Piotr Brożek chce do Wisły, nowy piłkarz blisko Lecha, Kasperczak myśli o pracy w Arabii Saudyjskiej

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2013, 08:32 • 12 min czytania

Zapraszamy na środowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Piotr Brożek chce do Wisły, nowy piłkarz blisko Lecha, Kasperczak myśli o pracy w Arabii Saudyjskiej
Reklama

FAKT

Dusan Kuciak: Wiem, jak pokonać Steauę!

Reklama

Przed losowaniem czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów mówiłeś, że chcesz grać ze Steauą, więc chyba nie narzekasz na rywala.
– Przede wszystkim nie chciałem grać z FC Basel. To się udało, więc jestem zadowolony. Spośród pozostałych zespołów, było mi już całkowicie obojętne na kogo trafimy, no ale jak ktoś mnie pytał z kim chciałbym zagrać, to odpowiadałem, że albo z Victorią Pilzno – bo to czeski klub – albo ze Steauą, bo kilka lat w Rumunii grałem.

Porównałbyś poziom obu lig?
– Grałem w Rumunii dwa lata temu, więc ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć na ten temat. Wydaje mi się, że poziom jest porównywalny. Ale wszystko zweryfikuje boisko. Mistrz Polski zagra z mistrzem Rumunii i wtedy będziemy mogli porównać obie ligi.

Jak Ci się grało ze Steauą?
– Dobrze. Pamiętam tylko jedną porażkę z nimi, ale poza tym, to były raczej wyrównane spotkania. Albo remisowaliśmy, albo wygrywaliśmy. Ale ja nie lubię rozpamiętywać meczów z przeszłości, liczy się następny mecz i wierzę, że uda nam się awansować. Mam na nich sposób.

Legia zagra na klepisku!

Piłkarze Legii są zdegustowani. Po wczorajszym treningu zawodnicy mistrza Polski narzekali na murawę Stadionu Narodowego w Bukareszcie. Mimo tych problemów legioniści już jutro poczują na własnej skórze klimat Ligi Mistrzów. Władze UEFA traktują IV rundę eliminacyjną na równi z fazą grupową! Z naszych informacji wynika, że boisko w Bukareszcie jest w fatalnym stanie. W niektórych miejscach zamiast trawy jest piasek. Już o 20.45 zawodnicy zapomną o tych problemach. Kilka minut przed meczem niejednego z piłkarzy przejdą ciarki na plecach. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego zostanie odegrany hymn Ligi Mistrzów! Oprawa spotkania będzie taka sama, jak w fazie grupowej tych rozgrywek. Na wczorajszej konferencji prasowej za plecami trenera Jana Urbana i kapitana Legii Ivicy Vrdoljaka ustawiono planszę reklamową z oficjalnymi sponsorami Ligi Mistrzów. Na treningu zawodnicy stołecznej drużyny ćwiczyli okolicznościowymi piłkami. Przed rozpoczęciem jutrzejszego meczu odegrany zostanie oficjalny hymn Ligi Mistrzów, który został przez internautów nazwany żartobliwie „kaszanką”.

Skandalista Gigi Becali.

Swego czasu zabronił puszczania w budynku klubowym piosenek zespołu Queen. – Przecież ten Freddie Mercury to gej! – tłumaczył. Gej to dla niego człowiek chory, a o kobietach wiele razy wypowiadał się przedmiotowo. – Mężczyzna jest człowiekiem, a kobieta dziwką – powiedział w jednym z wywiadów. W swoim klubie jest panem i władcą. Od 2003 roku wymienił 16 trenerów, a mimo to od 2006 do 2013 roku Steaua nie potrafiła wygrać ligi. – Becali? Ten facet mnie terroryzował. Sekunda po sekundzie – mówił roztrzęsiony Gheorghe Hagi (48 l.), legenda rumuńskiej piłki, którego Becali zatrudnił w klubie, by bez skrupułów się go potem pozbyć. Podobnie było z Rafałem Grzelakiem (31 l.). Polski pomocnik trafił do Steauy kilka lat temu, ale nie został ulubieńcem właściciela. – Widzieliście kiedyś łysego piłkarza, który gra z numerem 10? To niemożliwe! Ł»aden łysy nie potrafi świetnie grać w piłkę! Wymieńcie chociaż jednego! – krzyczał Becali, a potem kazał jak najszybciej anulować wypożyczenie Grzelaka.

RZECZPOSPOLITA

Stacja przesiadkowa Sevilla.

Wysiadło 16, wsiadło 12, dwóch wróciło z wypożyczenia, w kasie zostało ponad 37 mln euro nadwyżki. Zawsze był na tej stacji duży ruch i zawsze chodziło o to, żeby tanio kupić i drogo sprzedać, ale to lato jest jednak wyjątkowe. Jeśli Hiszpania staje się właśnie największym na świecie eksporterem piłkarskich dóbr luksusowych – 33 świetnych piłkarzy sprzedanych tylko w ostatnich tygodniach, łącznie już 300 pracujących za granicą – to Sevilla może być symbolem tego eksportu. Jesusa Navasa i Alvaro Negredo sprzedała do Manchesteru City za łącznie 45 mln euro, Gary’ego Medela do Cardiff za 13 mln, Luisa Alberto do Liverpoolu za 8 mln. Z Hiszpanii na Wyspy to jest najważniejszy szlak handlowy tego roku, nawet jeśli transferowe rekordy padają na innych. Zresztą, równie dobrze się Sevilla nadaje na symbol całej ligi. Nie Barcelona czy Real, bo one coraz bardziej przypominają sportowo-marketingowe UFO, które mogłoby wylądować wszędzie. Prawdziwy symbol La Liga to właśnie takie kluby jak Sevilla czy Valencia – dowód na to, że można utrzymywać się na powierzchni nawet wtedy, gdy trzeba wyprzedawać wszystko co najcenniejsze, gdy klub jest zajęty przez bank na poczet długu, jak Valencia, czy ma prezesa w drodze do więzienia, jak Sevilla. Prezes Jose Maria Del Nido, kiedyś adwokat słynnego Jesusa Gila y Gila, jedynowładcy Atletico Madryt i skorumpowanego mera Marbelli, jest na wolności tylko dlatego, że wyrok 7,5 lat więzienia za oszustwa i malwersacje jeszcze się nie uprawomocnił. A zmuszona do oszczędzania Sevilla, dziewiąta w ostatnim sezonie ligi hiszpańskiej, w europejskich pucharach gra dzięki temu, że wcześniej licencję odebrano niepłacącym wierzycielom Maladze i Rayo Vallecano.

GAZETA WYBORCZA

Historia Wilde Donalda Guerriera.

24-letni lewy obrońca wygląda jak stereotypowy piłkarz. Na jego szyi wiszą ogromne słuchawki, a w uszach niewiele mniejsze błyszczące kolczyki. – Spokojnie, to nie są prawdziwe diamenty – śmieje się. Na stoliku obok leży najnowszy iPad z jego ulubioną muzyką. Ogólnie Guerrier wygląda jak duże rozpieszczone dziecko, ale pozory mylą. Lubi oglądać filmy z Jasiem Fasolą i ma do opowiedzenia interesującą historię. W reprezentacji jest jedną z najważniejszych postaci, był wybierany najlepszym bocznym obrońcą ligi. Ale jego prawdziwa kariera zaczęła się w tym roku, dokładnie 9 czerwca. – To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu – podkreśla. Rano dziewczyna Guerriera urodziła synka Cristiana. Imię nie jest przypadkowe, bo obrońca jest wielkim fanem Realu Madryt i Cristiano Ronaldo. – Cenię go za podejście do futbolu – wyjaśnia. Potem wszystko ułożyło się jak w amerykańskim śnie. Wieczorem założył koszulkę z imieniem nowo narodzonego potomka i strzelił historyczną bramkę w meczu z reprezentacją Hiszpanii. Ośmieszył Gerarda Pique, z łatwością minął bramkarza Jose Reinę i wpakował piłkę do siatki. Był to tylko mecz towarzyski, a Haiti ostatecznie przegrało 1:2, ale jeden gol wystarczył, by w jego rodzinnych stronach wybuchła piłkarska gorączka.

Dlaczego prezes Śląska, dyrektor sportowy klubu oraz szef marketingu nie lecą z ekipą na mecz do Sevilli?

W ekipie, która leci na mecz do Sevilli, nie będzie prezesa Śląska, dyrektora sportowego klubu oraz dyrektora marketingu. Dla jednych to normalna sytuacja, dla innych efekt zimnej wojny wewnątrz klubu.
Śląsk leci dziś do Sevilli specjalnym wyczarterowanym samolotem. W grupie liczącej ponad 40 osób znajdą się oczywiście piłkarze, sztab trenerski, lekarz, fizjoterapeuci i kierownik drużyny. Razem z ekipą do Hiszpanii polecą m.in. przedstawiciele sponsorów Śląska oraz dziennikarze, w tym komentatorzy Polsatu. Stacja telewizyjna Zygmunta Solorza opłaca koszty przelotu i pobytu swoich dwóch komentatorów – Mateusza Borka oraz Waldemara Prusika. Co ciekawe, do Sevilli nie jadą prezes Śląska Piotr Waśniewski, dyrektor sportowy klubu Krzysztof Paluszek oraz dyrektor marketingu Jacek Kubiak. Czy to przypadek?
Rzecznik prasowy Śląska Michał Mazur zaznacza, że prezes Waśniewski nie leci ze względów osobistych. – Jak zwykle w takich wypadkach zastąpi go Michał Domański, członek zarządu klubu. Mazur podkreśla też, że dyrektor sportowy i szef marketingu wcześniej w zasadzie nie podróżowali na mecze pucharowe z ekipą Śląska. – Dyrektor Paluszek był jedynie na meczu w Brugii, nie leciał jednak z drużyną. Z kolei szef marketingu nie wyjeżdżał z nami na spotkania pucharowe – tłumaczy Mazur.

DZIENNIK POLSKI

Piotr Brożek: Nie zastanawiałbym się, gdyby była oferta Wisły.

Pana brat Paweł niedawno wrócił do Wisły i zaczął trafiać do siatki. A co słychać u Pana?
– Jestem w Krakowie. Drugi miesiąc trenuję indywidualnie – raz, dwa razy dziennie. Ćwiczę na boisku i w siłowni. Jestem wolnym zawodnikiem i czekam na ofertę pracy w jakimś klubie.

Na obiektach Wisły się Pan jednak nie pojawia?
– Na Wiśle jeszcze nie byłem, ale pewnie wybiorę się na niedzielny mecz z Lechem Poznań.

W tureckim Trabzonsporze był Pan podstawowym zawodnikiem. Zagraniczną karierę powstrzymała jednak kontuzja. W zeszłym roku trafił Pan do Lechii Gdańsk. Jakie zostały wspomnienia z gry nad morzem?
– Bardzo miłe. Grałem w fajnym klubie z pięknym stadionem i dobrymi kibicami. Po sezonie rozwiązałem jednak kontrakt z Lechią za porozumieniem stron.

Jaki byl powód Pana rozstania z Lechią?
— Decyzja zapadła, kiedy trenerem był jeszcze Bogusław Kaczmarek. Uznaliśmy wspólnie, że lepiej będzie się rozstać. Odbyło się to w sposób kulturalny.

POLSKA THE TIMES

Liga Mistrzów – ziemia obiecana czy pozorny raj?

Władze i kibice Legii liczą, że dzięki kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Mistrzów warszawski klub solidnie zarobi i na lata zdominuje T-Mobile Ekstraklasę. Czy mają rację i faktycznie Champions League jest gwarantem lokalnej hegemonii, czy może to tylko pozorny raj, którego pożądamy ze względu na jego niedostępność? Postanowiliśmy sprawdzić, co się działo z zespołami z Europy środkowo-wschodniej po upragnionym przebrnięciu przez żmudne kwalifikacje i dołączeniu do futbolowej elity Starego Kontynentu. Okazuje się, że przykładów, że Liga Mistrzów wcale nie jest gwarantem lepszych czasów dla klubów z naszej części Europy, jest sporo. Najbardziej jaskrawe przypadki to słowacka Artmedia Petrzalka, która teraz męczy się w odmętach trzeciej ligi, i rumuńska Unirea Urziceni, którą dwa lata temu rozwiązano, jednak i pozostałym zespołom wytęskniony awans do fazy grupowej wcale nie zapewnił pozycji regionalnych potęg. Polscy fani zapewne bardzo dobrze pamiętają rewelacyjną Artmedię, ponieważ mistrzowie Słowacji w fazie eliminacyjnej sensacyjnie uporali się z Celtikiem, w którym pierwsze kroki stawiali Maciej Ł»urawski i Artur Boruc. Drużyna z Bratysławy kapitalnie pokazała się także w fazie grupowej, gdzie ledwie punktu zabrakło im do awansu do kolejnej rundy, a pokonać walecznych Słowaków potrafił tylko włoski Inter.

SUPER EXPRESS

Kasperczak kandydatem na selekcjonera Arabii Saudyjskiej.

W marcu 2011 roku odszedł pan z greckiej Kavali i do tej pory nie podjął pracy. To nieodwołalna emerytura trenerska?
– Wiele wskazuje na to, że tak, choć gdyby pojawiła się naprawdę ciekawa propozycja, to może zdecydowałbym się na powrót. W sumie, to nawet coś jest na rzeczy. Mogę zdradzić, że jestem jednym z kandydatów do objęcia reprezentacji Arabii Saudyjskiej. Nie wiem kiedy to się rozstrzygnie i jakie mam szanse, ale sprawa jest ciekawa.

Prowadził pan pięć afrykańskich reprezentacji, ale nigdy nie było panu dane objąć biało-czerwonych. Ł»al?
– Pewnie, że żal. Liczyłem na to, chciałem pracować z kadrą. Jestem przekonany, że dałbym sobie radę. Niestety, nie dostałem szansy…

Dużą część kariery trenerskiej spędził pan w Afryce, a wiadomo, że różnie tam bywa. Zdarzały się niebezpieczne sytuacje?
– Tak. Najgorzej było w Liberii. Trwała tam wojna domowa, a mimo tego afrykańska federacja piłkarska nie odwołała ich meczu z prowadzoną przeze mnie Tunezją. Boże, jak myśmy się wtedy bali. Na stadion jechaliśmy w eskorcie wojska, a nie dość, że tam wojna, to jeszcze 50 tysięcy ludzi na stadionie było bardzo wrogo do nas nastawionych. W naszej szatni pękały szyby, rzucali w nas czym popadnie. Zastanawialiśmy się nawet czy wyjść na mecz. W sumie udało się stamtąd wrócić bez strat, ale nerwy były straszne.

فukasz Szukała: chcemy spełnić nasze marzenia.

Nowy sezon w lidze rumuńskiej Steaua rozpoczęła od dwóch zwycięstw nad Dinamo i Cluj. Czy to ostrzeżenie dla Legii, że w Bukareszcie nie będzie miała łatwej przeprawy?
– Wygrywamy nie tylko w lidze, bo przecież i w eliminacjach Ligi Mistrzów dobrze nam idzie skoro wyeliminowaliśmy Vardar Skopje czy Dinamo Tbilisi. Ale Legia nie musi patrzeć na nas, bo sama także miała w polskiej lidze serię trzech wygranych na starcie. Najważniejsze, że za zwycięstwami kryje się dobra gra. Nikt nie może powiedzieć więc, że nasze ostatnie sukcesy są przypadkowe.

Po losowaniu IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów piłkarze Steauy podkreślali, że trafił im się najbardziej niewygodny rywal z całego zestawu. Jaka jest twoja opinia?
– Mnie ucieszyło to, że los przydzielił nam klub z Warszawy, bo dzięki temu będę miał możliwość po raz kolejny przyjechać do Polski. Po raz kolejny także mój występ będzie mógł obejrzeć selekcjoner reprezentacji Polski Waldemar Fornalik. Skoro Legia potrafiła dotrzeć do decydującej rundy eliminacji Champions League to tylko świadczy o jej sile, o jej potencjale, o tym, jak mocna jest to drużyna.

Chciałeś wylosować Legię?
– Nie wybierałem sobie rywala, bo na tym etapie nie ma już słabych drużyn. To że trafiliśmy właśnie na mistrza Polski, a nie na przykład FC Basel, nie oznacza, że teraz nasza droga do fazy grupowej będzie łatwiejsza i już możemy przyjmować gratulacje. To błędne rozumowanie. Uważam, że z Legią czeka nas naprawdę trudna walka o wywalczenie przepustki do elity europejskiej piłki. Wierzę, że wyjdziemy z tego starcia zwycięsko, bo atuty są po naszej stronie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Debata: Jacy są polscy sędziowie?

Ile powinien ważyć dobry sędzia?
RADOSفAW MAJDAN: Nie mam pojęcia, wiem, że nie powinien mieć nadwagi. Otyły sędzia nie kojarzy się z zawodowcem.
ZBIGNIEW PRZESMYCKI: I dlatego w środowisku sędziowskim nie ma miejsca na nadwagę. Od czasu, kiedy kieruję Kolegium Sędziów nie toleruję tego. Pamiętam, że w jednym szczególnym przypadku, mniejsza o nazwisko, dodatkowy „bagaż” u arbitra wynosił 18 kilogramów. Ten sędzia właśnie z tego powodu nie awansował. Z taką nadwagą nie da się dobrze gwizdać i grozi zawałem serca.

Nie bez przyczyny wywołujemy temat nadwagi. Czy nagłośnienie zbędnych 3 kg u sędziego Tomasza Musiała i odebraniu mu prowadzenia prestiżowego meczu Lechia – Barcelona było w porządku?
PIOTR SIEDLECKI: Tomek wcześniej wiedział, że poniesie konsekwencje. Nie jest jednak przyjemne dowiadywać się z mediów, że się jest za grubym. Gdybym znalazł się na miejscu Musiała, miałbym żal. Jednego taki sposób załatwienia sprawy może mobilizować, drugiego wręcz zdołować.
PRZESMYCKI: Moją intencją nie było linczowanie go w mediach, sprawa wyszła przy okazji wywiadu. Proszę zobaczyć jak Tomek wygląda teraz. Jest poważnym kandydatem do jednego z dwóch wolnych miejsc na listach sędziów FIFA, jakie ma Polska.

Reprezentant RPA w Poznaniu.

Daylon Claasen ma zostać piłkarzem Lecha Poznań. Za reprezentanta RPA, który we wtorek przyleciał do Poznania, nie trzeba płacić. Do podpisania umowy dojdzie dzisiaj, jeśli uda się ustalić kilka ostatnich szczegółów kontraktu. 23-letni ofensywny pomocnik wychował się w szkółce Ajaxu w Kapsztadzie, skąd via Amsterdam trafił w 2010 roku do belgijskiego Lierse. Od 1 lipca jest wolnym zawodnikiem, więc Kolejorz nie musi wydawać na jego transfer ani złotówki. Claasen próbował znaleźć zatrudnienie w Anglii, był nawet testowany przez Everton. Dziennikarze pisali wręcz o przyjeździe „Nowego Pienaara”, nawiązując do również pochodzącego z RPA Stevena Pienaara, który od lat jest gwiazdą klubu z Liverpoolu. Wicemistrzowie Polski długo penetrowali piłkarski rynek Beneluxu. Mieli kilku kandydatów na oku, ale graczy z tamtego rejobu Europy ciężko namówić na przeprowadzkę do Polski. Przykładowo Holender Luigi Bruins był już nawet na jednym z meczów poznańskiego zespołu, ale nie zdecydował się jednak na podpisanie umowy. W przypadku Claasena to się może w końcu udać.

To była Legia prawdziwych mistrzów.

Trudna decyzja Janasa, złość Pisza, cwaniactwo Kucharskiego i spokój Podbrożnego, czyli eliminacyjne mecze Legii z IFK Göteborg z 1995 roku we wspomnieniach bohaterów. Kiedy trener Paweł Janas odczytał wyjściowy skład Legii na rewanżowy mecz z mistrzami Szwecji, w szatni gości na stadionie Ullevi w Göteborgu zapanowała cisza. Nikt nie miał odwagi, by spojrzeć w oczy wściekłego Leszka Pisza. Większość piłkarzy siedziała ze zwieszonymi głowami, chociaż spodziewali się tego, że ich kapitan usiądzie na ławce rezerwowych, bo taki wariant szkoleniowiec szykował od kilku dni na treningach. Mimo wszystko każdy czuł się nieco zakłopotany. – Byłem zaskoczony decyzją trenera. Czułem się fatalnie – przyznał potem wysłannikowi „PS” reżyser gry warszawskiej drużyny. Frustracja kapitana osiągnęła apogeum, gdy w 24 minucie Jesper Blomqvist huknął zza pola karnego i ekipa IFK Göteborg odrobiła straty z Warszawy (przegrana 0:1). – Byłem zdenerwowany i chciałem jak najszybciej wyjść na boisko – mówił Pisz po meczu w wywiadzie dla „PS”.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama