Puchar Polski, czyli Zawisza efektownie z Pogonią, a poza tym bez niespodzianek

redakcja

Autor:redakcja

18 sierpnia 2013, 00:58 • 3 min czytania

Gdy zapowiadaliśmy dzisiejsze mecze pucharowe, stwierdziliśmy, że losy meczu Pogoń – Zawisza będzie można przewidzieć na podstawie składów obu drużyn. Nie pomyliliśmy się. Gdy tylko dojechały kartki z nazwiskami z pierwszych jedenastek, wiedzieliśmy, że nie ma mowy o kompletnym wyłożeniu jaj (jak w przypadku Wisły Płock), ani nawet o wystawieniu drugiego garnituru. Jakieś drobne korekty i zmiany, dość poważny eksperyment Pogoni z grą na trzech defensorów, poza tym jednak bez większych rewolucji i oszczędzania „kluczowych ogniw, by mogły w pełni skupić się na rozgrywkach ligowych”. Jest Goulon, jest Akahoshi, jest Robak, jest Masłowski, jest Wójcicki, nie ma Abbotta – pomyśleliśmy sobie: „jest impreza”.
I impreza była. O ile dwa tygodnie temu szydziliśmy z meczu Pogoni z Zawiszą zapowiadanego jako piątkowy gwóźdź pasma „superpiątek”, o tyle dziś dostaliśmy dokładnie to, czego spodziewalibyśmy się po tych piątkowych, z założenia najciekawszych spotkaniach. Zaczęło się wprawdzie nieco… pierwszoligowo, gdy po świetnym podaniu od Hermesa Vasconcelos przez dłuższy moment wypatrywał przez lornetkę kryjących go obrońców, a gdy zauważył ich majaczących dopiero na linii horyzontu, bez problemu wyprowadził Zawiszę na prowadzenie, potem jednak było już ekstraklasowo. W tym pozytywnym (rzadko go używamy) tego słowa znaczeniu. Nie widać było za bardzo odpuszczania, nawet Goulon zdawał się biegać truchtać nieco szybciej, niż dotychczas.

Puchar Polski, czyli Zawisza efektownie z Pogonią, a poza tym bez niespodzianek
Reklama

Wreszcie na swoim poziomie zagrał Masłowski – co prawda nadal podchodząc do piłki na takim luzie, jakby właśnie ośmieszał młodszych kolegów z podwórka na Orliku, ale tym razem zamiast strat notując kolejne dokładne, nieszablonowe podania. Błyskotliwie pokazywał się Wójcicki, nieźle grał Hermes, do sytuacji dochodził młodziutki Ciechanowski (nominalny obrońca!), choć akurat wykończenie miał dość… niecelne. Zawisza generalnie, za wyjątkiem pół godziny gry między 30 a 60 minutą meczu grał naprawdę bardzo dobrze, a ujął nas przede wszystkim bezustannym rozwojem, tak całej drużyny jako kolektywu, jak i poszczególnych zawodników, którzy zdają się zaznajamiać z Ekstraklasą. Jeszcze wrócimy do Masłowskiego, który sam – jak zwykle zaspany i wyglądający na naćpanego jakimiś proszkami nasennymi – w wywiadzie dla Orange Sport przyznał, że musiał się oswoić z Ekstraklasą, bo to spory przeskok. Cóż, tak Masłowski, jak i cały zespół Tarasiewicza chyba powoli się oswaja, bo z tych żenujących cieniów snujących się po murawie w meczach z Jagiellonią i Widzewem zaczyna się krystalizować całkiem konkretna, silna, grająca ładnie piłką banda.

Co na innych murawach? Zasadniczo bez niespodzianek, może nie licząc hasania po murawie w wykonaniu kibiców GKS-u Bełchatów i Górnika Zabrze. Zresztą, widać to nawet po kuponach bukmacherskich, gdzie dzisiaj weszły praktycznie same „dwójki” czyli de facto zwycięstwa zespołów z wyższych lig. Lechia ograła Siarkę, Śląsk Stalówkę, Legia Rozwój, GKS Tychy Gryf, a wspomniany Górnik – GKS Bełchatów. I tu dochodzimy do tych nielicznych – może nie sensacji, ale zaskoczeń. Po pierwsze – gładkie 3:0, które wywiozła Miedź z boiska w Grudziądzu (gdzie ponoć pod czujnym okiem Kafarskiego stacjonuje tegoroczny faworyt do wygrania I ligi) oraz 4:2 Sandecji wyciągnięte z dość mocną Flotą.

Reklama

Tyle na dziś, a z Pucharem spotykamy się ponownie już jutro, o 13.00 na antenie Orange Sport na dalekim, niemal bezludnym południu, które wizytować będzie Lech Poznań. Rumak w szczerym polu, brzmi smakowicie, serdecznie zapraszamy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama