Jedenastka kumpli (5): Grzegorz Mielcarski opowiada m.in. o Deco, Zahoviciu i Sonnym Andersonie

redakcja

Autor:redakcja

16 sierpnia 2013, 14:51 • 4 min czytania

Grzegorz Mielcarski – srebrny medalista z Barcelony, czterokrotny mistrz Portugalii z Porto, a dzisiaj ekspert Canal+. Poprosiliśmy go, by wytypował najlepszą jedenastkę, z jaką przyszło mu grać za granicą. Od razu uprzedźmy kilka faktów – na ławce znaleźli się Mario Jardel i Oliver Neuville, więc jakby to powiedzieć… Trochę dużych nazwisk w zestawieniu się znalazło.
– W bramce naturalnie myślałem nad Vitorem Baią, ale chyba większe wrażenie robił na mnie Bogdan Stelea w Salamance. Wybitny reprezentant Rumunii, strasznie wielki chłop, który wyglądał między słupkami jak King Kong. Dla napastnika – najgorszy z możliwych, bo bez zawahania potrafił zdemolować na amen. Jednego gościa odwieźli kiedyś do szpitala, innym razem wszedł w chłopaka w rezerw i też szpital. Nie umiał cofnąć ręki, ale pod innymi względami zdecydowanie świetny. Bardziej gibki niż Baia.

Jedenastka kumpli (5): Grzegorz Mielcarski opowiada m.in. o Deco, Zahoviciu i Sonnym Andersonie
Reklama

– Dalej mamy obrońców, więc zacznę od Joao Pinto, wielkiego kapitana reprezentacji, kapitana też w Porto, kiedy Młynarczyk zdobywał Puchar Europy i Puchar Interkontynentalny. Zapamiętam go jako wielką osobowość i świetnego kumpla. Dzięki niemu szybciej poznałem portugalski. Widać było, że bardzo mu zależy, żebym zaaklimatyzował się w zespole. Siadał obok mnie na obozach i uczył mnie słówek. Obok niego w środku obrony postawię na innego kapitana, Jorge Costę (oddałby krew, żeby drużyna wygrywała) i Ricardo Carvalho, który za moich czasów był jeszcze młodym chłopakiem, ale miał się od kogo uczyć i dzisiaj nie muszę nikomu mówić, w jakich grał klubach, co osiągnął itd. Przejdę więc od razu do lewego obrońcy, Rui Jorge’a, który potrafił zakładać siatki nawet w meczach Ligi Mistrzów. Widział wszystko i spokojnie mógłby grać w pomocy. Gdyby miał lepszą szybkość, grałby w Realu albo w Manchesterze.

Kliknij aby przeczytać świetny wywiad z Grzegorzem Mielcarskim >>

Reklama

– W drugiej linii zacznę od środkowych. Deco to zawodnik, który jak przychodziłem do Porto to dwa dni trenował, dwa odpoczywał. Miał problemy z mięśniami, dopiero co grał w jakimś przeciętniaku portugalskim. Ale potem zaczął się rozwijać. Chimeryczny na treningach i przeważnie niedbały, ale z tej niedbałości wychodziły genialne zagrania. Też nie muszę mówić, co potem osiągnął. Inny pomocnik – Vasillis Tsartas takich sukcesów nie ma, ale przyznam szczerze, że takiej lewej nogi chyba nie spotkałem. Graliśmy razem w AEK Ateny. Pamiętam mecz z Tottenhamem, gdzie ustawił piłkę na 25 metrze i stoi. W tym czasie podchodzi do mnie koleś i mówi „No dobra, mamy 1:1”. Tak spojrzałem, czekam, a za chwilę jak wycedził to pajęczynę ściągnął. W treningu non stop maltretował bramkarzy. Ale słabą głowę miał. Zarozumiały, nie potrafił dostosować się do zespołu. A dlaczego tak, a dlaczego nie, dlaczego nie do mnie – ciągle marudził.

Przed nimi, jako bardziej ofensywnego pomocnika dam Zlatko Zahovicia. Tak samo genialna lewa noga i tak samo mógł zrobić większą karierę, gdyby bardziej dokręcił śrubę. Brakowało mu samodyscypliny, dbania o siebie itd. Ale poza tym – kapitalny. Świetnie strzelał z dystansu, widział podania z tzw. siatą. Po jego lewej stronie dam do jedenastki Ljubinko Drulovicia. Faceta, który nogą wiązał krawaty. W pełnym biegu potrafił wrzucić piłkę zewnętrzną częścią stopy. Ktoś, kto nie grał w piłkę, niech spróbuje zrobić podobnie. W pełnym biegu! Albo nawet niech nie próbuje, bo od razu coś sobie zrobi. Drulo robił to z uśmiechem na ustach.

Z kolei na drugiej flance – Nuno Capucho. Kibice często na niego gwizdali. Jedno zagranie nieudane – gwizdy. Drugie – to samo. Ale za chwilę brał piłkę na siebie, wjeżdżał w kilku, strzelał gola, a potem podbiegał do kibiców i rozkładał ręce z pytaniem „i co?”. Podobało mi się to, że nigdy nie chował się od gry, zawsze chciał być przy piłce. Nie bał się krytyki.

No i na koniec atak. Nie wiem, na kogo się tu zdecydować, bo grałem i z Mario Jardelem w Porto, z Oliverem Neuvillem w Genewie, podobnie zresztą jak z Sonnym Andersonem. Ten ostatni miał metr skoku dosiężnego, w treningu wyglądał na kogoś, kto strzela jak najdalej od bramki, żeby jak najdłużej iść po piłkę, ale potem sam wygrywał mecze. Nie przypadkiem grał w Lyonie i w Barcelonie. Ostatecznie decyduję się więc na niego.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama