Holloway, Kasabian, Di Canio i wielu innych. Startuje Premier League!

redakcja

Autor:redakcja

17 sierpnia 2013, 03:23 • 12 min czytania

Prawie pół miliarda funtów wydanych na transfery. Wymiana trenerów w pierwszej trójce poprzedniego sezonu. Bez Fergusona, za to z Hollowayem, Brucem i derbami Walii. Jeszcze tylko ostatnie korekty w Fantasy League i możemy zaczynać. To już dziś: start Premier League, kick-off 13:45 w Liverpoolu.
A – Absurd. Czyli stały element sezonu ogórkowego. Coś, co znajdziemy w Polsce, a tym bardziej w Anglii, gdzie każda głupota od razu jest piętnowana. No więc nam rzucił się w oczy Nile Ranger (do niedawna Newcastle), który tuż przed sprawą sądową zrobił sobie tatuaż na pół twarzy, Everton wypuszczający koszulki z przekręconym nazwiskiem Deulofeu i przede wszystkim Liverpool ze swoją absurdalną listą 40 słów zabronionych na Anfield, wśród których czołowe miejsca zajmują określenia… „gracie jak kobiety” albo „bądź mężczyzną!”. Według nowych zasad nie można też używać słów karzeł, królewna… No ogólnie wychodzi na to, że nie można mówić niczego. Liverpool – klub z taką piękną historią, z poruszającym „You’ll never walk alone” sam wystawia się na strzał, bo przecież określenia „Man Up” często używał w poprzednim sezonie Brendan Rodgers, a oficjalna strona zachęcała nim do kupna koszulek. Coś tu więc nie gra, ale dobra, zostawmy to.

Holloway, Kasabian, Di Canio i wielu innych. Startuje Premier League!
Reklama

Głównym absurdem letniego okna jest też cena za Garetha Bale’a. Tyle się o nim ostatnio pisze, że przed rozpoczęciem tego tekstu pomyśleliśmy, że tym razem z przekory nie damy o nim ani słowa, ale jak tu pominąć gościa, który ma zaraz kosztować 110 milionów funtów. STO DZIESIĘĆ MILIONÓW. Pomijając już tę całą histerię wokół transferu, newsy w stylu „Bale opłacił podatek za auto do końca sierpnia. Na pewno odejdzie”, ta cena jest po prostu za duża, nie odzwierciedlająca prawdziwej wartości piłkarza. Powoli przestajemy śledzić ten serial. Zostanie – OK, przejdzie – w porządku. Najdroższy piłkarz świata… Brzmi nieźle, ale z tego najdroższego łatwo stać się najbardziej przereklamowanym, a potem najbardziej przepłaconym. Bardzo możliwa ścieżka.

B – Borat. Znany jako Shahid Khan. Wąsaty Pakistańczyk, który w połowie lipca został właścicielem Fulham. Gdy go pierwszy raz zobaczyliśmy, pomyśleliśmy – oryginał. Ale minął miesiąc i na razie nie wygląda na faceta, który jak jego poprzednik Al-Fayed będzie przybijał piątki z klubową maskotką albo stawiał pod stadionem pomniki Michaela Jacksona. Khan opowiada o rozsądku, o małych krokach, o tym, że nie chce być jak Abramowicz albo szejkowie, którzy na starcie otwierają sejf i mówią: bierzcie. Jedyny większy transfer Fulham w tym oknie to bramkarz Maarten Stekekelenburg (5,6 mln funtów). Dobrym ruchem były też wypożyczenia Darrena Benta z Aston Villi i Adela Taarabta z QPR. Poza tym – cisza. Wszyscy czekają na sygnał od Borata.

Reklama

C – Cardiff. Najlepsza drużyna poprzedniego sezonu w Championship. Jedyny beniaminek, z którym w parze nie idzie słowo spadek. Co o nich wiemy? To, że 51 lat nie grali w Premier League, że mają nowego właściciela z Malezji i że w poprzednim sezonie prawie połowę goli strzelili po stałych fragmentach gry. Wiemy też, że ich najlepszy napastnik Heidar Helguson właśnie zakończył karierę i większość ekspertów mówi dziś, że mogą mieć problem z atakiem. W jego miejsce wskoczy kupiony z Kopenhagi Andreas Cornelius, ale sami nie wiemy, czego się po nim spodziewać, bo raz, że ma 20 lat, dwa – zagrał na razie jeden dobry sezon. W Cardiff na plus też transfery Gary’ego Medela z Sevilli (dziwi nas, że wybrał Cardiff)) i Stevena Caulkera (dziwi nas, że puścił go Villas-Boas). Pierwsze derby ze Swansea już w listopadzie.

D – Di Canio. Przypomnijcie sobie, jak w tamtym sezonie sunął na kolanach po drugim golu z Newcastle. Albo jak skakał po trzecim. I porównajcie te reakcje do Kulawika, Brosza albo Mroczkowskiego. Nie można pisać przewodnika do sezonu i nie wspomnieć o Di Canio. Facecie, który chłonie tę grę, który na każdym kroku jest tak samo nieprzewidywalny jak jego Sunderland. I na tę nieprzewidywalność liczymy też w tym sezonie. Włoch latem ściągnął Jozy’ego Altidore’a z AZ i Emanuele Giaccheriniego z Juventusu. Teraz mówi, że potrzebuje jeszcze środkowego pomocnika i stawia jeden, mało popularny ostatnio, warunek. Koniecznie Anglik!

E – Everton. Osierocony przez Davida Moyesa, przygarnięty przez Roberto Martineza. Lubimy ten zespół ze względu na rockendrollowego Leightona Bainesa albo czupryniastego Marouane’a Fellainiego. Cenimy filigranowego Pienaara, kibicujemy Mirallasowi i Jelaviciowi, nawet rezerwowy Tony Hibbert potrafi wzbudzić sympatię, choćby tym, że latem pojawił się na okładce magazynu wędkarskiego z olbrzymim karpiem. Widać, że jest to fajna, utalentowana grupa ludzi. Pytanie tylko, jak to zacznie wyglądać, gdy klocki na nowo zacznie ustawiać Martinez, trener ze znacznie lżejszą ręką i mentalnością gry na hurra. Na razie ze swojej byłej drużyny ściągnął Aroune Kone, do tego wzmocnieniem ma być jego rodak Gerard Delofeu. Co tu dużo mówić – najlepsi zostali (póki co), przyszło kilku nowych, wygląda na to, że Martinez ma wszelkie narzędzia, by kontynuować dzieło Moyesa.

F – Francja. Najmocniej reprezentowana nacja w nadchodzącym sezonie. W skarbach kibica doliczycie się trzydziestu trzech nazwisk. Nie jest to żaden rekord, bo dziesięć lat temu było ich w Premier League prawie pięćdziesięciu, ale z racji tego, że w Newcastle dobili tego lata do dwunastu, pomyśleliśmy, że poświecimy im trochę miejsca. No więc najdroższy jest Nasri, najbardziej doświadczony Anelka (od tego sezonu WBA), a my najbardziej i tak lubimy Yohana Cabaye’a, nazywanego przez nowego dyrektora Newcastle Yohanem Kebabem.

Newcastle to w tej chwili ewenement. Mało który klub ma dzisiaj w kadrze tylu Anglików, co oni Francuzów. Alan Pardew parę lat temu apelował o stawianie na swoich, śmiał się z kosmopolitycznej strategii Arsenalu, a dzisiaj jedzie po bandzie i co chwilę rozszerza swoją kolonię. Trójkolorowe baloniki na trybunach, francuskie jedzenie w stołówce, ostatnio nawet Steven Taylor przyznał, że kupi sobie do samochodu płyty z rozmówkami i zacznie się uczyć języka kolegów z zespołu. Czyli generalnie wesoło. Aż przypomniał nam się tweet Jimmy’ego Kebe, który napisał, że przechodzi do Newcastle, a gdy okazało się dementi, napisał ponownie: – Myślałem, że będąc Francuzem i grając w piłkę po prostu pojawiasz się w Newcastle i podpisujesz kontrakt.

G – Goal-line. Słowo, na którego dźwięk decydentom z FIFA zaczynają drżeć łydki, a w Premier League ktoś mądry wstał i powiedział: spróbujmy. No więc próbują. Siedem kamer na każdym stadionie, specjalne czujniki na rękach każdego z arbitrów, łączny koszt 250 tys. funtów. Gdy padnie gol, czujnik wysyła sygnał do sędziego. Proste? Proste. Premier League jest pierwszą ligą na świecie, która zdecydowała się na ten krok i żałować raczej nie będzie.

H – Hull. Beniaminek jeszcze nie rozpoczął sezonu, a już grzebie się w problemach. Egipski właściciel stwierdził niedawno, że nazwa Hull brzmi nudno, dopisek City to już w ogóle banał i dodał człon… Tigers. Hull City Tigers – tak w tym sezonie nazywać się będzie zespół, który doświadczony Steve Bruce będzie musiał wycisnąć jak cytrynę, a i tak nie ma gwarancji, że go utrzyma. Spójrzcie na kadrę. Grupa przeciętniaków, która w karierze zwiedziła X klubów i w żadnym nie błysnęła. Teraz jeszcze transfer Toma Huddlestone’a, typowego zawodnika, który miał talent, ale go nie wykorzystał… No nie, ta drużyna naprawdę będzie miała w tym sezonie pod górkę. Największym atutem pozostaje chyba Bruce. Trener, który w ciągu ostatnich piętnastu lat przesiedział na ławce ponad sześćset spotkań i jak niegdyś na boisku z niczego potrafi zrobić coś.

I – Ingeniero. Czyli Manuel Pellegrini, nowy trener Manchesteru City. Wszyscy mówią, że solidny, porządny, ale gdyby przyjrzeć mu się bliżej to można powiedzieć wprost – średni. Trener bez sukcesów – mówią jedni, mało charyzmatyczny – dodają drudzy. Mimo to ktoś mu zaufał. Ktoś stwierdził, że to właśnie on jest w stanie podnieść drużynę, która w poprzednim sezonie zwykle rozczarowywała. Zastanawia nas jak sobie w tej sytuacji poradzi. Z jednej strony zrobił bardzo dobre transfery (Fernandinho, Jovetić, Negredo, Navas), z drugiej – dokonuje tylu roszad, że za chwilę sam może się w tym pogubić. Obcokrajowcy w Anglii początki mają trudne, a on poza Hiszpanią w Europie nigdzie jeszcze nie pracował. Już kiedyś wszedł do szatni z wielkimi nazwiskami i po roku musiał pakować walizki.

K – Kasabian. Czyli energia. Moc. Ogień. Czwórka muzyków z Leicester, których kawałek „Fire” towarzyszy nam przy wszystkich transmisjach Premier League. Sobota 15:55 – Fire. Niedziela 14:25 – to samo. Kawałek tak mocno kojarzy nam się sobotnio-niedzielnymi popołudniami, tak mocno zakorzenił się w angielski futbol, że nie wyobrażamy sobie, by w tym sezonie miało by go zabraknąć. A niestety jest to całkiem możliwe. Kontrakt z Kasabian był podpisany na trzy lata, a nie czytaliśmy nigdzie o jego przedłużeniu. W dodatku właśnie w życie wchodzi nowy kontrakt telewizyjny, w którym ma dojść do kilku zmian. Mamy nadzieję, że od muzyki łapki trzymali daleko.

L – Liverpool. Drużyna, z której latem odeszło dwóch doświadczonych piłkarzy (Carragher i Reina), a najlepszy strzelec (Suarez) cały czas kombinował, jak tu uciec. Co roku typowana do walki o pierwszą czwórkę, ale coś nam mówi, że znowu skończy się siódmym miejscem i brakiem awansu do europejskich pucharów. Kolo Toure nie da rady zapełnić luki po Carragherze, grupka Hiszpanów (Aspas, Luis Alberto) nieustannie będzie szukać formy, a starcie w trzeciej kolejce z Manchesterem United pokaże, że Brendan Rodgers stoi przed trudnym zadaniem i że nie będzie to łatwy sezon dla Liverpoolu.

M – Moyes. Kluczowa postać nadchodzącego sezonu. Trener, który nie kombinuje przy taktyce, świetnie przygotowuje drużyny pod względem fizycznym, jest zapatrzonym na futbol pracoholikiem, a przy okazji wie, co to długofalowość, bo przecież jedenaście lat spędził w Evertonie. Pod jakimkolwiek kątem patrzeć – godny następca Fergusona. Nie żadna gwiazda ściągana na siłę, tylko trener, który skrupulatnie układa puzzle po swojemu i w końcu dopina swego. Ile czasu będzie potrzebował w United, by wszystkie tryby zaczęły pracować w jednym rytmie? Trzy miesiące? Pół roku? Rok? Trudno powiedzieć. Radzilibyśmy mu przygotować się na mocne turbulencje w pierwszych miesiącach pracy. Niejasna sytuacja Rooneya, brak transferów, kontuzje – kłód pod nogami nie brakuje, bo i terminarz trafił dość trudny. Ale jak to już wszytko sobie ułoży, będzie miał z górki. Manchester to wciąż główny faworyt do mistrzostwa.

N – Negredo. Drugi po Soldado najdroższy napastnik lata w Anglii i jednocześnie spora zagadka. Jedni mówią, że nie wypali, drudzy odwrotnie – że będzie najlepszym napastnikiem w lidze i już teraz trzeba go grać do Fantasy. No więc spróbujemy. Za Negredo przemawia to, że łatwo dochodzi do sytuacji, świetnie gra głową, a dookoła sytuacje kreować będą mu rodacy. Jeśli w pierwszych tygodniach, strzeli kilka goli, zyska pewność. Bukmacherzy za jednego postawionego funta na to, że zostanie królem strzelców, płacą 25. Faworytami są Van Persie, Aguero i Soldado.

O – Ollie. Czyli Ian Holloway. Po pierwsze – najbardziej błyskotliwy trener w Anglii. Po drugie – facet, dla którego liczy się fun, fun i jeszcze raz fun. Po trzecie – szkoleniowiec Crystal Palace, któremu po stracie Wilfrieda Zahy do utrzymania będzie potrzebne coś więcej niż piękne cytaty opiekuna i 40-letni Kevin Phillips. Hollowaya poznaliśmy już dwa lata temu. To ten, co wolał przegrać 4:5 niż wymęczyć nudne 0:0. Uciekł z Blackpool – OK, ale wcześniej sprawił, że wszyscy mu kibicowaliśmy, a teksty, jakimi rzucał przeszły do historii. „Nic nie idzie po mojej myśli. Gdybym wpadł do beczki pełnej kobiecych piersi, wyszedłbym ssąc własnego kciuka” – mówił odnośnie spadku z ligi. I jak tu go nie lubić.

P – Pieniądze. Podstawa całego interesu. W tym sezonie mówi się o nich najwięcej, bo po podpisaniu nowej umowy z telewizją, kluby otrzymają rekordowe wpływy. Ostatnia drużyna w tabeli zarobi w jednym sezonie ponad 60 milionów funtów, czyli więcej niż tegoroczny zwycięzca, Manchester United. Wpływy mistrza Anglii mają wzrosnąć do okrągłej stówki.

R – Rynek. Kręci się i kręcić będzie się nadal, zwłaszcza po tym, o czym napisaliśmy kilka wersów wyżej. Anglicy nie oszczędzają. Wydali już prawie pół miliarda funtów. Najwięcej kupował tradycyjnie Manchester City i nietradycyjnie Tottenham. Londyńczycy najwięcej wydali na Roberto Soldado (30 mln), ale sporo kosztował ich też Paulinho (19 mln) i utalentowany francuski pomocnik Etienne Capoue (11 mln). Rynku standardowo nie wspiera Arsenal, który wziął za darmo Yayę Sanogo z Auxerre, a reszcie tylko się przygląda. W tym miejscu wypadałoby teraz pojechać po Wengerze, ale stało się to już tak nudne, że odpuszczamy.

S – Special One. Chciał wrócić i wrócił. On – Jose Mourinho po najgorszym sezonie w karierze, czyli po półfinale Ligi Mistrzów i wicemistrzostwie Hiszpanii znowu będzie uśmiechał się do nas z kolorowych szpalt bulwarówek. Startuje z niezłej pozycji. Zna klub, zna humory właściciela. Po prostu czuje klimat ligi. Do tego nie ciąży na nim aż tak duża presja jak na Moyesie albo Pellegrinim. Wszyscy przyzwyczaili się, że o mistrzostwo walczy dwójka z Manchesteru, a tymczasem po cichu na głównego faworyta może wyrosnąć Chelsea. Który trener nie chciałby wejść do szatni i zobaczyć trójkę napastników, która w poprzednim sezonie strzeliła łącznie 56 goli? I jeszcze ten Lukaku…

T – Ten typ piłkarza. Wzięliśmy to określenie z tekstu Daniela Taylora w Guardianie, bo pod „S” mógł być tylko Special One. A przecież trzeba jeszcze napisać o Suarezie. Ten typ piłkarza… Chodzi o gościa, który mówi, że nie lubi zmieniać klubów, a w ciągu siedmiu lat zmienił je trzykrotnie. Non stop zmieniający zdanie, chwytający się tanich chwytów, do tego lubiący palić za sobą mosty. Taki jest Urugwajczyk. Zarzucał Rodgersowi kłamstwo, chciał odejść za wszelką cenę, teraz czeka go konfrontacja z The Kop. Sami jesteśmy ciekaw, jak kibice przywitają niedoszłego uciekiniera.

U – Układ gier. Nie będziemy przyklejać całego terminarza, hity tego sezonu każdy może sobie sprawdzić w kilka sekund. Bardziej zastanowiło nas to, co powiedział niedawno David Moyes. Ł»e Manchester United jest ofiarą spisku, że ktoś wylosował mu najgorszy początek sezonu od 20 lat, że ogólnie to wszystko jest niepoważne. No cóż, komentarz może być tylko jeden – brednie.

W – Wyjazdy. Czyli kilka słów o Stoke City, o którym z racji przeciętniactwa jeszcze nie pisaliśmy, a które wyróżniło się tym, że w nadchodzącym sezonie opłaci swoim kibicom tzw. wyjazdy. Jakby to powiedział Mirek Szymkowiak – szacunek. O podobnych inicjatywach słyszeliśmy już kilka razy, ale zwykle obejmowały jeden lub dwa mecze. Tutaj tych wyjazdów będzie dziewiętnaście. No, ale stać ich. Telewizja płaci.

Z – Zagadki. Albo po prostu pytania. O mistrza, spadkowiczów, króla strzelców, co tylko przyjdzie nam do głowy. No więc ligę wygra Chelsea, bo ma najmocniejszy skład i trenera, który wie, jak wygrywać. Po prostu wykorzysta słabość reszty. Spadną beniaminkowie Hull i Crystal Palace, ponieważ w tej chwili stoją o półkę niż Cardiff. Do tego Stoke, bo ile można jechać ciągle na tym samym patencie. Dalej – rozczaruje Jovetić, a zaskoczy Van Wolfswinkel w Norwich. Świetnym transferem będzie Soldado, ale królem strzelców standardowo zostanie Van Persie. Liverpool znajdzie się poza czwórką, Arsenal rzutem na taśmę wyprzedzi Tottenham, a pierwszym trenerem, który straci pracę będzie… Di Canio. No i tyle. Czekamy na 13:45, Fire, sygnał na zapięcie pasów i pierwsze kopnięcie w najlepszej lidze świata.

PAWEف GRABOWSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama