Podania na nos, kontrola piłki, znakomite wyczucie. No i przede wszystkim dwa gole. Daisuke Matsui pięknie przywitał się z gdańską publicznością. Trochę poczłapał, ostatnie pół godziny oddychał rękawami, ale wszystko, co najlepsze w Lechii zaczynało się dzisiaj od niego. Facet, który w Bułgarii okazał się niewypałem, w pojedynkę prawie dał drużynie zwycięstwo. Dzisiaj nie mamy wątpliwości – to może być nowa gwiazda ligi. Piłkarz, który w układance Probierza już teraz wnosi nową jakość, a przy okazji być może zarazi nią kilku kolegów z zespołu. Wystarczy spojrzeć na Pietrowskiego, który nagle zaczął dziś zagrywać prostopadłe piłki.
Ostatnio sporo mówiło się o tym, że Lechia ma skład na puchary. Nie chce nam się teraz tego analizować, ale po meczu z Podbeskidziem wiemy jedno – ten zespół dzisiaj momentami oglądało się bardzo dobrze. Dużo szybkich podań, kombinacyjna gra na jeden kontakt – gdyby nie to, że w ataku biegał albo wiecznie będący na spalonym Duda, albo paralityk Grzelczak, mielibyśmy przełamanie klątwy PGE Areny i pierwsze zwycięstwo Probierza.
Podbeskidzie na tle gdańszczan wyglądało słabo. Wszyscy się zastanawiali, czy istnieje życie po Demjanie, ale patrząc na to, jak zagubiony biegał dziś Pawela, dalsze zastanawianie się jest bez sensu. Tak jak Lechia dzisiaj trochę klepała, tak u Górali klepać nie miał kto. Sloboda? Kołodziej? To raczej banda wyrobników, która gola może strzelić tylko wtedy, gdy zdrzemnie się Oualembo albo w zamieszaniu pod bramką głowę wepchnie Telichowski. Lechia w drugiej połowie zupełnie zdominowała boisko i trzeba otwarcie powiedzieć, że nie wygrywając tego meczu – lekko się sfrajerzyła.
Na bramce stał przecież Rybansky. Ręcznik, który podejmował próby interwencji, schylał się i rzucał, nawet do piłek lecących prosto w niego, a że nie potrafi nic a nic, to skutkowało to nieszczęściem. Kilkanaście dni temu byliśmy we Wronkach z Grześkiem Szamotulskim i jak zobaczył Słowaka w treningu, to od razu powiedział Czesławowi Michniewiczowi: – Lepiej na poprzeczce zawieś ręcznik, taki sam będzie efekt!
Śmiesznie było podczas gierki, kiedy testowany był jakiś parodysta z Afryki. Rybansky chciał wykopać piłkę podaną przez obrońcę, ale… uderzył we własny słupek. Szamo na to: – Czesiu, on oddał więcej strzałów niż ten testowany napastnik! Może daj go do przodu!
Ale trenerowi do śmiechu nie było. Rybansky podpisał kontakt na dwa lata (!), a Richard Zajac kontuzjowany, dodatkowo niewiele przed czterdziestką, no i też bez szału, jeśli chodzi o umiejętności. Podbeskidzie chce więc podbijać ligę dość nietypowo: bez bramkarza i bez napastnika. To znaczy, z napastników to podpisano ostatnio kontrakt z Krzysztofem Chrapkiem, którego kariera w ostatnich latach wyglądała tak…
2009/2010 – 12 meczów dla Lecha, 0 goli.
2010/2011 – bez klubu
2011/2012 – bez klubu
2012/2013 (jesień) – bez klubu
2012/2013 (wiosna) – Pasjonat Dankowice, liga okręgowa.
Chrapek w Lechu słynął z jednego: przyniósł największą liczbę zwolnień lekarskich w historii klubu, drukami L-4 od niego klubowy lekarz mógłby wytapetować pokój.
Lechia – Podbeskidzie 2:2
(Matsui 79, 88 – Wodecki 22, Telichowski 90)
Asysty: Pietrowski, Oualembo – Jagiełło, Urban
Kluczowe podania: Wiśniewski, Grzelczak
Lechia: Bąk 5 – Deleu 4, Bieniuk 4, Madera 4, Oualembo 4 – Wiśniewski 5 (87 Tuszyński), Dawidowicz 6, Pietrowski 6, Machaj 4 (56 Frankowski 5), Matsui 8 – Duda 1 (51 Grzelczak 4).
Podbeskidzie: Rybánsky 1 – Górkiewicz 4 (40 Szymanek 4), Pietrasiak 3, Konieczny 3, Telichowski 4 – Wodecki 5 (72 Malinowski), Łatka 4, Sloboda 4, Kołodziej 3 (63 Urban 5), Jagiełło 6 – Pawela 2.