Gwizdy na „Lewego”, czyli zdrowy rozsądek kibiców

redakcja

Autor:redakcja

15 sierpnia 2013, 01:31 • 5 min czytania

Schodzący z boiska Robert Lewandowski został wygwizdany. Biorąc pod uwagę reakcje trybun w czasie meczu Polska – Dania, wygwizdany nie jako dowolny kadrowicz (na innych reagowano przychylnie), tylko konkretnie jako Lewandowski. Jako zawodnik, którego najwyraźniej znaczna część publiki miała po dziurki w nosie. Oburzyło się wiele osób, między innymi Michał Pol, który napisał tekst pod tytułem: „To skandal, że gwizdano na Lewandowskiego”. Skandal jak skandal, naszym zdaniem zdarzają się większe. Pierwszy z brzegu: „To skandal, że można grać tak słabo i ciągle być murowanym kandydatem do podstawowej jedenastki”.
Gra reprezentacji Polski przez całe dziesięciolecia opierała się na różnych napastnikach, by wspomnieć tych ostatnich: Juskowiaka, Olisadebe, Smolarka czy Frankowskiego. Chyba jednak nigdy – słowo „nigdy” piszemy z pełną odpowiedzialnością – nie opierała się o zawodnika aż tak bardzo w barwach reprezentacji nieporadnego. Zawsze był ktoś, kto jednak od czasu do czasu do siatki trafił, i to nie tylko w spotkaniach z San Marino czy Singapurem. Jednocześnie chyba nigdy (nigdy!) nie funkcjonował w kadrze zawodnik, który do tego stopnia nie podlegałby sportowej weryfikacji. Wszyscy inni jeśli nie sprawdzali się w pierwszym meczu, drugim, trzecim, czwartym, piątym (o siedemnastym nie wspominając), to trafiali na ławkę rezerwowych, a później na trybuny. Powiedzcie jednak głośno, że Lewandowski ma iść na ławkę albo trybuny, to Waldemar Fornalik zadźga was widelcem. Jest to zawodnik, którego występy w kolejnych meczach nie mają najmniejszego znaczenia dla ewentualnych występów w kolejnych. Gdyby dzisiaj na środku boiska zdjął majtki i zrobił kupę, to i tak byłoby wiadomo, że w kolejnym spotkaniu zobaczymy go ponownie. Pojęcie „grania za nazwisko” zostało wprowadzone na niespotykany dotąd poziom.

Gwizdy na „Lewego”, czyli zdrowy rozsądek kibiców
Reklama

Nie przypominamy sobie gorszej reprezentacji pod względem gry w ofensywie. Oczywiście, ofensywa to nie jest jeden zawodnik, ale trudno do cholery ciągle zdejmować odpowiedzialność z tego najważniejszego. Bo jeśli wszystko ma zależeć od tego, czy pomocnicy wystawią piłkę na pustą bramkę, to jednak wystarczy na szpicy Marcin Robak albo Marcin Krzywicki. Niemniej wielu dziennikarzy chce chwalić „Lewego” za strzały do pustej i jednocześnie zdejmować z niego jakąkolwiek odpowiedzialność za wszelkie inne sytuacje (lub ich brak). To komfort, jakim nie może się pochwalić żaden inny napastnik na świecie. Ł»aden inny! Na szczęście, kibice wiedzą swoje (może dlatego, że gazet nie czytają) i bez podpowiadaczy zauważyli, że w grze Lewandowskiego coś nie funkcjonuje. Wygwizdanie go to takie samo prawo kibica, jak prawo pasażera, który mówi wlekącemu się taksówkarzowi: „Panie, jedź pan szybciej, bo jajko zniosę”.

W swojej autobiografii Raymond Domenech napisał o jednym piłkarzu – bodajże o Anelce, ale może o Henrym (nie chce nam się teraz sprawdzać) – że trzeba mieć wielkie jaja, by go odstawić. A jemu tych jaj zabrakło, co sam sobie po czasie wyrzucał. Trzeba mieć wielkie jaja, by posadzić na ławkę Lewandowskiego i obawiamy się, że aż tak wielkich Fornalik nie ma – i też będzie po latach żałował własnej pizdowatości. A gdyby się zastanowić, na jakiej podstawie „Lewy” ma zacząć kolejne pięć (pięćdziesiąt pewnie) meczów w podstawowym składzie, to niestety argument będzie jeden: bo dobrze gra w Borussii. A gdy ktoś powie, że Borussia to nie kadra i że Krzysztof Warzycha dobrze grał w Panathinaikosie Ateny, to wówczas zapadnie kłopotliwe milczenie. Lewandowski na poziomie reprezentacyjnym NIGDY nie udowodnił, że jest zawodnikiem, który miałby tę kadrę pociągnąć – czy to indywidualnie, czy też poprzez pozytywne oddziaływanie na innych. Być może posadzenie na ławce tylko by pomogło. Być może wyzwoliłoby w Lewandowskim pokłady energii i pozytywnej złości, o które sam siebie nie podejrzewa. Opcja trwania z pewnym siebie „Lewym” w ataku nie rokuje. Po prostu. Gość ma 25 lat, a dla reprezentacji nie wygrał w zasadzie żadnego meczu. I jeszcze raz – być może wygra, jeśli się nim odpowiednio wstrząśnie, na przykład sadzając na moment na ławce (bo on przecież grać umie), ale do takiego ruchu trzeba mieć jaja ze stali, zamiast wydmuszek.

Reklama

Kto jeśli nie Lewandowski? – pytają niektórzy. Może właśnie Lewandowski, ale z ławki, podrażniony, zdenerwowany, niemal spoliczkowany przez trenera. Trzeba go podłączyć pod prąd, bo to nie jest święta krowa, tylko facet, który regularnie ZAWODZI. To nie jest ktoś, komu inni powinni się kłaniać w pas, tylko ktoś, kto powinien przepraszać innych wokół za to, że niczego w biało-czerwonych barwach zrobić nie potrafi. Wypnie pierś po ordery, jak już zrobi. Póki co może schować się ze wstydu do szafy.

A może grać powinien ktoś zupełnie inny, a na pytanie „kto?!”, odpowiedzi należałoby poszukać u zarabiającego 150 tysięcy złotych miesięcznie Waldemara Fornalika. To on ma być mądrzejszy od nas, a nie my od niego. Jerzy Engel miał swoje wady, ale kiedyś sobie wymyślił: – U mnie napastnikiem numer jeden będzie Emmanuel Olisadebe! I było to po sezonie, w którym Olisadebe zdobył mimo wszystko marne 12 goli, czyli mniej niż Adam Kompała, Sylwester Czereszewski, Mariusz Nosal, Tomasz Frankowski czy Krzysztof Bizacki. Engel wiedział, jakiej gry szuka i jakiego napastnika będzie potrzebować. Tak jak Leo Beenhakker wskazał na Radosława Matusiaka, mimo że wcale to takie oczywiste nie było.

Lewandowskiego w ataku może wystawić byle debil. Byle debil może też po meczu powiedzieć: „nie strzelił, może następnym razem mu się uda”. Ale wobec selekcjonera oczekiwania są jednak większe.

Michał Pol oburzył się: jak można gwizdać na Lewandowskiego? Skandal! Michale, skandalem to było jak publiczność gwizdała na Kazimierza Deynę po tym, jak strzelił Portugalii gola bezpośrednio z rzutu rożnego, a nie gwizdy na Lewandowskiego, który nie strzelił nikomu. Na szacunek nie pracuje się założeniem koszulki z orłem, ale odpowiednim w tej koszulce graniem. Na twoim miejscu zastanowilibyśmy się też, czy większym skandalem nie było to, iż Lewandowski poprosił Fornalika o zmianę. Na kontuzjowanego nie wyglądał, na zmęczonego tym bardziej.

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama