Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd, w którym zaglądamy do ośmiu tytułów prasowych.
FAKT
Ciąg dalszy narkotykowej sprawy Macieja Kowalczyka.
Zastraszanie, narkotyki, przemyt, długi i mafia zza wschodniej granicy. To nie film gangsterski, a dalsza historia Macieja K.(36 l.), który został zatrzymany przez CBŚ kilka dni temu pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Fakt ujawnia jak miał wyglądać przebieg wydarzeń, które do tego doprowadziły. Kiedy słuchamy naszego informatora, przechodzą nas ciarki. Twierdzi on, że zawodnik Olimpii Grudziądz uwikłał się w problemy jeszcze za czasów gry w Lechii Gdańsk. Przyczyną miał być hazard, przez który wplątał się w długi. Potrzebował gotówki, by je spłacić. Pożyczył ją nie z banku, a od gangsterów. Wszystko zaczęło się komplikować, gdy piłkarz nie miał z czego oddać. Wierzyciele złożyli więc niezapowiedzianą wizytę w jego domu i zaczęli straszyć, że jeśli szybko się nie rozliczy, to jego najbliższym może stać się krzywda. Wtedy król strzelców I ligi poważnie się przestraszył i wyznał, że ma kontakty na Ukrainie. Zdobył je grając w Arsenale Kijów. We władzach klubu miała znajdować się osoba powiązana ze środowiskiem przestępczym i proponowała mu wcześniej zakup różnych nielegalnych substancji.
Barca jednak zagra w Polsce?!
Chwilę po odwołaniu towarzyskiego spotkania Lechii z Barceloną pojawiła się informacja, że organizatorzy meczu negocjują nowy termin jego rozegrania. Wiele wskazuje na to, że rozmowy zakończą się sukcesem. – Mecz Lechii z Barceloną prawdopodobnie 30 lub 31 lipca. Bilety zachowują ważność, rzecz jasna. Oczywiście jeśli Barcelona przyjedzie 30 lub 31, to w lepszym składzie niż miała być w sobotę – napisał na swoim twitterze Paweł Wilkowicz z „Rzeczpospolitej”. Dzień wcześniej o tym, że negocjowany jest nowy termin spotkania poinformował organizator meczu, firma Polish Sport Promotion. Oświadczenie o podobnej treści wydał też kataloński klub. Wszystko wskazuje na to, że sprawa znajdzie szczęśliwe zakończenie. W kuluarach mówi się, że oficjalny komunikat dotyczący nowego terminu meczu ma pojawić się jutro.
RZECZPOSPOLITA
Mistrzowski start Legii Warszawa.
Legia pokonała Widzew 5:1, bawiąc się piłką. W Warszawie wszyscy czekają na mecze z norweskim Molde. Marek Saganowski, Ivica Vrdoljak, Dossa Junior, Jakub Kosecki, Władimir Dwaliszwili, Łukasz Broź – to nie są bohaterowie sobotniego meczu Legii, ale skład ławki rezerwowych. Reprezentanci Polski Jakub Wawrzyniak i Daniel Łukasik nie zmieścili się nawet w meczowej kadrze. Jan Urban w porównaniu z meczem z New Saints o Ligę Mistrzów zmienił siedmiu zawodników podstawowego składu. Legia doczekała się kadry, która daje komfort. Kontuzje i kartki nie będą w tym sezonie problemem, Urban ma kłopot bogactwa. Na razie wszyscy są zadowoleni, gorzej będzie, jeśli nie uda się wywalczyć prawa gry w fazie grupowej któregoś z europejskich pucharów. Wtedy w warszawskiej szatni zrobi się tłoczno i nerwowo, bo meczów będzie za mało, by każdy mógł pochwalić się swoimi możliwościami. Inna sprawa, że Legia ma za sobą być może najłatwiejszy mecz w tym sezonie, z jednym z pewnych kandydatów do spadku. Dziwny, zagraniczny zaciąg Widzewa Łódź, polegający na angażowaniu zawodników, którzy zgodzą się grać za pięć tysięcy złotych, może odbić się czkawką. Trener Radosław Mroczkowski na konferencji po meczu wyglądał na załamanego, mówił, że porównywanie Legii i Widzewa nawet nie ma sensu.
GAZETA WYBORCZA
Krakowski oddział twierdzi, że Brożek i Coulibaly daleko od Wisły.
Jeśli w Wiśle ktoś nie wpadł na przełomowy pomysł, to krakowian czekają długie i żmudne negocjacje. Od czerwca przewijają się bowiem trzy kandydatury: Paweł Brożek, Adamo Coulibaly i Nigeryjczyk, którego miał polecać Ibrahim Sunday. Ł»aden nie jest jednak blisko Wisły. Zdecydowanie najniżej stoją akcje Nigeryjczyka. Co prawda Sunday zachwalał go jako wielki talent, ale podobnie wypowiadał się o obrońcy Danielu Mendie, któremu Franciszek Smuda podziękował już po pierwszym sparingu. – To nie zawodnik dla nas – podsumował szkoleniowiec. Krakowianie nie zamierzają też umierać za Brożka, ostatnio piłkarza Recreativo Huelva (druga liga hiszpańska). Co prawda trener Smuda i prezes Jacek Bednarz chyba nie mają dnia bez pytania o zatrudnienie byłego napastnika Wisły, ale żaden z nich nie wydaje się do tego pomysłu przekonany. – Nie składamy oferty głównie dlatego, że dość długo nie grał. Oceniam go bardzo wysoko, szczególnie za lata 2007-2009, ale dziś mamy uzasadnione wątpliwości. Ale definitywnie nie mówię nie – podkreślał Bednarz dwa tygodnie temu, a Smuda w sprawie byłego reprezentanta Polski dodawał: – Jak zarząd postanowił jedno, to ja nie zamierzam się z nikim boksować.
Porażająca bezradność Zagłębia: Dlaczego kryzys wciąż trwa?
Dolnoślązacy zagrali z Pogonią beznadziejnie. Byli wolniejsi, cały czas spóźnieni przynajmniej o pół tempa, nie potrafili stworzyć niebezpieczeństwa pod bramką rywala, a sami w defensywie spisywali się chwilami kompromitująco, zwłaszcza w pierwszej połowie. Kilka razy trudno nie było odnieść wrażenia, że Adam Banaś rozgląda się za kimś, kto go zaasekuruje, podczas gdy to właśnie on jest ostatnią ostoją zespołu przed bramkarzem. A na obu flankach piłkarze z obrony i pomocy najczęściej bezradnie rozkładali ręce po zagraniach partnerów. Najbardziej rozczarował jednak środek drugiej linii. Kwiek, Piątek i Bilek powinni być siłą napędową zespołu. Tymczasem przegrywali mnóstwo pojedynków z rywalami, więc obrońcy zaczęli posyłać długie piłki do osamotnionego i walczącego zazwyczaj z kilkoma przeciwnikami Papadopulosa. Taka gra nie miała najmniejszego sensu, ale w piątek lubinian nie było na nic innego stać. Wnioski, jakie nasuwają się po tym meczu, są przygnębiające. Po pierwsze, trener Hapal kompletnie nie trafił z formą zespołu na inaugurację. Razi też brak dynamiki piłkarzy. Czy na przebudzenie znowu będzie trzeba poczekać do października, może jeszcze dłużej? Problem w tym, że nie ma czasu i im szybciej lubinianie przezwyciężą niemoc, tym większa szansa, że uda się ten sezon uratować. W przypadku Zagłębia nie ma sensu się pocieszać, że był to dopiero pierwszy mecz i że „nie należy wyciągać dalej idących wniosków” – jak często w takich sytuacjach lubią mówić trenerzy. Najnowsza historia pokazuje, że bagatelizowanie inauguracyjnych wpadek kończyło się dramatyczną walką o utrzymanie bądź trwaniem w przeciętności. Dlatego już dziś szkoleniowiec i działacze powinni wywrzeć na zespole silną presję, by taki pojedynek jak ten z Pogonią się już nie powtórzył.
SPORT
Tomasz Zahorski zadebiutował w San Antonio Scorpions.
Początkowo wydawało się, że Zahorski będzie kontynuował karierę w pierwszoligowym GKS-ie Tychy, potem mówiło się o jego wyjeździe do cypryjskiego Ermisu Ardaippou. Ostatecznie zawodnik trafił jednak aż do USA. Zahorski ma już za sobą debiut w nowych barwach. Napastnik z Olsztyna wystąpił w meczu San Antonio Scorpions z meksykańskim Dorados de Sinaloa (1:2). Zawodnik wszedł na boisko w drugiej połowie – informuje „Sport”. Dodajmy, że San Antonio Scorpions występują w NASL, czyli drugiej w hierarchii Federacji Piłki Nożnej USA lidze zawodowej.
Jankowski ciągle na celowniku.
Transfer Jankowskiego do Zagłębia Lubin wydawał się być przesądzony. Ostatecznie jednak 23-letni napastnik został na Cichej, co nie oznacza, że nie zmieni klubu w najbliższych dniach. Podczas meczu z Lechem Jankowskiego mieli oglądać z trybun kontrahenci z Rosji. „Sport” dodaje, że w związku z planowanym transferem Jankowskiego z klubu wyciekły „jak zwykle ściśle tajne informacje”. Kibice dowiedzieli się z mediów, że napastnik zarabia na Cichej 50-60 tysięcy złotych miesięcznie, a do Zagłębia miałby przejść za 1,5 miliona złotych.
DZIENNIK POLSKI
Dziś powinno być wiadomo kto wzmocni Wisłę w ataku.
Wszystko powinno wyjaśnić się jednak już dzisiaj, kiedy zbierze się rada nadzorcza wiślackiej spółki akcyjnej i zaakceptuje wybór władz klubu. W tym momencie wszystko wskazuje na to, że najbliżej zespołu Franciszka Smudy jest Paweł Brożek, choć przesądzać sprawy ostatecznie jeszcze nie można. Jeszcze w piątek liczba kandydatów do gry w ataku Wisły ograniczona została praktycznie do trzech nazwisk. Pawła Brożka, Adamo Coulibaly’ego oraz tajemniczego napastnika z ligi holenderskiej. Ten ostatni ma być ponoć piłkarzem ADO Den Haag, graczem o słusznym wzroście. Tego zawodnika miał oglądać w miniony weekend w sparingu Maciej Ł»urawski. Problem w tym, że jedynym napastnikiem spełniającym te kryteria jest Michiel Kramer. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że do Hagi trafił… kilka tygodni temu z FC Volendam. Trudno zatem spodziewać się, żeby w ciągu miesiąca zdecydował się na kolejny transfer. Problem też jest z Coulibalym. Przypomnijmy, że mowa w tym przypadku jest o zawodniku, który w minionym sezonie występował w Debreczynie. Wisła interesowała się nim już od dłuższego czasu. Kilka tygodni temu wydawało się, że temat sprowadzenia zawodnika z francuskim paszportem definitywnie upadł, bo ten miał się przenieść do Denizlisporu. Jak się jednak okazało, Coulibaly nie doszedł ostatecznie do porozumienia z Turkami i znów jest do wzięcia. Mógł być już zresztą w Wiśle przed startem sezonu, ale przy ul. Reymonta zwlekają z decyzją, mimo iż ponoć warunki, na jakich Coulibaly byłby skłonny grać w Krakowie, nie są wygórowane.
POLSKA THE TIMES
Wojciech Kowalczyk: Raul Bravo to pierwsza poważna „wtopa” Michała Ł»ewłakowa.
Podobno strasznie zirytował Pana wybór Roberta Demjana na najlepszego gracza ubiegłego sezonu polskiej ekstraklasy, o czym zdecydowali przecież ligowi piłkarze?
– Z tym Demjanem to było tak, jak kiedyś ze mną na Cyprze. Pojechał sobie chłop do Ogórkowa i wygrał wszystko, co się dało. Zdobył tytuł króla strzelców, a piłkarze wybrali go najlepszym zawodnikiem ligi, choć tak naprawdę zagrał tylko pół sezonu. Wcześniej kopał się w głowę, tak jak i całe Podbeskidzie. Ta decyzja była dla mnie szokująca, bo świadczy o tym, że polski piłkarz nie ogląda swojej ligi. Nie rozumiem, jak można było nie docenić młodego Koseckiego. Był zdecydowanie najlepszy, na nim było mnóstwo rzutów karnych, strzelał ważne gole, podrywał zespół do walki w trudnych momentach. 18 żółtych kartek rywale dostali po faulach na Kubie. Jakby policzyć, ile jego gra dała punktów Legii, to wyszłoby na to, że Kosa zdecydował o tytule.
Utrzymanie Podbeskidzia też graniczyło jednak z cudem, a Demjan był tego symbolem.
– Trudno mi sobie wyobrazić, aby w Hiszpanii najlepszym piłkarzem sezonu wybrano Aspasa z Celty Vigo. Też przecież utrzymała się w lidze, a Aspas grał wybornie. I on miałby zgarnąć wszystkie nagrody, a nie ktoś z mistrzowskiej Barcelony?
Nowa liga w nowym kształcie. Jak to wpłynie na jej poziom?
Zastanawiam się, co będę czytał na przełomie listopada i grudnia. Ta liczba spotkań dla naszych niektórych ligowców może być zabójcza. Jeśli narzekali po 15 meczach w jednej rundzie, a teraz będą mieli ponad 20…
SUPER EXPRESS
Listkiewicz na temat odwołanego meczu Lechii z Barceloną: Beduini na pustyni
Potraktowano nas jak Beduinów czekających na deszcz. Polski organizator naoglądał się filmów, w których przybysze z cywilizacji sprzedają kolorowe paciorki tubylcom na Czarnym Lądzie. Rekompensatą za odwołany mecz ma być przyjazd Barcelony kiedyś tam w pełnym składzie. Dlaczego jednak nie powiedziano 35 tysiącom nabywców biletów, że teraz skład miał być rezerwowy? Sam Messi to za mało, w piłkę gra się w jedenastu. Polscy fani Barcelony gaworzą o wyjątkowości tego klubu, twierdząc, że to więcej niż sport, jakaś misja i Bóg wie co jeszcze. Guzik prawda! Byłem nieraz na Camp Nou i twierdzę, że potrafią tam liczyć pieniądze nie gorzej niż w Madrycie, Manchesterze czy Monachium. Za truchtanie w meczu towarzyskim kasują od 1,5 do 4 milionów. Dolarów! Nie czekam już na towarzyski mecz Katalończyków w Polsce. Marzę, aby Legia awansowała do Ligi Mistrzów i wylosowała Barcelonę. Wtedy na pewno przyjadą w pełnym składzie i za darmo.
I jeszcze ludzie piłki o odwołaniu meczu z Barceloną.
Edward Durda (50 l.),
komentator piłkarski, Canal Plus, Eurosport):
– Choroba trenera Vilanovy to dramat, ale przecież w takim towarzyskim meczu mógł Barcelonę poprowadzić jego asystent. Dziwna sytuacja, bardzo przykra, odwołanie meczu w przeddzień imprezy to wielka rzadkość. Może szukali pretekstu, nie odpowiadał im termin.
Włodzimierz Szaranowicz (64 l.),
szef sportu w TVP:
– Cały czas prowadzimy intensywne negocjacje na temat przyjazdu Barcelony w innym terminie, zależy nam bardzo na tym i wierzę, że uda się osiągnąć porozumienie. Kroi się ciekawa rzecz, może być nawet lepszy mecz niż ten, który został odwołany. Ale więcej na ten temat na razie nie mogę mówić.
Janusz Wójcik (60 l.),
były selekcjoner reprezentacji Polski:
– Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Barcelona potraktowała Polskę jak trzeci świat. Rozumiem jednak ich rezygnację. Solidaryzowali się ze stojącym na granicy życia i śmierci trenerem. Mogło być jeszcze gorzej. Dobrze, że załatwili to tak, a nie na drodze biznesowej. Powiedzieliby: przyjedziemy, ale nie za 1,5 mln euro, tylko za pięć razy tyle.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Co musi się stać, żeby Boniek zwolnił Fornalika?
Nasi piłkarze to rozkapryszone panienki?
Zbigniew Boniek: Nie będę się odnosił do słów Romana (Kosecki powiedział tak o piłkarzach reprezentacji po towarzyskim meczu z Irlandią – red.). Co innego, jak powie to kibic, a co innego, jak prezes czy wiceprezes związku. Choć myślę, że nie było tak, że po takim stwierdzeniu Romka piłkarze nie mogli spać przez dwie noce.
Myślał pan choćby przez moment, że warto zmienić trenera reprezentacji?
– Głupi jest zawsze pewny siebie, a mądry ma zawsze wiele wątpliwości. Nie uważam się za człowieka głupiego. Kilka razy się zastanawiałem, czy nie zrobić drastycznego ruchu. Ale jak zacząłem to wszystko rozważać, to doszedłem do wniosku, że najlepiej jest tak, jak jest. Dla dziennikarzy pewnie najlepiej byłoby zmienić trenera. Robimy konferencję, przedstawiamy trenera z zagranicy i jest super. Wątpliwości są zawsze. Po zwycięstwie jest szczęście, po porażce – myślenie. Jesteśmy krytykowani za wyniki kadry, a PZPN na reprezentację ma najmniejszy wpływ.
Ma, bo pan wybiera selekcjonera.
– A selekcjoner nie gra. Kadra ma wszystko, co można sobie wyobrazić. Od mediów dostaje pieszczoty. Bo u nas jak kadra gra, to przez pięć dni jest pompka. Potem dostajemy po tyłku i z tego balonu powietrze uchodzi w dwie sekundy. Ciągle mówimy, że nasza kadra grałaby lepiej, gdyby był inny trener. To niech mi pan go daje, jutro go biorę. Grałem w piłkę, krótko, słabo, ale grałem. Dlatego się znam. Uważanie, że zremisowaliśmy z Mołdawią przez trenera, świadczy o niekompetencji tego, kto to mówi.
Hajto: Poziom słaby, ale liga ciekawa.
Kto wygra ligę w nowym sezonie?
– Legia. Wydaje mi się, że będzie bezkonkurencyjna. Ma szeroką kadrę, dobrych piłkarzy. Da sobie radę, nawet jeśli w trakcie sezonu wpadnie dołek, co jest naturalne.
Przegląd Sportowy: Jak ocenia pan transfery trzech najlepszych klubów w kraju: Legii, Lecha i Śląska?
– W Polsce lubimy robić z kogoś bohatera po jednym meczu i wydawać pochopne wyroki. Paixao ze Śląska zdobył w eliminacjach Ligi Europy dwie bramki. Oceniajmy go jednak po całym sezonie. Ciekawi mnie, jak Portugalczyk poradzi sobie w momencie, gdy Śląsk będzie w kryzysie, czy wtedy weźmie na siebie odpowiedzialność. Czy nie będzie sprawiał problemów pozasportowych.
Po meczu już zaczęto o nim mówić jak o gwieździe.
– Poczekajmy. Zgodzę się, że dobrze wyglądała współpraca Mila-Paixao, ale znowu – po jednym spotkaniu nie będę oceniał, czy to świetny duet. Podam przykład. Marco Reus w Borussia Mönchengladbach musiał przez 10 miesięcy grać na równym poziomie, żeby dostać powołanie do reprezentacji Niemiec. U nas realia są inne. Chwała Śląskowi, że utrzymał w zespole Sebastiana Milę. To 40 procent ofensywy tej drużyny. Bez niego Śląsk traci rytm, oblicze, pomysł na grę czy stały fragment. Poza tym Mila ma ogromne doświadczenie. Śląsk to ciekawa drużyna. Będzie liczyła się w walce o czołowe lokaty.