„Prawo dżungli”, „Steaua we krwi” – tak dziś swoje okładki tytułują rumuńskie dzienniki. Dominuje retoryka, można by rzec, niemal wojenna pomieszana ze zdziwieniem, że Legia po nędznym początku meczu podniosła się z kolan. Jednocześnie nie brakuje optymizmu, płynącego głównie z ust zawodników.
Gazeta Sporturilor wybiła na okładkę Mihaia Pintiliiego z rozbitą głową. Podkreśla, że drużynie Reghecampfa wyraźnie brakowało tego piłkarza w drugiej połowie, a Iasmin Latovlevici – mimo że niedawno w meczu ligowym strzelił fantastycznego gola – znowu pokazał, że jest bez formy. Pro Sport pisze, że Legia okazała się lepsza od Ajaksu i Chelsea, i w przeciwieństwie do tych dwóch ekip zdołała w Bukareszcie odrobić stratę bramkową. Trzy razy w historii pucharowych występów zdarzyło się, że Steaua remisowała pierwsze spotkanie na własnym boisku i za każdym razem odpadała z rozgrywek.
W zamierzchłych czasach – 40 lat temu – w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów przegrała w ten sposób z Bayernem Monachium. Na początku minionej dekady uznała wyższość Liverpoolu, natomiast najbardziej adekwatny Rumunom wydaje się ostatni przypadek. Rok 2005. Remis u siebie z Rosenborgiem i porażka 2:3 w Trondheim. Laurentiu Reghecampf oczywiście już deklaruje, że jakiekolwiek analogie z przeszłości go nie obchodzą i po prostu zamierza wygrać w Warszawie. Mówi: – Nie mam powodów do zmartwień. Tak jak uważałem przed meczem, o awansie zadecyduje dopiero drugie spotkanie.
Ale to tylko dobra mina. Generalnie – dura dupa remiza…
W wolnym tłumaczeniu – W Rumunii nie są zachwyceni z wyniku.
Przed meczem pojawiały się głosy, że piłkarzy Steauy – krótko mówiąc – mogą jechać na koksie. Oskarżali ich o to ligowi rywale, zauważali, że są świetnie wybiegani i przygotowani fizycznie. Dziś nagle słychać obawy, że zespół z Bukaresztu nie radzi sobie z grą dwa razy w tygodniu, że nie odzyskał w porę świeżości.
Zawodnicy wyciągają z kieszeni dyżurny optymizm. Federico Piovaccari mówi o rozczarowaniu wobec życiowej szansy, ale jednocześnie nie obawia się o wynik rewanżu. Florin Gardos: „Jesteśmy smutni, bo 1:1 to za mało jak na to, co działo sie na boisku. Atmosfera w Warszawie będzie ciężka, ale zamierzamy awansować”. Piłeczkę odbija Łukasz Szukała, twierdząc, że kotła przy Łazienkowskiej nie ma sensu się obawiać, bo nie jest to coś, co mogłoby zespół Steauy zaskoczyć. Bourceanu: – Przy odrobinie szczęścia możemy pokonać Legię w każdym momencie. Potrzebny jest dobry dzień i więcej optymizmu.
Szukała twierdzi też, że Dusan Kuciak wykonał nieładny gest pod adresem kibiców, który wywołał w końcówce takie, a nie inne reakcje…
A propos kibiców – miejscowi wywiesili wczoraj transparent z hasłem: Open the gate for ultras”, domagając się otwarcia „Ł»ylety” na mecz rewanżowy. Policja jest zadowolona, że w mieście było względnie spokojnie. Kilkunastu kibicom Legii zarekwirowano pirotechnikę. Jednemu nóż, dwóch zostało zatrzymanych, bo znaleziono przy nich marihuanę.
Mihai Stoica, dyrektor generalny klubu przypomina, że Steaua ma już zapewniony awans do fazy grupowej Ligi Europy, tak więc sytuacja klubu jest dosyć stabilna. Przyszłość zależeć będzie jednak od polityki Gigiego Becalego, który „ma się dobrze, choć nie żyje z taką intensywnością, jak dotąd”.
Ładnie powiedziane.



