Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2018, 20:13 • 4 min czytania 23 komentarzy

Gdy poprzednio AS Roma wchodziła do najlepszej klubowej czwórki Ligi Europy, o mistrza Polski grały Górnik Wałbrzych i Bałtyk Gdynia. Nawiązanie Giallorossi do czasów, gdy Włodzimierz Ciołek zdobywał króla strzelców ekstraklasy, w dodatku nawiązanie przez spranie Barcelony 3:0, jest jakimś osiągnięciem.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Ale nie największym, jakie w tym sezonie widziałem.

Juventus zanotował na Bernabeu tak honorową porażkę, że aż należy go od tego meczu włączyć w poczet polskich zespołów. Przecież wpisał się w tradycje arcypolskie, grając mecz w prostej linii wywodzący się od 1:2 na Wembley za Piechniczka, koncertu Skrzypka na tle duetu Ro-Ro, Grzesia Patera zgłaszającego akces do Barcelony, a także Pawła Brożka stwarzającego pole pod jedną z moich ulubionych plotek transferowych – jakoby o “Brozia”, później geniusza żonglerki z Huelvy, pytał Pep Guardiola.

Ale biało-czerwone 3:0 Juventusu do 90 minuty, zniweczone z rozmachem godnym Wisły w Atenach, też nie jest największym osiągnięciem sezonu 17/18.

Reklama

Nie jest nim ani zdominowanie Premier League przez hiszpańskiego Michała Probierza, ani wiosenna forma Cristiano Ronaldo. Nie jest nim niegościnność Lecha Poznań, nie jest upór wstydzącej się wygrywać Sandecji. Nie jest nim nawet bilans Mieszka Gniezno w wielkopolskiej grupie północnej:

wozów

Źródło: 90minut

Największym wygranym sezonu jest VAR. Być może zapamiętacie ten sezon przez pryzmat fantastycznych wyników polskich drużyn w pucharach, być może złotymi zgłoskami w waszej pamięci wyryje się nazwisko Jakuba Gricia, ale nic istotniejszego, niż sukces VAR, już się nie zdarzy.

Nawet mistrz świata z perspektywy będzie musiał uchylić czoła kamerom.

Z perspektywy dalece późniejszej, niż najbliższe lato, bo udaremnionego wyłudzenia karnego nie świętują tłumy na Polach Elizejskich (czemu akurat one? Zapadły mi w pamięć klatki ze znakomitego piłkarskiego dokumentu “Les Blues – historia Francji inaczej”; kto nie widział, polecam). To sukces konsumowany w ciszy. Ale konsumowany powszechnie.

Reklama

Całe irracjonalne zamieszanie wokół użycia VAR w ostatniej kolejce rundy zasadniczej Ekstraklasy wzięło się stąd, że powoli bez VAR nie wyobrażamy sobie piłki. To znaczy – oczywiście wyobrażamy, ale bliżej jej do kopania gałgana z jamnikiem, względnie gry w dziadka pod trzepakiem, niż z profesjonalnym futbolem. Jak gra o stawkę, to z VAR-em na pokładzie. Gdy widzimy mecz Ligi Mistrzów, gdzie o wszystkim może przesądzić nagła kolka arbitra, wzrok skierowany nie w tą stronę co trzeba – chce nam się śmiać. To niepoważne. Ale prawdziwe – mecze w Niecieczy częściej obsługiwały VAR niż areny Ligi Mistrzów.

Swoją drogą, w całej zaistniałej pseudoaferce najbardziej kuriozalnym argumentem było zarzucanie braku ośmiu wozów. Oczywiście pewnie nie kosztuje to zawartości Fortu Knox, pewnie dałoby radę wymyślić jeszcze inne rozwiązania. Ale mówimy o pierwszym sezonie wprowadzania VAR na świecie (tak, wiem o jakichś przetarciach gdzieś w ósmej lidze USA, ale szanujmy się)Totalny debiut, z którym wiąże się zawsze doza niepewności; totalny debiut, który skazany jest na niedociągnięcia. I tak, one w tym roku również się pojawiały, ale jednak wystarczy spytać dowolnego kibica, czy chciałby powrotu dyktatury sędziów, a dyskusja o praktyczności się kończy. VAR rywalizuje tylko sam ze sobą – trzeba go rozwijać, trzeba go usprawniać, ale nie ma alternatywy.

Czytałem kiedyś ranking najgłupszych słów, jakie wypowiedziano. Steve Ballmer, CEO Microsoftu, w 2007 powiedział “Nie ma szans, by iPhone zdobył zauważalną część rynku”. Prezydent banku Michigan Saving Bank odradził w 1903 Horace’owi Rackhamowi inwestycję w Ford Motor Company słowami “Automobile to tylko nowinka, która przeminie”. Jest tego całkiem sporo, konkurencja solidna, ale moim zdaniem gdzieś wokół szczytu listy można by znaleźć miejsce dla ględzenia “VAR zabija futbol“. Straszenie, że mecze będą trwać dwa razy dłużej? Kompletna bzdura. Jedyne, co w piłce słyszałem głupszego od “VAR zabija futbol” to “Błędy arbitrów są częścią gry”. Prawda jest bowiem oczywista, ale być może dopiero teraz dla niektórych widoczna:

Futbol zabijały błędy arbitrów. VAR jest częścią gry.

Dostatecznie długo błędy sędziów pisały historię piłki. Napisały zbyt wiele mitów. Pamiętacie “Hiszpania gra pięknie jak nigdy, a odpada jak zawsze”? Zanim przyszły tłuste lata, Hiszpanie byli notorycznymi rozczarowaniami mistrzostw. Tymczasem historię z 2002 znamy wszyscy: DWA nieuznane gole przeciwko Korei. 1994 – Tassotti w ćwierćfinale łamie nos Luisowi Enrique – krew zaczyna mu lecieć jak z kranu. Sędzia Sandor Puhl nic nie widzi, nie ma kary, choć Włosi powinni grać w dziesiątkę.

Sorry – nie widzę w tym romantyzmu. Futbol sam w sobie jest dostatecznie przebiegłą bestią, rozdającą dzikie karty słabszym na lewo i prawo, nie potrzebuje dodatkowego elementu losowego w postaci partactwa arbitrów. A raczej nie partactwa, bo to wobec nich niesprawiedliwe – skoro już nawet w pracach naukowych dowodzono, że po prostu ludzkie oko przestało nadążać za tempem piłkarskich akcji, to o czym my mówimy. Sędziowie byli bezradni, wrzucani na konia mecz po meczu.

Ale średniowiecze się skończyło. Za chwilę VAR zaistnieje na mundialu, potem w najlepszych ligach. I nie widzę innego scenariusza, niż ten, który sami przeżyliśmy na własnej skórze w Ekstraklasie. Nieśmiałość na samym początku, burzliwy romans pełen wzlotów i upadków, ale ostatecznie – uzależnienie. Miłość byłoby za mocnym słowem, zdecydowaniem za mocnym, ale małżeństwo z rozsądku, naznaczone jednak zauważalną dozą sympatii – już owszem.

Fot. FotoPyK

 

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Felietony i blogi

Komentarze

23 komentarzy

Loading...