Nie nazywajcie Dudy młodym, dajcie popracować trenerom i… kilka innych rad, czyli kodeks postępowania w Ekstraklasie

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2013, 15:55 • 4 min czytania

Liga tuż, tuż, to i trzeba przypomnieć sobie co nieco. Co nam w nadchodzącym sezonie wolno, a czego nie wolno – kilka porad, jak postępować w Ekstraklasie przez najbliższe miesiące, prosto z naszego serca. Pół żartem i pół serio, czyli kilka słów o Stevanoviciu, komentatorach, Smudzie i Dudzie.
Nie krytykujcie Mariana Kelemena i Dalibora Stevanovicia.

Nie nazywajcie Dudy młodym, dajcie popracować trenerom i… kilka innych rad, czyli kodeks postępowania w Ekstraklasie
Reklama

Dalibor może delikatnie zwracać uwagę komentatorom telewizyjnym („Pierdolą, a nie znają się na piłce”), ale komentatorzy zwracanie uwagi jemu muszą odpuścić. Strzeżcie się eksperci i dziennikarze, strzeżcie się kibice. Zachowajcie milczenie, bo każde złe słowo na temat tej dwójki może zostać wykorzystane przeciwko wam. Ł»eby nie spoglądać z podejrzeniem na listonosza, czy nie przyniósł sądowego wezwania i za chwile możecie pójść z torbami, wypowiadajcie się pochlebnie o Szanownym Panu Marianie i jego czcigodnym koledze. Bo jak nie, to do sądu!

Nie nazywajcie Dudy młodym Adamem.

Reklama

Wbrew pozorom, Adam Duda na drugie imię nie ma „młody”. Z tego, co się orientujemy, to „młody” nie jest też jego ksywką z dzieciństwa, nie jest pseudonimem z szatni i – przynajmniej na razie – „młody” nie gości w jego dokumentach tożsamości. Skąd ta moda, by napastnikowi Lechii odejmować lat? Bo nie, na nazywanie dziś 22-latka młodym piłkarzem przyzwolenia nie było, nie ma i nie będzie. Zwracaliśmy na to uwagę już kilkukrotnie, ale bez większej reakcji środowiska – słowo „młody” idzie w jednym rzędzie z „wielkim potencjałem”, „dużym talentem” i „sporymi perspektywami”. I niestety powtarzają to wszyscy: od kibiców, przez ekspertów i dziennikarzy, po jego kolegów z zespołu. Weszło temu niezrozumiałemu zjawisku mówi stanowcze STOP!

Nie tłumaczcie wszystkiego wiekiem i nie oceniajcie po samym pomyśle.

Najwyższy czas, żeby grających w Ekstraklasie piłkarzy rozliczać w inny, niż dotychczasowy sposób. Po pierwsze, zamiast tłumaczyć niedociągnięcia i błędy brakiem doświadczenia, weryfikujmy faktyczne umiejętności i przydatność. Po drugie, zamiast chwalić za pomysł, oceniajmy wykonanie. Oj, tak, to zdecydowanie jedna z najbardziej irytujących rzeczy w Polsce. „Brawo za pomysł, fajnie, naprawdę fajnie chciał to zrobić”. No ale, niestety, nie zrobił. My też pomysłów mamy wiele… I ten wiek. Młody, to nie musi potrafić, ma jeszcze czas, spokojnie. A właśnie, że nie spokojnie. Skoro już chłopak gra, skoro już wystawiono go w Ekstraklasie, niech rozliczany będzie w ten sam sposób, co inni.

Nie podniecajcie się przedwcześnie.

Polskie media mają taką przypadłość – niestety, my też się czasem na tym łapiemy – że kreują gwiazdy w mgnieniu oka. Na pewno to też przez ich deficyt, bo jak już ktoś naprawdę ciekawy się objawi, to wyskakuje przez pierwsze, najbliższe okno. Dlatego radzimy przyłożyć lód do głowy i stąpać twardo po ziemi. Piłkarzom, by nie odlatywali po pierwszej lawinie pochwał. Komentatorom i dziennikarzom, by te pochwały wygłaszali z rozwagą, a nie jak „Przegląd Sportowy”, który przed rokiem po PIERWSZEJ kolejce nazwał Lovrencsicsa objawieniem Ekstraklasy.

Nie śmiejcie się z Wisły.

Bo nie wypada. Z Wisły śmiać się nie można, Wiśle należy współczuć. Trudne czasy to nastały w Krakowie, zwłaszcza w dobie kryzysu, kiedy to Franz Smuda przygarnąć pod swoje skrzydła może każdego, kogo mu się poleci. Wedle, jak sam daje do zrozumienia, zasady: albo się udo, albo się nie udo. Pod Wawelem wesoło jest już od kilku miesięcy i zdaje się, że nic tego nie zmieni. Po pierwsze, sympatyczne testowanie wcale nie dobiegło końca i może jeszcze długo potrwać. Po drugie, Wisła może straszyć najlepszym napastnikiem w Polsce („Jebać Messiego, my mamy tu Sikorskiego”). I po trzecie, gdyby miało być zbyt spokojnie i sztywno, zawsze poratować może Franiu.

Dajcie popracować trenerom.

Czar „efektu nowej miotły” jakby prysł. Ponad jedna trzecia ligi (sześć drużyn na szesnaście) zmieniła w zeszłym sezonie trenera, ale w większości przypadków było tak, jakby go w ogóle nie zmieniała. Pogoń i za Skowronka, i za Wdowczyka męczyła się przez cały sezon. Ruch po przyjściu Zielińskiego specjalnie się nie rozwinął, Śląsk Levy’ego czy Wisła Kulawika – również. No a GKS w połowie sezonu i tak wracał do wariantu, z którym zaczynał. Ale w całym tym zamieszaniu i kręcącej się karuzeli pamiętać też trzeba, że w poprzednim sezonie aż czterech trenerów (Probierz, Kiereś, Lenczyk, Fornalik) poleciało przed startem roku akademickiego. A teraz liga rusza jeszcze wcześniej, niż przed rokiem…

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama