Przeszłość i teraźniejszość ataku Squadra Azzurra spotkały się ze sobą w ten weekend w Weronie. Dziadek Toni dał szkołę młokosom i jeśli traktować poważnie powiedzenie „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”, to Luca powinien właśnie odbierać telefon od Prandelliego, a Balotelli powinien ściągać grę w snake’a na telefon, żeby nie nudzić się na ławce. Włoscy dziennikarze już zastanawiają się, czy jeśli Verona dalej będzie grać na Toniego, a on zachowa dobrą formę, to czy doświadczony wieżowiec nie stanie się czarnym koniem na wyjazd do Rio. Jednocześnie nie mają wątpliwości: w tym sezonie wszystkie oczy skierowane będą na „Balo”. To od jego formy może w dużej mierze zależeć sukces na mistrzostwach.
Kontrast pomiędzy satysfakcją i frustracją, pomiędzy zwycięstwem a porażką, pomiędzy futbolowym niebem a ziemią można było łatwo wychwycić w weekend, porównując grę tych dwóch napastników. Toni gra na spokoju, nic już w karierze nie musi udowadniać. Ma po swojej stronie szacunek kibiców, nawet obce trybuny oklaskiwały jego zeszłoroczną bramkę, kiedy dedykował ją swojej córeczce Biance. Gra z uśmiechem na twarzy, z pełną swobodą, a rola, jaką przydzielono mu w Veronie bardzo mu odpowiada.
Balotelli na boisku zwykle jest równie ekspresyjny, co ryba w rzece. Tego dnia jednak targały nim emocje, był autentycznie wściekły niemożnością poprowadzenia swojego zespołu do zwycięstwa. Ta jego złość po porażce, po słabym wyniku, paradoksalnie może była największym plusem, jaki zobaczyliśmy w Milanie w poprzednim spotkaniu. Widać, że „Balo” rozumie, jaka jest obecnie jego rola na boisku, nie ucieka przed nią. A przecież wielu mogłoby go o to podejrzewać, jako zawodnika kojarzonego ze wszystkim, tylko nie z odpowiedzialnością. Często w ogóle nie angażującego się w mecz, chodzącego po boisku jak śnięty – ile razy widzieliśmy ten obrazek?
Z Veroną chciał za bardzo, przeszedł ze skrajności w skrajność. Często podejmował złe decyzje, próbował grać zbyt samodzielnie. Nie miał tej radości oraz zimnej krwi, którą prezentował Toni. Frustracja, jaką zaprezentował Mario, demolując w pewnym momencie chorągiewkę była tego dobitnym dowodem. Fakt, że aż tak bardzo przejmuje się wynikiem, jest budujący, ale Balo musi wprowadzić więcej spokoju do swoich poczynań. Opanowanie na murawie jest kluczem do podejmowania dobrych wyborów w trudnych momentach meczu, a po umiejętności wybrnięcia z takich poznaje się graczy wielkiego formatu. Toni z Milanem wyprowadził swój o wiele słabszy kadrowo zespół z 0:1 na 2:1.
W rewanżu z PSV wyszedł na boisko już inny Balotelli. Przywódca, serce zespołu, piłkarz meczu, a przede wszystkim piłkarz z chłodną głową i opanowaniem, a tylko takiemu możesz powierzyć klucze do drużyny. To wciąż stary SuperMario, z ego wielkim jak Pakistan, ale jest też sporo przesłanek, które pokazują, że być może właśnie widzimy w nim te cechy, które mogą pomóc mu osiągnąć wyższy poziom. W największym skrócie: chce mu się. Zależy mu. Dostał rolę lidera i przed nią nie ucieka, bo tego potrzebuje od niego Milan, tego potrzebuje od niego Italia. Wiązanie nadziei z tym, że cholernie chimeryczny zawodnik ustabilizuje formę, wydaje się zwykłą naiwnością, ale z drugiej strony – może nowa rola zmusi go do dojrzałości i pokazania charakteru?