Marcin Burkhardt rozstał się wprawdzie z malowniczą azerską Zaqatalą, ale zdaje się, że nie ma jeszcze dosyć podbijania świata, skoro wczoraj niemieckie media poinformowały, że razem z Ondrejem Smetaną (Słowakiem przymierzanym niedawno do Podbeskidzia Bielsko-Biała) wylądował NA TESTACH w Hallescher FC. 19. drużynie niemieckiej trzeciej ligi, która zaczęła ten sezon od przegrania wszystkiego, co dało się przegrać. „Bury” trafia ostatnio w takie miejsca, na tak odległe peryferie poważnego futbolu, że nawet nie można mieć dłużej wątpliwości – jego nie interesuje już poważna piłka, chce uciułać jeszcze trochę grosza. Zresztą – z wzajemnością. On też nikogo w poważnej piłce dawno nie interesuje. Szkoda.
Aż trudno teraz stwierdzić, kiedy to się stało ostatecznie. Kiedy Burkhardt definitywnie przestał być zawodnikiem na poziomie, w którym momencie zaczął swój niewątpliwy talent rozmieniać na drobne, krok po kroku, żeby wreszcie znaleźć się w tym miejscu, w jakim go widzimy dzisiaj. Facet, o zgrozo, ma 30 lat. Tyle co… hm, Wawrzyniak. Rok mniej niż Przemek Kaźmierczak, który właśnie dobija się do kadry. A przecież, jak tylko przypomnieć sobie jakie ten nieszczęsny Burkhardt miał kiedyś możliwości, jak rokowałâ€¦ Mógłby dziś spokojnie być jednym z głównych punktów tej reprezentacji. Tymczasem skończył z nią przygodę jako 22-latek, zagrał 10 meczów z czego 8 to sparingi. Nie podbił ani Szwecji, ani Ukrainy, o Azerbejdżanie to już w ogóle nie ma sensu mówić. Może podbije niemieckie peryferie.
Kiedy po raz ostatni widzieliśmy go w godnej piłkarskiej scenerii, oglądał mecz Włochów z Chorwatami w czasie Euro. Szkoda, że nie w hotelu Hyatt jako członek kadry Smudy, ale z wymalowaną twarzą, wśród kibiców. Machał z rozdziawioną gębą, kiedy pokazano go na telebimie, jak dziesiątki innych ludzi.
Dziś trenuje z drużyną trzeciej ligi. Tą samą, co Dominik Kisiel.