W ubiegłym tygodniu kibice zawładnęli czołówkami informacji na wszystkich portalach, no i w gazetach pewnie też, ale tego tak na pewno nie wiem, bo gazet już nikt nie czyta (sprzedaż kioskowa „Rzeczpospolitej” spada poniżej 10 tysięcy!). Głównie było o pomaganiu. Fani Ruchu Chorzów na plaży pomogli bezbronnej kobiecie, a fani Legii w Łomiankach pomogli wygrać mecz bezbronnej Polonii Warszawa. Warto też pamiętać, że dopiero co sympatycy Lecha z troską pochylili się nad losem bezbronnych Polaków mieszkających na Litwie. Wszystkich tych grzecznościowych zabiegów nie doceniają polscy ministrowie. Minister Sikorski chce przepraszać, a minister Sienkiewicz tzw. kibolstwo izolować.
Zacznę od starcia na piasku, bo najświeższe i najbardziej kontrowersyjne. Oto policja twierdzi, że zawinili marynarze, natomiast prokuratura – że kibice. Policja wrzuciła nawet do sieci filmik, który miał wszystko wyjaśnić, ale niestety nie wyjaśnił niczego. Na podstawie tego samego zapisu, część mediów obarczyła winą Meksykanów, a część mediów – Polaków. Podział jest dziwnie oczywisty. Media określane jako lewackie trzymają stronę gości, media prawicowe – gospodarzy. Ja ów filmik obejrzałem…
…i zastanawiam się, w którym momencie dochodzi do słynnego „ataku” na kobietę. Niektórzy mi mówią, że jestem ślepy albo że nie chcę zobaczyć tego, co wszyscy widzą, jeszcze inni natomiast: że wideo jest zmanipulowane przez antypolską władzę i nie przedstawia najważniejszego incydentu. Cokolwiek na tej plaży zaszło, daleki jestem od przyklaskiwania obrońcom honoru kobiet, bo za dużo w życiu widziałem, by w tych obrońców godności płci przeciwnej wierzyć (jak brzmi ta popularna teraz przyśpiewka stadionowa – „sialalala, ssij pałę, ssij”?). Zdecydowanie wolałbym, by za dobre samopoczucie nadbałtyckich niewiast nie odpowiadała horda zarejestrowana przez gdyński monitoring, tak jak w ogóle wolałbym, żeby taka lub podobna horda nie odpowiadała za pilnowanie jakiegokolwiek porządku, a już na pewno nie za wymierzanie błyskawicznych kar wedle własnego uznania.
Jak świat światem, marynarze schodzą na ląd, łajdaczą się, obłapiają kobiety i wdają się w bójki, więc jest wielce prawdopodobne, że tak było i tym razem. Jednocześnie jak świat światem, tak ekipy wyjazdowe lubią się napieprzać i nie zawsze jest potrzebny im do tego jakikolwiek pretekst – i jest wielce prawdopodobne, że tak było również i teraz.
Skala tego zajścia byłaby żałośnie mała (jak śpiewał Perfect: „Ktoś dostał w nos, to popłakał się ktoś”), niegodna uwagi, jednak postanowił się odezwać minister Sienkiewicz, z tych Sienkiewiczów. Okazało się, że minister RP dziwi się, co mieszkańcy Chorzowa w ogóle robili na plaży, dlaczego zostali na nią wpuszczeni, no i zapowiedział izolowanie wyjazdowiczów (by nie stali się wczasowiczami). Akurat mnie w całej tej aferce to ucieszyło najbardziej: że kibice pojechali na mecz do innego miasta i nie byli trzymani jak małpy przez dziesięć godzin w jakimś tunelu koło dworca, tylko poszli na plażę, do czego mieli przecież prawo. Tak to właśnie powinno wyglądać zawsze (policja mogłaby co najwyżej podążać za największą grupą, by mieć ją na oku) Tymczasem minister chce ograniczać podstawowe prawa obywateli i przezornie zapewniać im jakieś miejsca odseparowania, w ramach prewencji. Ciemny lud bije brawo, nie zastanawiając się, co my naprawdę z ust Sienkiewicza słyszymy. Otóż słyszymy, że prawo to on, że sądy nieważne, że za moment będzie przymykał kogo chciał i kiedy chciał, aby tylko zapewnić sobie komfort psychiczny.
Za tak kretyńską wypowiedź, należałoby izolować samego ministra, najlepiej zacząć od izolowania partii rządzącej, podczas najbliższych wyborów parlamentarnych. Gorąco do tego zachęcam, bo minister chcący izolować kogokolwiek niewinnego (a nieskazany przez sąd człowiek to człowiek niewinny) przeraża mnie – nadgorliwością, arogancją i tendencją do nadużywanie władzy.
* * *
Błysnęli natomiast – i tu już kontrowersji zbyt wielkich nie ma – fani Legii. Bogusław Leśnodorski przyjął znaną i powszechnie stosowaną taktykę – rżnie głupa. Poniekąd go rozumiem, z biznesowego punktu widzenia udawanie idioty czasem popłaca, oby tylko nie weszło w krew. Prezes Legii najpierw stwierdził, że literka „S” we fladze „Wild Boys” to tylko jedna z 50 dostępnych w komputerze czcionek (to przy okazji kary od UEFA), a później palnął, że osoby, które szalały w Łomiankach nigdy nie były na meczu rozgrywanym na Łazienkowskiej.
Mam dla prezesa Leśnodorskiego propozycję – skoro literka „S” we fladze „Wild Boys” to jak najbardziej zwykłe „S”, bez żadnego nawiązania do Waffen-SS, to niech po prostu chłopaki od tej flagi zamienią czcionkę na inną, na przykład na Times New Roman albo na Arial. Jeśli faktycznie nie chcą kojarzyć się ze zbrodniarzami wojennymi, taka zmiana powinna ich wręcz ucieszyć, bo teraz przecież ktoś mylnie mógłby ich posądzać o czyn haniebny, jakim jest propagowanie ludobójców. I myślę, że sama Legia wspomniany zabieg mogłaby sfinansować: – Zapłacimy wam za flagę z literką S napisaną czcionką Times New Roman, żeby się UEFA odczepiła.
Przeczucie podpowiada mi jednak, że właściciele flagi do tej „jednej z 50 czcionek” są bardzo przyzwyczajeni i że na taki układ nie pójdą, sądzę nawet, że każdą inną literkę dadzą ruszyć, a tej akurat nie. Zapewne sam Bogusław Leśnodorski nie ma złudzeń i podobnej kosmetyki nie zaproponuje, ale póki co udaje.
Kara wymierzona przez UEFA jest moim zdaniem bezsensowna, niewspółmierna do przewinienia, uderzająca nie w autorów flag, tylko w całe tysiące normalnych, fajnych ludzi. I tej kary nigdy nie będę bronił. Natomiast uważam, że może ona stanowić przyczółek do potrzebnej rozmowy na temat tego, co za ścierki są na „Ł»ylecie” wywieszane. Bo dla mnie flaga nawiązująca do symboliki nazistowskiej, to zwykła ścierka, którą nawet nie wytarłbym podłogi. O dziwo, zauważam mnóstwo kibiców Legii, którzy wykazują źle pojętą solidarność – takich flag jak „White Legion” czy „Wild Boys” bronią i wcale nie dostrzegają pewnego zgrzytu, gdy z jednej strony stadion oddaje hołd Powstańcom, a z drugiej wciąż gdzieniegdzie wisi „wilczy hak”.
Być może ja przesadzam – w tym sensie, że wystarczy odczekać, a neonazistowskie grupki rozpadną się same albo zostaną wypchnięte gdzieś poza margines. Dziesięć lat temu podczas meczu z Widzewem wywieszono przecież transparent „Arbeit macht frei”, część kibiców syczała, udając dźwięk wydobywający się w komorze gazowej, a jeszcze pięć lat wcześniej na stadionach skandowano: „zrobimy z wami, co Hitler zrobił z Ł»ydami”. Od tamtego czasu uczyniono wielki krok we właściwym kierunku, dzisiaj podobne obrzydliwości z trybun nie zdarzają się nigdy albo prawie nigdy. Możemy się nawet wzajemnie oszukiwać, że już trybuny w stu procentach wypełniają polscy patrioci, ale przecież dobrze wiemy, że wciąż znajdziemy na nich też nazistowskich popaprańców. Dziwię się, że jedni i drudzy potrafią współistnieć.
Ja jestem w gorącej wodzie kąpany i mówię: czas ten proces normalizowania zakończyć pełnym sukcesem. Kumpel mi mówi: poczekaj, samo się zrobi. Może ma rację. W każdym razie szlag mnie trafia, kiedy „normalni” kibice sugerują, że to ja jestem ten nienormalny, że się dopierdalam na siłę i szukam zaczepki i że symbolika użyta w dwóch wspomnianych flagach nawiązuje do chińskiego znaku szczęśliwości.
Mam nadzieję, że UEFA wykonanie kary zawiesi, ale mam też nadzieję, że nad „jedną z 50 czcionek” nikt nie przejdzie do porządku dziennego. Nie takie symbole powinny być widoczne na Stadionie Wojska Polskiego.
* * *
Te Łomianki to kretynizm i wstyd – i znowu nie rozumiem tych, którzy są rozumni, ale jednak z przyzwyczajenia trzymają stronę tępaków biegających tam po boisku i niszczących nie tyle miejscowy stadionik, co wizerunek Legii. Ktoś mi nawet napisał, że powinienem się wstydzić bzdur, które wypisuję, bo przecież kiedyś pracowałem dla śp. Pelcowizny. „Pelcowizna” – czyli Wiesław Giler, wspaniały człowiek. Myślę, że w przeciwieństwie do autora tamtego komentarza, ja pana Wiesława zdążyłem całkiem dobrze poznać i wiem, że płakać mu się chciało za każdym razem, gdy jakaś grupka niweczyła jego całą pracę, mającą na celu poprawę reputacji Legii. To on jeździł po domach dziecka, prosząc też o to piłkarzy (nie zawsze byli chętni). To on sprowadzał na stadion młodzież, rozdawał koszulki i szaliki. Nie jeździł jednak na mecze innych drużyn wraz z grupą wyrostków, by wbiegać na boisko.
Proszę więc sobie śp. Wiesławem Gilerem gęb nie wycierać.
Nie wiem, dlaczego kibic Legii powinien przyklaskiwać największym cymbałom, którzy bywają przy Łazienkowskiej, a nie ma prawa wyrazić sprzeciwu. Po prostu tego nie rozumiem. Wspomniany wcześniej Bogusław Leśnorodorski powtórzył popularną w ostatnich dniach bzdurę – że kibice Legii to byli w Katowicach, a nie w Łomiankach. Moim zdaniem byli i tu, i tam, chyba że sam pan prezes chce przyjąć, iż jego klubowi kibicuje zaledwie 250 osób. A jeśli naprawdę tylko 250, to nie wiem, po co walczyć o otwarcie „Ł»ylety” na mecz ze Steauą Bukareszt. Szkoda energii.
* * *
W sprawie Łomianek głos zabrał nawet Paweł Zarzeczny i napisał, że niejakiemu STAN-owi (czyli mnie) łatwo się wypowiadać o kibicach, bo na stadion wjeżdżam samochodem, a mecze oglądam z loży VIP, sącząc wino, podczas gdy inni jeżdżą po Polsce pociągami bez kibli. Myślę, Pawełku, że nie będziemy się przekrzykiwać, kto więcej wina wysączył na wszelkich lożach VIP, bo swoje zaległości względem ciebie w tej kwestii oceniam na sto czterdzieści wanien. Ty natomiast masz wobec mnie spore zaległości w zakresie jeżdżenia pociągami bez kibli, więc nie odwracajmy kota ogonem.
KRZYSZTOF STANOWSKI