W Wiśle Płock tonują nastroje jak tylko mogą, ale na boisku robią wiele, żeby potem utrudnić sobie zadanie. Trudno już bowiem nie traktować drużyny Jerzego Brzęczka jako najpoważniejszego kandydata do zajęcia czwartego miejsca w tabeli. A da ono eliminacje Ligi Europy jeśli Legia Warszawa pokona Arkę Gdynia w finale Pucharu Polski.
“Nafciarze” w sobotnie popołudnie rozprawili się z kilkoma koszmarami. Jako drużyna – z zabrzańskim terenem. Jesienią przegrali przy Roosevelta aż 0:4 i byli wtedy chyba w najtrudniejszym momencie sezonu, gdy już niektórzy zastanawiali się, kto w razie czego mógłby Brzęczka zastąpić.
Swoje demony musiał również pokonać Thomas Daehne. Niemiecki bramkarz przeciwko Górnikowi debiutował w polskiej lidze i choć Wisła wygrała 4:2, on zaliczył koszmarne wejście, w fatalnym stylu zawalając oba stracone gole. Tamte wydarzenia – choć miały miejsce niewiele ponad dwa miesiące temu – wydają się już odległą przeszłością. Daehne ustabilizował formę na solidnym poziomie i po raz czwarty w tym sezonie zachował czyste konto. Również dzięki sobie. Pod koniec meczu Rafał Kurzawa zmusił go do dużego wysiłku strzałem z rzutu wolnego. Był z tego rzut rożny, po którym dośrodkowanie Damiana Kądziora przedłużył głową Dani Suarez, a zamykający Marcin Urynowicz uderzał z paru metrów. Niemiec jednak świetnie się spisał. Pewny był także na przedpolu, gdzie nie oglądał się na nikogo. Po starciach z nim Suarez chyba na moment stracił nawet kontakt z bazą, zaś Mateusz Wieteska jeszcze długo będzie miał pamiątkę na policzku.
Górnik przystępował do rywalizacji potężnie osłabiony w ofensywie. Do kontuzjowanego Łukasza Wolsztyńskiego dołączył Igor Angulo, który już w środku tygodnia w Warszawie zagrał trochę na słowo honoru. Marcin Brosz musiał kombinować i wykombinował, że najbardziej wysuniętym zawodnikiem będzie… Erik Grendel. Słowak na co dzień jest pomocnikiem o raczej defensywnej charakterystyce, a w trwającym sezonie Ekstraklasy zaliczył tylko osiem wejść z ławki. Tak szalony manewr nie mógł się udać nawet Broszowi. Cudu nie było. Grendel poza wywalczeniem 2-3 fauli był wyłączony z gry i nie potrafił funkcjonować na nowej pozycji.
Trener gospodarzy od razu po przerwie wpuścił wreszcie nominalnego napastnika. Swoją drogą – nie podbudował Marcina Urynowicza faktem, że przy tylu problemach kadrowych i tak wolał od początku wystawić kogoś zupełnie nieprzyzwyczajonego do występów w ataku. Urynowicz trochę rozruszał towarzystwo i gra Górnika zaczęła wyglądać lepiej. Rozkręcili się też Kurzawa, Szymon Matuszek i przygaszony wcześniej Szymon Żurkowski. I to właśnie wspomniany Urynowicz we wspomnianej sytuacji po rzucie rożnym był najbliżej wyrównania.
Zaraz potem Wisła mogła przesądzić o losach tego meczu. Damian Szymański zabrał asystę Jakubowi Łukowskiemu (wszedł za bezbarwnego Konrada Michalaka), ale dobrze spisał się Tomasz Loska. Świetną okazję do dobitki miał Nico Varela, ale trafił w słupek/Pawła Bochnewicza. To była jedyna konkretna akcja gości w drugiej połowie. W pierwszej grali znacznie lepiej od rywala i kontrolowali przebieg wydarzeń. Podobały się niekonwencjonalne schematy rozegrania rzutów rożnych. Dominik Furman dwa razy podawał przed pole karne do niepilnowanego Vareli, tyle że Urugwajczyk nie potrafił zrobić z tych piłek należytego użytku. Podopieczni Brzęczka mogli prowadzić wcześniej. Mający tylko kilka przebłysków Semir Stilić dośrodkował z wolnego, lekki rykoszet i będący przy dalszym słupku Arkadiusz Reca z bliskiej odległości nie trafił w bramkę. W końcu jednak Furman kapitalnie dośrodkował do pozostającego w szesnastce Górnika Alana Urygi, który bardzo precyzyjnie strzelił głową. To już trzeci gol wiosną (i trzeci w Ekstraklasie w ogóle) byłego zawodnika Wisły Kraków.
W Płocku – jeśli chcą, to po cichu – powinni zacząć analizować terminarz pucharowych rund wstępnych na nowy sezon. W Górniku chyba powoli będą godzić się z faktem, że ten sezon się kończy jeśli chodzi o walkę o najwyższe cele. Rzecz jasna na papierze pozostaje 15 punktów do zdobycia, ale biorąc pod uwagę coraz większe problemy kadrowe i bardzo przeciętną formę w 2018 roku, trudno już liczyć na coś więcej w wykonaniu śląskiej drużyny. I tak zrobiła więcej niż ktokolwiek mógł zakładać. To może być czas, żeby jeszcze bardziej otrzaskać z ligą młodzież typu Hajda, Gryszkiewicz, Urynowicz, Liszka czy Dariusz Pawłowski – już pod kątem przyszłego sezonu.
[event_results 446291]
Fot. FotoPyk