Zapraszamy na sobotni przegląd, w którym zaglądamy do prasy codziennej w poszukiwaniu najciekawszych materiałów.
FAKT
Mateusz Borek: Polski atak na Serie A.
Wyjechałem na parę dni. Odpoczywam nad Morzem Egejskim w tureckim Bodrum. Od sportu jednak nie sposób uciec. Turecki kanał sportowy pokazuje mecze polskich siatkarzy w Lidze Światowej, Eurosport transmituje fantastyczny turniej piłkarski o mistrzostwo świata U-20, a pozostałe historie śledzę na bieżąco dzięki telewizji internetowej Ipla. Przez lata Serie A to była kraina nieosiągalna dla Polaków. Wybitna kariera prezesa Zbigniewa Bońka w Juventusie i Romie, solidna karta wiceprezesa Marka Koźmińskiego w Udinese i Brescii, dwa lata Artura Boruca w bramce Fiorentiny i kilka krótkich przygód innych naszych piłkarzy: Władysław Ł»muda, Piotr Czachowski, Dariusz Adamczuk, Kamil Kosowski, Radosław Matusiak czy Błażej Augustyn. Teraz, mam wrażenie, coś się ruszyło. Przede wszystkim ze względów ekonomicznych. W lidze włoskiej, z wiadomymi wyjątkami, nie ma takich pieniędzy jak w Anglii czy Bundeslidze. W wielu klubach jest walka o płynność finansową. Na Półwyspie Apenińskim istnieje wielka potrzeba zmiany infrastruktury i wybudowania nowych stadionów. Poza kilkoma klubami skarbnicy naprawdę zaczęli liczyć pieniądze. Włosi chcą kupować piłkarzy młodych, perspektywicznych, stosunkowo niedrogich w zakupie i utrzymaniu.
Wspomnienie Andrzeja Czyżniewskiego.
Bramkarz, sędzia, trener, skaut i działacz, który nie ukrywał, że nie jest święty Zmarły w piątek Andrzej Czyżniewski jako bramkarz grał w ekstraklasie w gdyńskich klubach Arce i Bałtyku. Z tym pierwszym zdobył Puchar Polski w roku 1979. Był solidnym golkiperem ligowym, bez szans jednak na reprezentację, bo był to czas Jana Tomaszewskiego, potem Józefa Młynarczyka. Poza bramkarskimi walorami Czyżniewski wyróżniał się również innymi. Jak wspominał dziennikarz „Piłki Nożnej” śp. Roman Hurkowski, „Czyżyk” przepuścił kiedyś strzał niejakiego Czarnynogi, pomocnika GKS Tychy, bo „myślał, że zatrzyma go trzecią nogą, a piłka przeleciała pomiędzy”. Jarosław Kotas, kolega z Bałtyku wspomina – to był gościu z klasą. Gdy graliśmy razem Andrzej miał piękny dom, Toyotę z Peweksu, prowadził cukiernię, słowem dorobił się na piłce – tak to pamięta Kotas.
Czyżniewski twierdził nieco inaczej – Na piłce nie dorobiłem się majątku, to były inne czasy – mówił w jednym z wywiadów. Po zakończeniu kariery „Czyżyk” został sędzią. Tomasz Dawidowski, który grał wtedy w lidze pamięta, że piłkarze go lubili, bo dobrze czuł grę, jako były piłkarz. Nie kręcił lodów w czasach gdy wszystko było na sprzedaż, był wybierany najlepszym arbitrem ligowym w plebiscycie „Kryształowego Gwizdka”.
RZECZPOSPOLITA
Letnie tournee: bitwa o kibiców.
Angielskie kluby ruszyły za granicę. Kibice oszaleli z radości. Piłkarze są witani jak bohaterowie. W krajach, które odwiedzają, ich wizyta jest traktowana jak święto. uż od kilku lat podczas przerwy między sezonami zespoły Premier League udają się do dalekich krajów. Najczęściej celem wyprawy są państwa azjatyckie. Ale nie tylko – w tym roku Manchester City odwiedza Republikę Południowej Afryki, a Liverpool i Manchester United zagrają m.in. w Australii. Podróże służą przygotowaniu drużyny do rozgrywek, sprawdzeniu testowanych graczy, promocji, zarobkowi. Jednak dla kibiców najważniejsze jest co innego. Ponad wszystko pragną zobaczyć swoich idoli „na żywo”. Często letnie tournée jest ku temu jedyną okazją. Czasami wizyty najlepszych europejskich drużyn są utrapieniem dla władz miast, w których stacjonują piłkarze. Tak było w piątkowy ranek w Bangkoku. Gdy zawodnicy Chelsea udawali się z lotniska do hotelu Shangri La, centrum stolicy Tajlandii zostało sparaliżowane. Z dwóch powodów. Po pierwsze, policja zamknęła część ulic, by zapewnić bezpieczeństwo „The Blues”. Po drugie, tysiące kibiców wyszły powitać swoich ulubieńców. Każdy chciał zobaczyć z bliska Davida Luiza, Branislava Ivanovicia czy Johna Terry’ego. Ale to nie piłkarze wzbudzali największy entuzjazm wśród fanów. Najgłośniej skandowano nazwisko wracającego po latach na Stamford Bridge Jose Mourinho. Wśród wielu transparentów, jakie można było zobaczyć w tłumie, królowały te z podobizną portugalskiego menedżera. Jednak Chelsea pamięta o głównym celu wyprawy do Azji. Zawodnicy mają przygotować się do sezonu. W Tajlandii czeka ich pięć dni treningów. Potem zagrają pokazowy mecz z Singha All-Stars. Następnie udadzą się w dalszą podróż – do Malezji i Indonezji.
GAZETA WYBORCZA
Rozmowa z Jakubem Koseckim.
Bartek Kubiak: Czy po tak dobrym sezonie, jak poprzedni, w kolejnym znów możesz zrobić tak duży postęp?
– Rzeczywiście, w minionym pokazałem się z dobrej strony. Nie potrafię powiedzieć, która runda była lepsza w moim wykonaniu. Miałem momenty w całym sezonie, gdzie dawałem drużynie dużo. W tych ważnych meczach z Wisłą czy Lechem grałem dobrze. Ale często podkreślam, że ciągle mi mało. Jestem ambitny. W każdym meczu chcę grać jeszcze lepiej. Dojrzałem w Legii do tego, aby brać za tę drużynę odpowiedzialność na swoje barki, a raczej na swoje nogi. Lubię być przywódcą.
Czyli może to ty powinieneś zostać kapitanem, a nie Ivica Vrdoljak?
– Spokojnie. Na razie jestem młody i bardzo ambitny. Ale wiem, do czego dążę. Jestem przekonany, że w tym sezonie trener na tyle mnie poukłada, że będę jeszcze lepszym piłkarzem.
A może dopadnie cię „syndrom drugiego sezonu” i po udanych rozgrywkach będziesz miał kryzys? Doświadczyli tego Michałowie Ł»yro i Kucharczyk.
– Zacznijmy od tego, że Michał Ł»yro miał kontuzję i dlatego grał słabiej. Teraz wraca do zdrowia i już pokazuje, że będziemy mieli z niego duży pożytek. Widać to było ostatnio w spotkaniu z Fluminense [2:0]. Co do Michała Kucharczyka, to przede wszystkim spokój powinny mu dać media. On bardzo dużo daje drużynie, co pokazał pod koniec poprzedniego sezonu. Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że powinien odejść z Legii. On jest bardzo ambitny, systematycznie robi postępy.
SPORT
Dawidziuk o transferze Skorupskiego: Charakter może mu pomóc.
Dawidziuk przekonuje, że Skorupski w Polsce zdobył już niezbędne doświadczenie. – Swoje jednak w lidze pobronił. Dwa lata był pewniakiem w Górniku, jednym z lepszych bramkarzy w lidze i cały czas idzie „w górę”. Widziałem jak pracuje na zgrupowaniu kadry i też nie mam zastrzeżeń. Na pewno przez ten czas dorósł i jest w stanie poradzić sobie z nową rzeczywistością. Jeżeli czegoś mu brakuje, to jeszcze doświadczenia i stabilizacji, ale to normalne w wieku 22 lat – podkreśla. Jego zdaniem, Polak niekoniecznie wskoczy od razu między słupki Romy. – Roma może Łukasza przygotowywać przez rok do roli numeru jeden, bo musi nauczyć się wielu rzeczy. Przede wszystkim języka, bo bramkarz musi się komunikować z defensywą. Szczególnie we Włoszech, gdzie taktyka i gra defensywna są niejako podstawą funkcjonowania piłki – mówi na łamach dziennika „Sport”. Niełatwy charakter Łukasza może mu pomóc czy przeszkodzić we Włoszech? – Charakter może mu pomóc, jeśli będzie go sprzedawał głównie na boisku. W lidze pokazał, że nie ma kompleksów, nie cofnie się w żadnej sytuacji i wierzy w siebie. Bez tego w ciągu dwóch lat nie byłby w miejscu, w którym dziś jest. Co istotne, Łukasz to wciąż jest materiał… plastyczny. Bo nie ma nawyków, których nie można zmienić u starszych bramkarzy. Ważne jednak, by umiał funkcjonować w nowej rzeczywistości, gdzie przywiązuje się ogromną wagę także do formy – kończy.
DZIENNIK POLSKI
To nie przez znajomości zostałem graczem Wisły.
Temu transferowi od początku towarzyszyły jednak kontrowersje. Nowy wiślak jest synem byłego bramkarza reprezentacji RFN Dietera Burdenskiego. A ten jest znajomym trenera Wisły Franciszka Smudy. – Nie jest prawdą, że jestem tutaj po znajomości. Chcę swoją grą na boisku przekonać, jaki był prawdziwy powód – zaznacza Fabian Burdenski. Trener Smuda tłumaczy, że w środowisku piłkarskim wiele osób się zna i nieraz to może pomóc w znalezieniu dobrego zawodnika. – Nie mówmy, czy pomaga kolega, mama, brat, szwagier albo kuzyn. Zdecydowałem się, że zostawię Fabiana w drużynie. Na razie ten chłopak mi niczym nie podpada. Będzie z nami pracował przez rok. Jak coś zrobimy z niego, to będzie dobrze, a jak nie, to trudno – mówi trener Smuda. Podkreśla, że transfer był bezkosztowy, a utrzymanie zawodnika nie jest ryzykiem. 22-letni Burdenski urodził się w Bremie, gdzie grał m.in. w młodzieżowych zespołach Werderu. Później był zawodnikiem klubów FC Oberneuland, VfB Oldenburg, a ostatnio w 1. FC Magdeburg (czwarta klasa rozgrywkowa w Niemczech).
SUPER EXPRESS
Piotr Dziewicki o nowej Polonii.
Jak wygląda selekcja w pańskim nowym zespole?
– Każdy może zgłosić się e-mailowo. Przeglądam CV potencjalnych zawodników i jeśli ktoś mnie zainteresuje, oddzwaniam z zaproszeniem na trening. Do pierwszego treningu mieliśmy ponad 200 zgłoszeń, na samych zajęciach pojawiło się 48 zawodników, z czego zostało 10. Selekcja jest więc ostra (śmiech). Wszyscy byli maksymalnie zaangażowani i widać, że tym chłopcom zależy na grze w Polonii. To napawa mnie optymizmem.
Wypatrzył pan jakichś perspektywicznych, młodych piłkarzy na pierwszym treningu?
– To nie jest tak, że tych dziesięciu szczęśliwców, którzy zostali, na pewno będzie grało w Polonii. Cały czas będę się im przyglądał, ale muszę przyznać, że kilku chłopaków pokazało się z naprawdę dobrej strony.
Jak będzie wyglądał skład Polonii w przszłym sezonie?
– Trzon zespołu będą stanowili juniorzy, którzy trenują w Polonii od kilku lat. Do tego być może dojdzie ktoś z moich „castingów”, a dodatkowo chciałbym, by dołączyli do nas doświadczeni piłkarze, związani z Polonią, tacy jak np. Jacek Kosmalski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rozmowa z Kazimierzem Greniem.
Puczu Grenia nie będzie?
Kazimierz Greń: Po prostu jeśli w PZPN będą nieprawidłowości, to ja będę o nich mówił. Mogę niektórych z góry przeprosić, że mówię, ale przecież nie mógłbym milczeć, gdy na przykład pan Listkiewicz jest obserwatorem na meczach syna. To nie jest normalne. Takich przykładów przedstawiłem ostatnio zarządowi około trzydziestu. Przesmycki odpowiedział tylko na jedno pytanie.
Jaka była reakcja członków zarządu PZPN?
Kazimierz Greń: Niektórzy byli w szoku. Chcieli wyjaśnień, które mają się pojawić w sierpniu. Podałem dokładne daty, fakty, bo chciałbym, żeby prezes się tym zainteresował. I tylko o to mi chodzi. Od grudnia zarządzam futsalem. Chciałem przejrzeć dokumenty z ubiegłorocznych egzaminów sędziowskich w futsalu. Dostałem odpowiedź „zostały spalone”. A czy to prawidłowe, że testy egzaminacyjne przygotowuje pani Wierzbowska, a rozwiązuje je jej mąż sędzia Wierzbowski?
O co jeszcze pan pytał?
Kazimierz Greń: Pan Przesmycki jest z Łodzi. Czy to normalne, że mecz I-ligowy jeździ oglądać obserwator 3-ligowy, który tak się składa jest z Łodzi? Czy w Polsce dobrzy sędziowie są tylko w Łodzi i Bydgoszczy? Do ekstraklasy Przesmycki awansował dwóch, jednego z Łodzi. Na czterech, którzy weszli do I ligi, połowa z Łodzi. To samo w przypadku II ligi. Nie wiedziałem, że ta Łódź to taka kuźnia talentów sędziowskich… O różnych nieprawidłowościach mówiłem wcześniej na zarządzie już w kwietniu i maju. No i efekt jest taki, że mój syn został relegowany z ligi. Przesmycki wydał na niego wyrok.
Robert Warzycha: Polska piłka? Czemu nie.
Jako jedyny polski trener pracuje pan od lat w klubie zagranicznym w silnej lidze. A jednak w kraju ojczystym jest pan trochę zapomniany.
ROBERT WARZYCHA: Ja również za bardzo się nie przypominam. Praktycznie w ogóle nie jeżdżę do Polski. Od osiemnastu lat mieszkam w USA, a sezon, wliczając w to okres przygotowawczy, trwa praktycznie od stycznia do grudnia. Czas wolny mam jedynie podczas Świąt Bożego Narodzenia. Wtedy jednak najczęściej jestem zmęczony, więc siedzę z rodziną w domu w Ohio. Ludzie w Polsce mieli prawo zapomnieć.
Ludzie może tak, ale PZPN – niekoniecznie. Nie zastanawiał się pan, dlaczego nie jest brany pod uwagę jako selekcjoner choćby reprezentacji młodzieżowej?
ROBERT WARZYCHA: Nie. Myślę, że inni trenerzy są bliżej polskiej piłki. Również ci, którzy wrócili po latach z zagranicy. Najlepszym przykładem jest mój dawny kolega z Górnika Janek Urban, który teraz odnosi sukcesy z Legią i wyrasta na naturalnego kandydata do objęcia kadry w przyszłości. Ostatecznie wybrany został Fornalik, ale teraz płacimy tego konsekwencje…
Czy już definitywnie wiąże pan swoją przyszłość wyłącznie z Ameryką, czy jednak nie wyklucza podjęcia pracy w Polsce?
ROBERT WARZYCHA: Jak najbardziej. Zawsze powtarzam, że w piłce zatrudnia się trenerów po to, aby ich później zwolnić (śmiech). W tym zawodzie przychodzą lepsze i gorsze czasy. Przychodzi też także czas na nowe wyzwania. Kiedyś przypomnę się w Polsce.
Sobota ma oferty z Grecji i Rosji.
Agent nie chce ujawniać nazw klubów. Mówi tylko, że jeśli chodzi o Rosję, nie jest to Łokomotiw Moskwa, który interesował się Waldemarem Sobotą w przerwie zimowej. Według naszych ustaleń, grecka oferta to na sto procent propozycja z PAOK Saloniki. Wicemistrzowie Grecji przygotowują się do gry w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów (będą rozstawieni). Obok Olympiakosu Pireus to jedyny klub w swoim kraju, który nie ma problemów finansowych. Rok temu PAOK kupił milioner Iwan Sawwidis, Rosjanin greckiego pochodzenia, dwukrotny deputowany do rosyjskiej Dumy, który zbił fortunę na handlu wyrobami tytoniowymi. Spłacił długi, wydał w tym okienku transferowym około miliona euro i ma ochotę na więcej. – Piłkarz i jego agent znają kwotę odstępnego wpisaną w kontrakt (klauzula wykupu Soboty wynosi okrągły milion euro – przyp. red.). Jeśli otrzymamy propozycję zapłaty sumy zbliżonej do tej w umowie, możemy rozmawiać. Nie chcę publicznie precyzować, jak mocno jest to „zbliżona suma”, ale musimy mieć poczucie, że warto zgrzeszyć – wyjaśnia prezes śląskiego klubu Piotr Waśniewski.