znajdują na nią sposób. Modna w Ekstraklasie staje się cisza medialna. Pytanie (ha, znów te pytania!), czy to naprawdę pomaga?
Liderem ciszy jest w ostatnim czasie Lech Poznań. Zawodnicy poza konferencjami prasowymi i strefą mieszaną po meczach nie mogą rozmawiać z dziennikarzami. Nenad Bjelica wprowadził takie obostrzenia już rok temu w decydującej fazie sezonu. Na początku nawet poskutkowało, bo “Kolejorz” wygrał cztery mecze z rzędu. W czterech następnych odniósł jednak tylko jedno zwycięstwo i mistrzostwo uciekło, a wcześniej przegrał też finał Pucharu Polski z Arką Gdynia.
Tydzień temu Bjelica powtórzył ten manewr. Na razie można dorobić ideologię, że pomogło, bo udało się wygrać w Lubinie. Przed Lechem jeszcze pięć meczów, a poza sezonem 2014/15, mocne finisze w ostatnich latach nie było jego mocną stroną. Tak tylko dopytamy, czy Chorwat zabronił też piłkarzom korzystania z internetu i mediów społecznościowych? Coś nam się wydaje, że to mogą być czynniki znacznie bardziej dekoncentrujące.
W Poznaniu takie praktyki stosowano jeszcze przed Bjelicą. Na przykład we wrześniu 2015 roku nie zorganizowano konferencji prasowej przed meczem Pucharu Polski z Ruchem Chorzów, a po treningu piłkarze nie odpowiadali na pytania dziennikarzy. Klub tłumaczył, że regulamin PP nie nakłada takiego obowiązku, a zespół chce się teraz możliwie najbardziej wyciszyć. Udało się wygrać 1:0 po samobóju Rafała Grodzickiego.
W ślady Lecha poszedł teraz Piast Gliwice. Normalnie w każdym tygodniu odbywa się przy Okrzei media day, a dostęp do piłkarzy w innym terminie też przeważnie nie jest większym problemem. Waldemar Fornalik uznał jednak, że teraz każda aktywność medialna może zaszkodzić. Niektórzy zawodnicy odwoływali nawet umówione wcześniej rozmowy. Na razie to rozporządzenie dotyczy domowego meczu z Arką Gdynia i wyjazdowego z Sandecją Nowy Sącz.
Piast ciszę wprowadził już jesienią przed bojem z Górnikiem Zabrze. Na próżno – drużyna przegrała po tym, jak Igor Angulo nabrał sędziego, który niesłusznie podyktował rzut karny.
Cisza medialna to żadna nowość w świecie piłki, nie wymyślono jej rok temu. Bogatą tradycję również w tym względzie ma właśnie Górnik Zabrze. Piłkarze kiedyś zrobili sobie medialne wolne przed i po jednym z meczów, z czego tłumaczyć musiał się ówczesny prezes Łukasz Mazur. – Cisza medialna, którą rzeczywiście zarządził szkoleniowiec, dotyczy okresu poprzedzającego mecz. Myślę, że zawodnicy zinterpretowali to polecenie zbyt szeroko, z pewnością nie powinno ono obejmować rozmów po zakończeniu spotkania. Część winy ponoszą też ochroniarze pracujący na meczu, ale wszystkie te kwestie zostaną wyjaśnione. Deklaruję, że klub prowadzi otwartą politykę medialną – zapewniał, cytowany przez sportslaski.pl.
Adam Nawałka, prowadząc pierwszoligowego wtedy Górnika, zarządził do odwołania zakaz wywiadów 9 kwietnia 2010 roku. Dzień później miała miejsca tragedia w Smoleńsku, najbliższą kolejkę przełożono i następny mecz rozegrano dopiero 24 kwietnia. Odpoczynek od kamer i dyktafonów z pewnością nie zaszkodził. Zabrzanie wygrali 2:0 ze Zniczem Pruszków, a w następnych sześciu spotkaniach wywalczyli 16 punktów. Górnik w tamtym sezonie wrócił do Ekstraklasy.
Cisza medialna przy Roosevelta obowiązywała także w listopadzie 2015, ale wtedy można było to zrozumieć. Chodziło bowiem o nagłą śmierć Krzysztofa Maja, dyrektora klubu. Stało się to przed domowym spotkaniem z Wisłą Kraków. Padł remis 1:1.
W tym sezonie dziennikarze ograniczone pole działania mieli jeszcze przy Pogoni Szczecin. Kosta Runjaić przed swoim debiutem nałożył knebel na usta zawodników, ale samemu wychodził do mediów. Nie pomogło – “Portowcy” przegrali na stadionie Wisły Kraków. Rozkręcili się dopiero kilka tygodni później, na sam koniec rundy jesiennej.
Maj 2010 roku. W Pogoni bezwzględną ciszę medialną na cztery dni przed finałem Pucharu Polski z Jagiellonią wprowadził trener Piotr Mandrysz. Celu nie osiągnął – trofeum zgarnęła “Jaga” dzięki bramce Andriusa Skerli.
Od mediów drużynę próbowali odcinać także selekcjonerzy. Robił to Franciszek Smuda, robił też… Adam Nawałka za pośrednictwem Zbigniewa Bońka. “Sorry Panowie Dziennikarze, ale do niedzieli jest “silenzio stampa” pełna koncentracja, razem z 58 tys. walczymy o Francję” – pisał na Twitterze prezes PZPN przed decydującym o awansie do Euro 2016 meczem z Irlandią. Wygraliśmy 2:1, przepustki na turniej uzyskaliśmy.
Medialna cisza zdarzała się też na niższych szczeblach, nawet… trzecioligowych. We wrześniu 2016 w słabszym okresie od mediów odgrodził się Motor Lublin. Czy to na dłuższą metę pomogło? Raczej nie. Z Avią Świdnik wygrano, ale następne trzy mecze ligowe to już zaledwie jeden punkt.
Nie mówimy rzecz jasna o zjawisku typowo polskim. Miało ono miejsce również u najlepszych i to niekoniecznie od święta. Przerwę od wywiadów kilka razy miał w ostatnich latach Real Madryt, Josep Guardiola zakazywał rozmów zawodnikom Barcelony przed El Clasico, ciszę medialną wprowadzał w Interze Roberto Mancini, a od kamer i dyktafonów w ubiegłym roku przed rewanżem z Realem kompletnie odcięło się Napoli. Nic to nie dało, znów przegrano 1:3, do ćwierćfinału Ligi Mistrzów awansowali “Królewscy”.
Prawda jest taka, że cisza medialna to problem przede wszystkim dla lokalnych dziennikarzy, działających przy danym klubie. Dla mediów o szerszym zakresie to niewielkie zmartwienie. Dla piłkarzy czy trenerów najczęściej wcale – nawet jeśli na co dzień raczej bez szemrania rozmawiają, rzadko kiedy któryś z nich powie, że ten element jego zawodu jest przyjemnością. Co na to kibice? Niekoniecznie zareagują grymasem niezadowolenia. Bywa, że oni sami w różnych oświadczeniach uważają odcięcie się od pismaków za coś wskazanego w danej sytuacji.
Z drugiej strony – nie sposób stwierdzić, że to z reguły pomaga. Raz się najbliższy mecz wygra, innym razem nie, na dwoje babka wróżyła. Cisza medialna czasami jest bardziej pewną demonstracją – pokazaniem, jak bardzo nam zależy, w jak ważnym czy trudnym momencie się znajdujemy – niż jakąś sprawdzoną metodą, od której oczekuje się efektów. Byle nie przesadzić i się nie przemotywować. Coś o tym wiedzą w Arce Gdynia po ostatnich meczach z Lechią Gdańsk.
No nic, w najbliższym czasie w Poznaniu i Gliwicach rzadziej będziemy słyszeć o wyciąganiu wniosków czy dawaniu z siebie wszystkiego. Jakoś trzeba będzie przeżyć.