Legia sprowadzona na ziemię, Górnik liderem

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2013, 23:56 • 4 min czytania

Jeśli ktoś się spodziewał, że ekstraklasa wkracza w fazę bezwzględnej dominacji Legii i że mistrzowie Polski właśnie są na prościutkiej drodze, by wyśrubować rekord na najlepszy start w historii rozgrywek, że strzelą milion goli, a stracą w porywach ze dwa – musiał się dzisiaj zdziwić. Biedny Ruch, ze stuletnim środkiem pola, pokonał faworyta i efekt jest taki, że warszawianie nie mają ani rekordu, ani nawet pozycji lidera, bo z góry patrzy na nich Górnik Zabrze (Adam Nawałka czyta to zdanie i mówi do asystenta: – Faken, zapisz to!). Bohaterem spotkania w Chorzowie okazał się Łukasz Surma, z którego od lat trenerzy zdejmują pajęczyny, a teraz on zdjął pajęczynę z bramki.
Jan Urban rotuje składem do tego stopnia, że się może zakręcić w głowie. Dzisiaj kręciło się zwłaszcza młodemu obrońcy, Cichockiemu, przy którym nawet Grzegorz Kuświk przypomniał sobie, jakie to uczucie strzelić gola. Od rotowania zakręciło się też w głowie Kazimierzowi Węgrzynowi, który z wielką konsekwencją powtarzał, iż Jakub Kosecki jest najlepszy na boisku i im częściej to mówił, tym większe oczy robili wszyscy telewidzowie. Urban niestety mecz oglądał na żywo, a nie w telewizji, nie słyszał więc od eksperta, że „Kosa” wymiata i zdjął go z boiska, mylnie sądząc, że raczej zawadza.

Legia sprowadzona na ziemię, Górnik liderem
Reklama

Legioniści bili głową w mur, Węgrzyn wrzeszczał pięć minut przed końcem, że zaraz wyrównają, a nawet wygrają (bo – jak twierdził – zasłużyli!), tylko Ruch zapomniał się rozstąpić. Nam się wydawało, że w drugiej połowie goście tak naprawdę raz bardzo poważnie zagrozili bramce „Niebieskich” i był to moment, gdy Marek Saganowski trafił w słupek i gdy po sekundzie dobijał Helio Pinto. No, ewentualnie można jeszcze wziąć pod uwagę strzał فukasza Brozia, ale jednak bardziej było to uderzenie na notę dla bramkarza niż coś, co mógłby przepuścić jakikolwiek przytomny golkiper.

Legia atakowała chaotycznie, na hurra, w myśl zasady: piłka na skrzydło i laga w pole karne. Starał się Furman, nie najgorszą zmianę dał Ł»yro, walczył Saganowski, w ogóle nie był to jakiś dramatycznie słaby występ legionistów, w ostatnich latach były dziesiątki gorszych meczów tej drużyny, które jednak kończyły się jej zwycięstwami. Teraz, ot, przegrała, w lidze drugi raz w tym roku dopiero, więc raczej nie ma sensu robić z tego wielkiego halo. Wypada raczej pogratulować Ruchowi, który grał ambitnie, nawet fajnie dla oka, dość dobrze w obronie. Owszem, na koniec dał się zepchnąć do głębokiej defensywy, ale już naprawdę na koniec, samiusieńki. Szyndrowski grał ze sporym poświęceniem i kilka jego interwencji w defensywie mogło się podobać.

Reklama

Jak wspomnieliśmy na wstępie, liderem jest teraz Górnik, który w Łodzi z wielką łatwością zdominował mecz w pierwszej połowie, wypracował sobie dwubramkową przewagę (korzystając z pomocy duetu Phibel – Mielcarz), a później wygraną spokojnie dowiózł do końca. Pomyśleliśmy sobie nawet: gdyby futbol był grą, w której można liczyć na logikę, tak właśnie powinno wyglądać każde starcie łódzkiej zbieraninki z drużynami, które funkcjonują w normalny sposób. Najciekawszym wydarzeniem meczu była zmiana przeprowadzona przez Nawałkę minutę przed przerwą. Trener zabrzan najwyraźniej chciał rzutem na taśmę upokorzyć Macieja Małkowskiego i nie dość, że nie zaczekał tej jednej minuty, to jeszcze nawrzeszczał na zawodnika na oczach kibiców, by po solidnej „suszarce” przybić z nim piątkę. Obrazek, jakiego nie widuje się ani na co dzień, ani raz na rok.

W Górniku od początku sezonu imponuje Przybylski w środku pola, a na skrzydle wreszcie nadzieje zaczyna spełniać Olkowski, podający w tempo i w odpowiednie miejsce. W perspektywie całego sezonu, brakować jednak będzie z przodu napastnika, bo Mariuszem Zacharą (mimo dzisiejszego trafienia) ciężko będzie podbić nie tyle świat, co nawet województwo. Jest w Zabrzu trudny do wyprowadzenia w pole środek pola, jest twarda obrona, są skrzydłowi, brakuje tylko killera. Ale z drugiej strony – komu nie brakuje?

Wczoraj ganiliśmy, to dzisiaj pochwalimy. Sobotnie mecze w komplecie dało się oglądać, co nawet jest zbyt łagodnym podejściem do tematu: sobotnie mecze oglądało się nawet z przyjemnością. Trzeci, ten Lechii z Cracovią, też był fajny i padły w nim absolutnie zjawiskowe bramki. Wydawało nam się, że trafienie dnia zaliczył Bernhardt, który wszedł w obronę gdańszczan jak w masło, ale potem popisówkę zaliczył duet Matsui – Buzała. Jedno zagranie piętą, drugie, strzał pod poprzeczkę – nawet w meczach pokazowych tak cudowne gole zwykle nie padają, a tu zawodnicy Probierza zabawili się na oczach publiki, w meczu o punkty, przy wciąż nie całkiem rozstrzygniętym wyniku. Sobotni ranking trafień naszym zdaniem wygląda więc tak:

1. Buzała
2. Bernhardt
3. Surma

Jakiś czas temu jeden z nas napisał zdanie, że „kto w tym sezonie nie strzeli bramki Cracovii, ten frajer”. Jak na razie frajer się żaden nie znalazł, do siatki krakowskiego zespołu trafia każdy przeciwnik. „Pasy” ciągle grają fajnie dla oka, ale trzeba sobie szczerze powiedzieć, że głównie dla oka kibiców drużyn przeciwnych. Nikt tak ładnie nie przegrywa, jak Wojciech Stawowy.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama