Kuba Rzeźniczak: Kiedyś przegiąłem z siłownią

redakcja

Autor:redakcja

16 sierpnia 2013, 03:56 • 15 min czytania

Może dlatego, że kiedy przychodziłem do Legii, to grając na stoperze, ważyłem 70 kilo? Powiedziałem sobie, że muszę przypakować i tak mi to weszło w krew, że po każdym treningu chodziłem na siłownię, dźwigałem ciężary, co wpłynęło – jak powiedzieli mi lekarze – na problemy z mięśniem dwugłowym. Za duże obciążenie na plecy i „dwójka” zaczęła mnie ciągnąć. Teraz, od czterech miesięcy, nie robię praktycznie nic na siłowni, na razie mi to sprzyja i chyba na tym poprzestanę. Trener Urban powiedział, że jak jeszcze raz mnie tam zobaczy, to dostanę hantelkę do domu (śmiech) – opowiada Jakub Rzeźniczak w rozmowie z Weszło.

Kuba Rzeźniczak: Kiedyś przegiąłem z siłownią
Reklama

W ostatnim „Newsweeku” pojawił się ostry i głośny wywiad z Maciejem Stuhrem, w którym ten zaapelował do paparazzich, pudelków i ostrzejszych brukowców, byli dali mu wreszcie spokój. Jeśli jakiś piłkarz zdecydowałby się na podobną deklarację, to na pewno nie byłby to Jakub Rzeźniczak, mam rację?
Nie zdecydowałbym się na takie ostre słowa, bo informowanie o życiu prywatnym to zawód paparazzich i dziennikarzy tych brukowców, a jeśli ktoś chce ich unikać, to niech się nie wystawia na muszkę i nie pokazuje w pewnych miejscach. Ja jestem spokojny chłopak, staram się nie rzucać w oczy i nie robić kontrowersyjnych rzeczy. Paparazzi nie przyłapią mnie w niezręcznych sytuacjach, a i nie mam na tyle rozpoznawalnej twarzy, żeby wszędzie robili mi zdjęcia.

Ale przyznasz – obecność w mediach cię kręci.
Tak, sprawia mi to przyjemność, bo poprzez kontakt z mediami czy występy w telewizji człowiek się rozwija. Pamiętam swój pierwszy wywiad – mam nawet to nagrane – gdy miałem 16 lat, grałem w Widzewie i rozmawiałem z Canal+… Nie mogłem z siebie słowa wydusić! Z roku na rok widać postęp i kto wie – może w dalszej przyszłości mi się to przyda. Sporo osób prosi mnie poza tym o wywiady…

Reklama

To z czegoś wynika.
Z mojej otwartości. Nawet dziewczyna mi mówi, że powinienem być bardziej asertywny. Nigdy nikomu nie odmawiam. Jak ktoś mnie prosi o autograf na „fejsie”, to zawsze odpiszę. Na wywiady też zawsze się zgadzam, ludzie o tym wiedzą i dlatego tak często się do mnie zwracają. Czy jest mojej osoby bardzo dużo w mediach? Sam nie wiem, ale w graniu mi to nie przeszkadza. To najważniejsze.

A nie jest tak, że zdałeś sobie sprawę, iż – jak to stwierdził jeden z twoich kolegów po fachu – media są w stanie zwolnić i zatrudnić piłkarza lub trenera, więc lepiej je mieć po swojej stronie?
Nie wychodzę tylko z takiego założenia, bo jeśli coś mi w mediach przeszkadza, to potrafię otwarcie o tym powiedzieć. Na śmierć jeszcze się na nikogo nie obraziłem i nie urywałem kontaktu z żadną gazetą na stałe, bo jak jestem na kogoś zły, to wyjaśniam sprawę od razu.

Na twój temat pojawiły się w ostatnich latach pewnie setki artykułów i tak się zastanawiam, czy jest to w ogóle proporcjonalne do twoich sukcesów. Czy Jakub Rzeźniczak dzięki swojemu charakterowi – za który wielu trenerów cię chwali – osiągnął więcej niż mógł, czy wręcz przeciwnie, bo zdarzało ci się też wiele upadków i wahań formy.
W tej chwili wielu postrzega mnie przez pryzmat ostatniego pół roku, kiedy nie grałem, chyba tylko dwa mecze. A mówi się – z czym się zgadzam – że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Nie wiem… Może to kwestia moich wcześniejszych wyborów? Może gdybym podjął inne decyzje, to wszystko inaczej by się potoczyło? Znam wiele osób, które mają negatywne nastawienie do świata, a ja – wręcz przeciwnie. Jestem szczęśliwy z tego, co mam. Na pewno mogłem osiągnąć więcej, ale nie ma co do tego wracać.

Z czego w takim razie wynikają te wahania formy? Dwa lata temu sam mówiłeś, że jesteś najlepszym prawym obrońcą w Polsce, a chwilę później niektórzy wypychali cię do Śląska lub twierdzili, że Legia to dla ciebie za wysokie progi. Sinusoida.
Akurat te plotki transferowe nie były prawdziwe – to mogę od razu powiedzieć. Jedyny kierunek, jaki faktycznie się pojawił, to Sochaux. Kluby się nie dogadały i… może trochę szkoda, bo to był jedyny moment, kiedy mogłem się z Legii ruszyć, bo potem faktycznie pojawiły się te wahania, o których mówisz. Miałem kilka takich kluczowych chwil – np. kiedy trener Skorża odstawił mnie od składu po moim najlepszym pół roku w karierze. Podpisałem nowy kontrakt, trafiłem do kadry Smudy, ale po dwumeczu z Gaziantepsporem usiadłem na ławce, a moje miejsce zajął Artur Jędrzejczyk. Wtedy zaczął się mój najgorszy sezon, odkąd pamiętam. Trochę mnie to podłamało. Straciłem praktycznie całe rozgrywki, ale chyba nigdy też nie rozegrałem pełnego sezonu na wysokim poziomie. Zawsze zdarzały się słabsze mecze i miałem tego pecha, że ludzie zwracali na nie większą uwagę niż na te udane.

Ostatnio zwracają uwagę na lepsze.
Bo czuję się dobrze pod względem fizycznym…

Ale na to akurat nigdy nie mogłeś narzekać. Kiedyś podobno nawet przegiąłeś z siłownią.
Tak, faktycznie przegiąłem. Może dlatego, że kiedy przychodziłem do Legii, to grając na stoperze, ważyłem 70 kilo? Powiedziałem sobie, że muszę przypakować i tak mi to weszło w krew, że po każdym treningu chodziłem na siłownię, dźwigałem ciężary, co wpłynęło – jak powiedzieli mi lekarze – na problemy z mięśniem dwugłowym. Za duże obciążenie na plecy i „dwójka” zaczęła mnie ciągnąć. Teraz, od czterech miesięcy, nie robię praktycznie nic na siłowni, na razie mi to sprzyja i chyba na tym poprzestanę. Trener Urban powiedział, że jak jeszcze raz mnie tam zobaczy, to dostanę hantelkę do domu (śmiech). Wolę się skupić na budowaniu siły mięśni głębokich. Czyli tych, których raczej nie widać, a nad którymi pracujesz na ciężarze własnego ciała. Z samą siłownią lepiej nie ryzykować – człowiek uczy się na własnych błędach. Ale nie było też w Legii kogoś, kto wytłumaczyłby mi, jak powinienem ćwiczyć. Dziś pracuję z profesjonalnym masażystą, a wtedy programów szukałem w gazecie, internecie… Coś tam podpowiedział mi Błażej Augustyn z Boltonu.

Zabawne. Człowiek stara się być profesjonalny, ale to wszystko zbyt profesjonalnie nie wygląda.
Nadgorliwość gorsza od faszyzmu, można powiedzieć. Lekarze do dziś się śmieją, że jak mi każą robić dziesięć powtórzeń, to mam ich zrobić dziesięć, a nie dwadzieścia.

Jesteś chorobliwie ambitny?
W jakimś stopniu tak, ale staram się nad sobą panować. Nawet po przegranym meczu przez dzień-dwa chodzę wnerwiony, a tak nie powinno być, bo to negatywnie wpływa na regenerację i samopoczucie. Po porażce powinno się wyciągać wnioski przez pierwsze godziny, ale nie tak, że człowiek przeżywa ją przez trzy dni. Przesada.

Nakręcasz się jakoś specjalnie na mecze?
Mam kilka swoich rytuałów. Przeglądam motywujące hasła, które wrzucam czasem na Facebooka, albo zdjęcia moich najbliższych. Do tego fajna muzyka i jakoś się kręci. Lubię, jak kibice podeślą mi czasem jakiś filmik – ostatnio widziałem świetny o fanach Legii. Wrzuciłem go zresztą na „fejsa”.

Potrafisz dbać o swój wizerunek.
Kilkakrotnie już podkreślałem – to, że wrzucam coś na Twittera lub Facebooka, wynika tylko z tego, że chcę się dzielić z fanami czymś, co ich może zainteresować. Gdy byłem młodszy, to wszystko bym oddał, żeby móc się dowiedzieć, co dzieje się u moich wielkich idoli z Widzewa, którzy walczyli o Ligę Mistrzów. Zachowuję się tak, jak kiedyś chciałem, by oni zachowywali się w stosunku do mnie. A jeśli przy okazji to pozytywnie oddziałuje na mój wizerunek, to chyba też spoko, nie?

Miał ktoś do ciebie pretensje o to, że za bardzo się wychylasz?
Czasem ktoś się w szatni podśmiechuje… O, raz w klubie mieli pretensje, kiedy napisałem, że „Kiełbik” kończy karierę, co powinna podać strona oficjalna. Ale to też nic bardzo poważnego.

A takie wpisy, jak te, w których pojechałeś po kibicach Ruchu, wrzucasz pod wpływem emocji czy myślisz nad nimi dłużej?
Twitter jest idealnym kanałem, by przekazywać takie treści, ale zanim coś wrzucę, zawsze zastanawiam się, czy nie zostanie to źle odebrane. W tej sytuacji nie widzę problemu – to było przemyślane. Już na samym meczu te odgłosy małp, gdy Dossa dochodził do piłki, bardzo mnie denerwowały, ale nic siedząc na ławce zrobić nie mogłem. Do Twittera siadłem dopiero po meczu, w autokarze.

Ostatnio wrzuciłeś też swoje zdjęcie z Dossą Juniorem, które podpisałeś „legijna ściana”. Patrząc na formę tego zawodnika – nie licząc meczu z Molde – można mieć wątpliwości.
Z tą ścianą chodziło mi o to konkretne spotkanie, kiedy kluczowym było nie stracić bramki. Z tego powinno się rozliczać obronę, ale potrzebne jest też zgranie…

…czego nie ułatwia rotacja.
Trener chce po prostu skorzystać z reformy i tego, że nawet jakaś pojedyncza wpadka nie będzie nas nic kosztować. Na dalszą część sezonu i te najważniejsze mecze pewnie przygotuje już swoją żelazną obronę. Wtedy to wszystko będzie wyglądało zdecydowanie lepiej, ale już teraz widzę postęp. A Dossę niektórzy oceniają chyba zbyt szybko. Ciężko trenowaliśmy przez tydzień w Warszawie, potem na Cyprze, a on przyjechał do nas cztery dni przed końcem obozu. Dwóch tygodni nie da się tak szybko nadrobić. Widziałem też kilka jego meczów w lidze cypryjskiej.

Nie żartuj.
Jak byliśmy tam na obozie, to oglądało się różne mecze. Wiedzieliśmy też, że trener jeździ obserwować różnych zawodników i jakoś tak zapamiętałem akurat Dossę. Po prostu zwykle zwracam uwagę na obrońców, a jemu szło tam naprawdę dobrze. Jak wróci do formy, to będzie mega kozakiem.

Jego transfer oceniasz na razie najwyżej?
Hmm… (Chwila przerwy).

Szału nie ma?
Po kolei – Augusto ciężko oceniać, bo jeszcze nie zadebiutował. Henrik pokazał się z bardzo dobrej strony, a Helio i Dossa jak złapią rytm, to na pewno będą dużymi wzmocnieniami. Szczególnie Pinto, który potrafi czasem rzucić takie piłki, że człowiek w życiu by się nie spodziewał. Pokazał to nawet w Chorzowie, gdzie choć przegraliśmy, to byłem pod wrażeniem jego podań. On zrobił na mnie największe wrażenie, od początku przypominał mi Rogera, którego byłem fanem. Mogłeś mu podać piłkę i mieć dziewięćdziesiąt procent pewności, że on jej nie straci. Helio gra w podobnym stylu.

A jak tobie odpowiada gra na stoperze, bo za występ na tej pozycji zebrałeś ostatnio sporo pochlebnych recenzji.
Chcę po prostu jak najwięcej grać – to najważniejsze. Każda minuta jest na wagę złota i będę się cieszył nawet, jeśli wystąpię na środku pomocy. Chociaż raczej w roli czyściciela, bez większych zadań defensywnych. Na stoperze, po tym jak odzyskałem trochę zwrotności, czuję się dziś bardzo dobrze. Przebiegam porównywalną liczbę kilometrów, jak na boku, ale ten bieg jest inny – człowiek się aż tak nie męczy.

Powiedz jeszcze, co z twoim kontraktem. Czytałem, że klub chce, żebyś został.
A kto tak pisał?

„Fakt”.
Taka tam wzmianka, że staram się o kontrakt i walczę… Jak prezes będzie chciał przedłużyć kontrakt, to się do mnie odezwie i usiądziemy do rozmów. Na razie takiego tematu nie ma.

Będziesz twardym negocjatorem?
Mam od tego menedżera, Czarka Kucharskiego. Sam nie lubię negocjować, bo pewnie najchętniej od razu bym podziękował i podpisał to, co dają.

Ale od menedżera będziesz wymagał, by stawiał twarde warunki?
Zależy, jakie warunki klub by przedstawił.

Bo na takich samych nie przedłużysz.
Może zarabiam bardzo dużo i byłyby to super warunki (śmiech). Nie wiem… Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a nie chcę wybiegać w przyszłość. Na razie czekają nas mecze ze Steauą, które są ważne nie tylko dla mnie, ale też dla klubu.

Nie myślisz o wyjeździe za granicę? Rok starszy od ciebie Janusz Gol wyjechał do o niebo silniejszej ligi, gdzie płaci się nieporównywalne pieniądze. Może czas na emigrację?
Powiedziałem sobie, że się nie napalam i żyję dniem dzisiejszym. Nauczyłem się nie wybiegać w przyszłość, bo w piłce raz jesteś na dnie, a raz na samej górze.

Ale dobrze wiesz, że w przypadku takich transferów, jak te do Rosji, bardzo ważne są kontakty menedżerów. Możesz po prostu spróbować namówić agenta, by ci coś szukał w takim kierunku.
Jeśli będzie trzeba, to Czarek coś załatwi.

W „Weszło z butami” opowiadałeś, że taki kierunek jak Terek na pewno byś rozważył.
Rozważyłbym z uwagi na warunki finansowe. Ale trzeba też zwrócić uwagę na atrakcyjność życia, która – może poza Moskwą – nie jest na najwyższym poziomie. Jeśli jednak Legia zaproponuje mi przedłużenie kontraktu, to na pewno się tym mocno zainteresuję, bo czuję się z tym klubem coraz bardziej zżyty. Przez ostatnie półtora roku mocno przywiązałem się do tych ludzi, kibiców, stadionu, miasta i chciałbym tu zostać.

Wyobrażasz sobie grę w Legii do końca kariery?
Myślę, że tak. Legia to marka sama w sobie, a po przyjściu prezesa Leśnodorskiego rozwija się jeszcze szybciej. Dopóki on pozostanie na swoim stanowisku, wszystko powinno iść w dobrym kierunku.

O Leśnodorskim jeszcze porozmawiamy, ale to zabawne, że zżyłeś się z klubem i kibicami po akcji ze „Staruchem”, kiedy wszyscy przewidywali, że się zwiniesz, a ty sam mówiłeś, że nie jesteś zadowolony z reakcji klubu.
Nie byłem zadowolony z reakcji osób, które rządziły tym klubem. Chcieli to wszystko zamieść i najlepiej, żebym w ogóle się nie odzywał. Reakcja trenera też była – że tak powiem – dość dziwna. A cała sytuacja miała miejsce dwa miesiące po tym, jak podpisałem nowy kontrakt. Nie jestem jednak konfliktowy, a przecież mogłem złożyć wniosek do PZPN-u o rozwiązanie umowy.

Przechodziło ci to przez myśl?
Parę osób podrzucało mi taki pomysł, ale ja – powiem szczerze – od początku to odrzucałem. Z Piotrkiem „Staruchem” wszystko sobie wyjaśniłem i sprawa jest zamknięta. Zrobiono z niej za duży cyrk.

Zainteresowała się tobą polityka.
W polityce jest ładny bałagan i nic w tym fajnego. Moja osoba nie była tam do niczego potrzebna. A tak a propos tej sprawy z Piotrkiem, to do dziś dostaję wezwania do sądu. Raz adwokat mi nie kazał iść, to dostałem jakąś grzywnę. Teraz we wrześniu jest kolejna… Śmiechu warte. Minister sprawiedliwości wszczął sprawę, w której – jako osoba publiczna – występuję jako świadek. Mam zamiar tam pójść i poprosić, żeby dali w końcu spokój, bo to wszystko staje się już zabawne. Ludzie zabijają się na ulicach i wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego, a ja dostałem liścia i tak to rozgrzebano, jakby co najmniej nos mi złamał.

Wyciągnąłeś jakieś wnioski z tej sytuacji?
Takie, że skoro my szanujemy kibiców, to oni powinni szanować nas. Można mieć do mnie pretensje, że brakuje mi techniki czy nie kopnąłem prosto piłki, ale wtedy akurat zarzucali nam, że gramy bez zaangażowania. A takie hasła działają na mnie jak płachta na byka.

Nie zarzucali tego tobie indywidualnie, tylko drużynie. Sprawiedliwość zbiorowa.
Ale jak ktoś mnie obraża, to chyba mam prawo się bronić. Piotrek zareagował impulsywnie i wyszło tak, a nie inaczej…

Miałeś też inną spinę z kibicami, kiedy skrytykowałeś ich za demolowanie toalet, po czym przerażony całą zadymą w necie, usunąłeś ten wpis.
Było, było.

Lekko się podgotowałeś?
Nie wiem… Może ten tweet nie był potrzebny, może nie znałem do końca sprawy… Demolowanie stadionu nie jest fajną rzeczą, ale może tam było jakieś głębsze podłoże? Wolałem usunąć ten wpis, żeby nie prowokować jakichś kłótni.

Porozmawiajmy o Leśnodorskim. Jak bardzo z twojej perspektywy ten klub zmienił się od jego przyjścia?
Bardzo. Tak jak w każdej firmie przewietrzenie biur może wyjść na korzyść, ale tutaj naprawdę wszystko się zmieniło. Nawet jeśli chodzi o zwykłe podejście do człowieka. Wiele z tych akcji, które organizujemy, jest skierowanych bezpośrednio na kibiców, z którymi przed przyjściem nowego prezesa klub miał zatarg. Dzięki niemu wszystko zostało wyjaśnione i bardzo dobrze, bo to fani są motorem napędowym Legii. Dojście z nimi do porozumienia było kluczowe. Musimy tylko dorównać poziomem prezesowi i awansować do Ligi Mistrzów. Wcześniejsi prezesi chowali się przed mediami, a ten nie unika żadnych tematów, rozmawia z mediami i wniósł sporo świeżego spojrzenia. Stał się w pewnym sensie ikoną klubu.

Wspomniałeś o Lidze Mistrzów. Jeszcze przed kilkoma dniami, zanim wylosowaliście Steauę, większość z was wskazywała, z kim chcielibyście zagrać. Pytanie tylko, czy na tym etapie w ogóle można mówić o jakimkolwiek szczęśliwym losowaniu po tym, co pokazaliście w poprzednich rundach.
Mogliśmy trafić dużo gorzej, bo Bazylea i Viktoria Pilzno to w moim odczuciu nieco wyższy poziom niż Dinamo czy choćby ta Steaua. Losowanie było w sam raz i liczę, że powtórzymy ten wynik, który osiągnęliśmy w Rumunii za trenera Skorży.

Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – czy na tym etapie losowanie może być szczęśliwe?
Forma powinna iść do góry, tym bardziej, że trochę zeszło z nas ciśnienie, bo cel minimum, czyli Ligę Europy, już osiągnęliśmy. Faworytem już nie jesteśmy, więc może zagramy na większym luzie. A spięcie szczególnie było widać w drugim meczu z Molde, gdy graliśmy w przewadze, a nie potrafiliśmy utrzymać piłki. Pojawiła się nerwówka, ale teraz powinno być tylko lepiej. I tak, losowanie było dla nas szczęśliwe.

Mam tylko wątpliwości, czy Legia to nie jest poziom trzeciej rundy eliminacji, właśnie o klasę niżej niż Steaua, Celtic, Dinamo czy cała reszta.
Wszystko zweryfikuje boisko…

Zweryfikowało z New Saints i Molde.
Może to dobrze, że wszyscy podchodzą z większą ostrożnością i teraz zostaną mile zaskoczeni? Potencjał pokazujemy w Ekstraklasie i teraz trzeba to przełożyć na puchary.

Naprawdę nie zmartwiły cię te pierwsze mecze w eliminacjach?
Każdy się zastanawiał, dlaczego to tak wyglądało, bo wszyscy chcieli, żebyśmy z Walijczykami wygrali po 5:0. A Molde nie było wcale takim słabym przeciwnikiem. Nie przez przypadek zostali mistrzem Norwegii.

Przed meczem z wami zajmowali dwunaste miejsce w tabeli, a sam mówisz, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz.
Ciężko powiedzieć… Jeśli teraz awansujemy, to już nie będzie można mówić o przypadku, bo gramy z teoretycznie silniejszym rywalem.

Szczerze – wolałbyś zaliczyć kilka meczów w Lidze Mistrzów i wszystkie przegrać czy jednak pograć w Lidze Europy i spróbować realnie powalczyć o fazę pucharową?
Chyba jednak wolałbym Ligę Mistrzów, bo niezależnie od wyniku czujemy spory głód, by w końcu w niej zagrać. Poza tym to spory zastrzyk finansowy dla klubu.

Legia 2012/13 ma najmocniejszą kadrę, od kiedy trafiłeś do Warszawy?
Wydaje mi się, że tak.

To główny argument, dzięki któremu możecie odjechać reszcie stawki?
Nikt się przed nami nie położy, ale nie do końca jestem przekonany do tej całej reformy, bo nawet jeśli zrobimy sobie przewagę, to i tak ona później zmaleje i najważniejsza będzie końcówka. Zastanawiam się, czy po tej rewolucji faktycznie mistrzostwo zdobędzie drużyna, która grała najlepiej. Ciężko będzie komuś odjechać, skoro punkty na koniec zostaną podzielone. Ale kadrę faktycznie mamy tak szeroką, że ktokolwiek odejdzie, to i tak będzie dało się go zastąpić.

Dwa lata temu twierdziłeś, że jesteś najlepszym prawym obrońcą ligi. Ostatnio wskazywałeś na Bereszyńskiego. A teraz?
„Bereś” dalej rządzi. Nie zmieniam zdania.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama