Wielkie możliwości i wcale nie mniejsze problemy. Rosyjski plan pięcioletni, czyli mundial lepszy od innych

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2013, 09:50 • 13 min czytania

Cel od samego początku był prosty – zorganizować mundial, jakiego nie widział nikt. Ten azymut Rosjanie wyznaczyli sobie jeszcze zanim oficjalnie otrzymali prawo organizacji mistrzostw i cały czas się go trzymają. Potencjał, co trzeba sobie jasno powiedzieć, mają ogromny, a 11 miast-gospodarzy i 12 stadionów w 3 strefach czasowych to prawdziwy mundialowi ewenement. Mają też olbrzymie środki, których na pewno nie zawahają się użyć. Zrobią wszystko, aby efekt końcowy zadziwił i wprawił w osłupienie. Sęk w tym, że zmagają się także z problemami. Licznymi i poważnymi, ciągnącymi się od dawna lub nagle wyskakującymi tam, gdzie spodziewają się ich najmniej. Ale mają też swój plan pięcioletni. I przeogromne możliwości. Większe niż wszystkie inne kraje Europy Wschodniej razem wzięte.
Budżet? Ciągle w górę

Wielkie możliwości i wcale nie mniejsze problemy. Rosyjski plan pięcioletni, czyli mundial lepszy od innych
Reklama

Na dzień dzisiejszy o rosyjskim mundialu jedno wiemy na pewno – będzie – przynajmniej do czasu – najdroższy w historii. Obecnie budżet oscyluje w granicach 20 miliardów dolarów, a to w dalszym ciągu wyłącznie szacunkowe wartości. Dla porównania mundial w RPA kosztował „zaledwie” 6 miliardów, budżet przyszłorocznego, który zostanie rozegrany w Brazylii ma zamknąć się w 14.

Rosjanie nie mają zamiaru oszczędzać. Dość powiedzieć, że jeszcze trzy lata temu przewidywali dwukrotnie niższe wydatki. Komitet organizacyjny broni się tym, że tylko połowa sumy pochodzi z budżetu federalnego. Reszta to wpływy od prywatnych inwestorów i z budżetów regionalnych. Władze federalne narzekają jednak na współpracę z regionami. Zarzucają lokalnym przywódcom, że przerzucają na centralę lwią część wydatków. Dochodzi nawet do sytuacji z pogranicza absurdu, kiedy domagają się pieniędzy na remont kanalizacji czy budowę…fontanny.

Reklama

Spór o to, kto powinien brać na siebie finansowanie poszczególnych projektów stale się rozkręca. Regiony, owszem, chętnie zrealizują, ale najlepiej za kasę z Moskwy. Chcą jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko. Za to władze na Kremlu wcale nie są skore do ciągłego przelewanie wcale niemałych sum i naciskają, by lokalni władykowie wkręcili w interes prywatnych inwestorów. Gdzieś w tle ciągle pojawia się minister gospodarki Andriej Biełousow, który podkreśla, że wydatki należy jak najszybciej zbilansować, bo Rosja już jakiś czas temu znalazła się w gospodarczym odwrocie i ostrzega przed nadciągającą recesją.

Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że problem nakreślany przez Biełousowa dotyczy znacznie poważniejszych spraw niż piłkarski mundial. Wiadomo, że ten nie będzie tani, a wysokość ewentualnych zysków jest opatrzona pokaźnym znakiem zapytania, ale dla Rosjan raczej nie są to kluczowe kwestie. – Wszystkie imprezy tego typu to inwestycja, czyli najpierw wyłożenie jakichś sum, aby po pewnym czasie się zwróciły. Jak każda inwestycja niesie ona ze sobą jakieś ryzyko. Mistrzostwa świata oraz igrzyska olimpijskie są dla Rosji raczej sprawą wizerunkową, zwłaszcza Soczi ze względu na otoczenie – Abchazja, Północny Kaukaz i tak dalej. Miejscowi poczują się znacząco dowartościowani, przyjezdni będą mogli mówić co zobaczyli. Kwestia gospodarki nie ma tu prawie żadnego znaczenia ze względu na skalę. Za to prestiżowo, kulturowo i PR-owo – ogromne – mówi doktor Bartosz Gołąbek z Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W ciągu najbliższych pięciu lat w ludzie odpowiedzialni za organizację mundialu w pierwszej kolejności powinni wziąć się za lekcje PR-u, zwłaszcza po wizerunkowej wpadce związanej z igrzyskami w Soczi. Jej koszt to bagatela 50 miliardów dolarów. Ponoć dlatego, że – jak przekonuje opozycja – ponad połowa tej sumy została zdefraudowana. Brzmi groteskowo, ale mało komu jest do śmiechu, jeśli postawimy koło tego wątpliwy stan rosyjskiej oświaty czy służby zdrowia. A przecież m.in. te czynniki miały wpływ na brazylijskie veto w czasie niedawnego Pucharu Konfederacji.

Rosjanie jednak nie obawiają się protestów i rozruchów na podobną skalę. Już teraz działają zapobiegawczo i planują wysłać specjalne delegacje do Polski, Francji, na Ukrainę, a przede wszystkim – do Brazylii, by wymienić się niezbędnymi doświadczeniami. Przyda się, bo w czerwcu dostali pierwsze ostrzeżenie. W Samarze, jednym z miast-gospodarzy, protestowano przeciw powiększeniu obszaru przeznaczonego na budowę nowego stadionu. Na czele demonstracji stali ludzie z niezarejestrowanej partii „Wolność”, którzy trzy lata wcześniej buntowali się przeciw nieudolnej walce lokalnych władz z bezrobociem. Protesty miały jednak formę politycznej agitacji i raczej nie ma szans, by przerodziły się w ogólnonarodowe manifestacje. Pewnie nawet nie byłoby o nich głośno, gdyby do akcji nie włączyli się kibice Krylji Sowietow, którzy postanowili urządzić czystki na własną rękę i starli się z demonstrującym tłumem.

Do poprawy…wszystko

Szalejący budżet to w dużej mierze pochodna innych komplikacji, które można mnożyć na pęczki. Do poprawy nadaje się właściwie cała infrastruktura, zaczynając od dróg, a na bazie hotelowej kończąc. Ta nawet w Moskwie nie prezentuje się najlepiej. Zresztą, zarówno Moskwa, jak i Petersburg, czyli dwa rosyjskie okna wystawowe, nie są gotowe na przyjęcie kibiców od zaraz. Optymizmem mogą napawać jedynie zapewnienie ministra sportu Witalija Mutki, przekonującego, że oba miasta mają rok zapasu w przygotowaniach.

Misją wybijająca się ponad inne jest podniesienie standardów na kolei i budowa linii Moskwa- Kazań, bez której ciężko będzie o organizacyjny sukces. Szefostwo Kolei Rosyjskich szacuje, że pochłonie to 30 miliardów dolarów, ale jeśli to nie wystarczy, z pewnością nie poskąpi kilku dodatkowych kopiejek. Identycznie rzecz ma się z budową drugiej nitki szybkiej kolei prowadzącej od Moskwy aż pod zachodnią granicę kraju.

Kolejne miliardy pójdą na gruntowne remonty lotnisk. Do poprawy są niemal wszystkie, z moskiewskimi Szeremietiewo i Domodiedowo na czele. Na tym ostatnim w 2010 roku doszło do wypadku samolotu, którym trzy tygodnie wcześniej podróżowała piłkarska reprezentacja Belgii. Nie obejdzie się też bez generalnego remontu dróg w całym kraju. Za punkt honoru stawia się jak najszybsze oddanie do użytku autostrady Moskwa – Petersburg. .

Największą bolączką są jednak stadiony i wszystko wskazuje na to, że właśnie na tym polu Rosjanom najtrudniej będzie dotrzymać terminów. Protesty takie, jak w Samarze czy niemal niemożliwe do pokonana morze biurokracji nie ułatwiają sytuacji. Przykłady? Chociażby nowy stadion Spartaka. Dokumenty zatwierdzające budowę obiektu, na którym będą rozgrywane mistrzowskie mecze, podpisano już w 2006 roku, ale mnogość różnorakich przepisów pozwoliła ruszyć z pracami dopiero pod koniec 2010 roku. Całość ma być gotowa za mniej więcej rok, niemal dwa lata po pierwotnie ustalonym terminie.

Jeszcze większa szopka towarzyszy budowie stadionu w Sankt Petersburgu. Wszystko, zaczynając już od projektu, na który rozpisano specjalny, międzynarodowy konkurs, miało być przeprowadzone z wielką pompą i spełniać najwyższe możliwe standardy. Chwilę wcześniej w klub zainwestował Gazprom, co zwiastowało nadejście lepszych czasów. Nowa arena miała być hajtową „truskawką na torcie”

Nic z tego. Rozpoczęte w 2007 roku prace trwają po dziś dzień i raczej nie skończą się przed rokiem 2015. Liczne przestoje w budowie, ciągłe zmiany projektu i problemy natury papierkowej wydłużają budowę w nieskończoność. Nie trzeba też wspominać, że każdy kolejny dzień generuje nowe wydatki. A tych, patrząc na to, że niektóre elementy stadionu postawiono tylko po to, żeby później je zburzyć, pomału sięgają – o ironio – zenitu.

Trochę lepiej wygląda sytuacja moskiewskich فużników, głównej areny MŚ 2018. Początkowo był to jedyny stadion spełniający wszystkie wymogi, jednak Rosjanie nawet przez chwilę nie myśleli, by pozostawić go w pierwotnym kształcie. Plany co do legendarnej areny są bardzo ambitne, ale póki co właśnie na ambicji wszystko zaczyna się i kończy. Obecnie pod uwagę brane są trzy opcje. Pierwsza zakłada jedynie drobne prace renowacyjne, druga – wyburzenie całości i budowę od podstaw. Najbardziej prawdopodobna jest jednak trzecia opcja, wedle której ocaleje zabytkowa fasada stadionu, ale za to powstaną zupełnie nowe trybuny.

Ostatnie rozwiązanie jest Rosjanom najbardziej w smak. Problem w tym, że nie do końca opowiada się za nim FIFA, która wymaga, by arena, na której odbędzie się mecz finałowy mogła pomieścić co najmniej 89 tys. widzów miejscu. Zdaniem fachowców فużniki po rekonstrukcji będą liczyły najwyżej 80 tys. miejsc, dlatego FIFA nalega na budowę nowego obiektu. Rosjanie domagają się jednak ustępstw na miarę tych, które poczyniono względem Brazylii i nowej Maracany. Jeżeli strony dojdą do porozumienia – fasada ocaleje. Jeżeli nie, فużniki doczekają się wersji 2.0. A trzeba przyznać, że niektóre projekty prezentują się naprawdę okazale.

Podobnie rzecz ma się z innymi stadionami, na przykład w Rostowie na Donem

w Soczi

albo w Kazaniu

Po pierwsze – bezpieczeństwo

O ile przy poprawie infrastruktury Rosjanie pozwalają sobie na dużą tolerancję terminową, o tyle w przypadku kwestii związanych z bezpieczeństwem narzucili dość szybkie tempo. W kwietniu uchwalono kluczową ustawę nazwaną „Fans Law”, która ma być głównym orężem w walce ze stadionowym chuliganizmem. Od teraz każdy, kto na stadionie będzie zachowywał się w sposób skrajnie nieprzyzwoity, musi mieć na uwadze sankcje grożące za niecne występki. Te, jak łatwo się domyślić, są dość surowe – od wysokich mandatów i prac społecznych po zakazy stadionowe, na 15- dniowym areszcie kończąc. Aleksander Djordjadze z komitetu organizacyjnego twierdzi, że „Fans Law” na długo zamyka temat bezpieczeństwa na meczach piłkarskich w Rosji. – Stadionowy chuliganizm to wielki problem w Rosji i jestem bardzo zadowolony, że „Fans Law” pomoże rozprawić się z tak ekstremalnymi zachowaniami. Przewiduje poważne kary, ale to dopiero pierwszy krok w długim procesie. – przekonuje, wyrażając przy tym nadzieję, że wszyscy kibice będą w czasie rosyjskich mistrzostw traktowani jak królowie.

Aby tak się stało, bardzo dużo uwagi i pieniędzy poświęca się strefom kibica. Mają być rozlokowane na terenie całego kraju z wyłączeniem dalekiego wschodu, gdzie ciężko byłoby wzbudzić piłkarską gorączkę. Zainwestowane pieniądze planuje się odzyskać dzięki pamiątek i piwa. Z tym drugim jest mały problem, bowiem od 2005 roku w kraju obowiązuje całkowity zakaz sprzedaży alkoholu na obiektach sportowych. Temat zostanie jednak poddany dyskusji, bo FIFA zaciekle walczy o prawa swoich alkosponsorów. Porozumienie jest praktycznie więcej niż pewne, bo sami Rosjanie widzą w handlu procentami możliwość sporego zarobku.

„Fans Law” jest również gwarancją ruchu bezwizowego, dla wszystkich posiadaczy biletów na mistrzowskie mecze. To z pewnością duże ułatwienie dla wcale niemałej grupy obarczonej wizowym obowiązkiem. Tak samo jak możliwość darmowego przemieszczania się między jedenastoma miastami-gospodarzami dla każdego, kto podróżuje w biletem na mecz w kieszeni.

O powodzenie misji Rosjanie są spokojni, nie obawiają się żadnych nadużyć. Podobny system został przetestowany w 2008 roku na okoliczność finału Ligi Mistrzów. Wtedy wszystko poszło gładko, więc z góry zakłada się, że i tym razem się uda. A że liczba kibiców będzie zdecydowanie wyższa? Na razie pozostawiono to na dalszym planie.

Organizatorom sen z powiek spędza także kwestia bezpieczeństwa poza stadionami. Póki co pewne jest, że w czasie mistrzostw ulice rosyjskich miast upodobnią się do domu Wielkiego Brata, a kamery miejskiego monitoringu zajrzą nawet w najciemniejsze zakamarki. To właściwie jedyne sensowne rozwiązanie. No chyba, że na większą skalę zastosuje się zabieg, jaki w tym roku wymyślono w Kazaniu. Na czas Uniwersjady wszystkich włóczęgów, złodziejaszków, recydywistów i innych typów spod ciemnej gwiazdy wywieziono 180 kilometrów za miasto i osadzono w specjalnie przygotowanych barakach. Mundial to jednak zupełnie inny rozmiar kapelusza.

„Thank you, West Brom” i choroba endemiczna

Problemem – szczególnie wizerunkowym – z którym Rosjanie nie do końca potrafią się uporać cały czas pozostaje rasizm. Jest to doskonała pożywka dla zachodnich mediów, które co jakiś czas dolewają oliwy do ognia, wzniecając nową falę oburzenia. Dla przykładu znane ze skłonności do hiperbolizacji BBC doniosło kiedyś, że wszystkiemu winna jest mentalność, a ludzie w Rosji „na czarnoskórych patrzą jak na dzikie zwierzęta”. Ciężko jednak nie dopatrzeć się w tym przesady, skoro w Priemjer Lidze gra od groma czarnoskórych piłkarzy z Brazylii i Afryki, nierzadko stanowiących o sile swoich zespołów. Oczywiście zdarzają się nieprzyjemne sytuacje, które nigdy nie powinny mieć miejsca (osławiony banan dla Roberto Carlosa czy „pożegnanie” Petera Odemwingie, którego matka swoją drogą jest Rosjanką, transparentem „Thank you, West Brom”), ale więcej w tym czarnego PR-u, niż smutnej rzeczywistości.

Z drugiej strony – nie można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że rasizmu w Rosji nie ma. Tyle tylko, że ograniczanie się do jego stadionowej odmiany czy wyłącznie do mentalności jest mimo wszystko niepoprawne i krzywdzące. – Rosjanie to wielowymiarowy, wielokonfesyjny i wieloetniczny naród, sąsiadujący przy tym z masą różnych konfiguracji kulturowych od Europy katolickiej począwszy na Chinach skończywszy. Ł»aden rozsądny, roztropny Rosjanin nie może być rasistą. Może oczywiście mieć uprzedzenia, ale nikt rozsądny nie będzie ich tam wyraźnie eksponował. Rasizm, nacjonalizm to przestrzenie zarezerwowane dla ludzi o dość wąskich horyzontach, zagubionych we współczesności i w jakimś sensie porzuconych – wyjaśnia doktor Gołąbek.

Gdzie więc leży prawda o rosyjskiej nietolerancji? Zapewne tam, gdzie umiejscowiło ją stare porzekadło, czyli pośrodku. Nasz rozmówca zapewnia jednak, że nad Wołgą czynią wszystko, by przechylić szalę na swoją korzyść – Rasizm jest problemem, najgorszy jest nie ten „stadionowy”, ale ten w białych kołnierzykach – polityczny i ustawowy. Rosjanie zresztą mają świadomość wagi problemu i kilka kampanii społecznych w tej sprawie już było, np. „Rosja dla wszystkich”. To duży temat, ale podsumowując – Rosjanie generalnie nie są rasistami, bo być nimi nie mogą. Spójrzmy kim są Rosjanie – Isinbajewa – Tabarasanka, Puszkin – korzenie afrykańskie, i tak dalej. Jeśli Rosja chce być wielka – w dobrym tego słowa znaczeniu – to nie może sobie pozwolić na rasizm.

Gorzej rzecz ma się z korupcją – rosyjską chorobą endemiczną. Co prawda władze całkowicie odcinają się od tematu mówiąc, że takie, a nie inne postrzeganie wynika wyłącznie z „błędnej percepcji zachodu”, jednak ciężko uwierzyć w te zapewnienia. Tym bardziej, że w Indeksie Percepcji Korupcji publikowanym przez Transparency International Rosja zajmuje dopiero 133 miejsce. W planach są poważne zmiany antykorupcyjne ze wstąpieniem do OECD i reformą organów ścigających tego typu przestępstwa włącznie. Cel? Obalić – jak zapewnia władza – korupcyjne mity i pokazać światu zupełnie inną Rosję.

Pachnie to propagandą na odległość dzielącą Kaliningrad od Jeakterynburga, ale Rosjanie twardo obstają przy swoim i utrzymują, że korupcja to nie ich bajka. Niestety, jest zupełnie inna, o czym jeszcze raz przekonuje doktor Gołąbek. – Korupcja to realny problem wszystkich postradzieckich państw, które mozolnie kształtują swój obyczaj prawny i obyczaj handlowy. Po latach sterowanej gospodarki, która w pewnym momencie uwolniła się i niejako w drugim obiegu funkcjonowała prawie wolnorynkowo, pewne przyzwyczajenia pozostały, zwłaszcza jeśli chodzi o znajomości i dotarcie do właściwych ludzi. Pytanie nie brzmi „czy dać łapówkę”, tylko „komu i ile”. Zatem do rozwiązania tej kwestii nie wystarczą same zmiany organizacyjno-prawne ani represje, to proces mentalnościowy, podobnie zresztą jak u nas.

Mundial nadziei

Przy wszystkich problemach i niedogodnościach wątpliwościom nie ulega jedno – mundial to dla całej Rosji ogromna szansa na rozwój i pobudzenie nieco zastopowanej gospodarki. To wydarzenie, które pozwala patrzyć w przyszłość z wielką nadzieją nawet szeregowym obywatelom. Skoro MŚ w RPA otworzyły 300 tys. miejsc, to spokojnie można oczekiwać, że rosyjska impreza, realizowana przecież z dużo większym rozmachem, jeszcze tę liczbę przebije. W kraju liczą przede wszystkim na olbrzymie zyski z turystyki. Nic dziwnego, skoro wg wstępnych założeń spodziewają się ponad miliona piłkarskich turystów. Jeszcze większe oczekiwania wiąże się z tymi, którzy mundial będą śledzić za pomocą mediów. Zakłada się nawet, że przy zliczeniu wszystkich możliwych transmisji, liczba śledzących imprezę dobije do dwóch miliardów.

Warto wspomnieć także, że przy całym zaangażowaniu w transformację sporego kalibru, Rosjanie nie zapominają o najważniejszym, czyli o wyniku sportowym. Niemal od razu po przyznaniu organizacji mistrzostw wzięli się za intensyfikację szkolenia młodzieży. Powstał nawet specjalny program, na mocy którego w kraju otwiera się szkoły sportowe, szkolące przyszłych reprezentantów. Wyniki już są widocznie. W czerwcu na Słowacji młodzi Rosjanie sięgnęli po mistrzostwo Europy U-17, w finale pokonując po serii rzutów karnych rówieśników z Włoch. W fazie realizacji jest też projekt budowy ponad 100 ośrodków szkoleniowych, z których będą mogli korzystać uczestnicy imprezy. Po cztery super bazy powstaną w każdym z miast goszczących najlepsze drużyny globu.

Rosyjski plan pięcioletni jest więc wyjątkowo szczegółowy, ale jego realizacja wiąże się ze żmudną i tytaniczną pracą. Mniejsze i większe problemy będą zapewne przewijać się do samego końca, ale jeśli uda się z nimi uporać, to pierwszy mundial w tej części globu z pewnością zostanie zapamiętany na długo. Świat na dobre zajrzy w głąb kraju i zobaczy, że Rosja to nie tylko Moskwa i Petersburg. Ale nim to nastąpi trzeba stawić czoła nawet najdziwaczniejszym trudnościom. Chociażby takim, jak w Sarańsku, miejscowości znanej głównie z licznych kolonii karnych (w jednej z nich wyrok odsiaduje Nadieżda Tołokonnikowa z zespołu „Pussy Riot”), gdzie wciąż nie ruszono z budową żadnego z przewidzianych 10 hoteli, mimo że niektóre z nich zostały już nazwane.

Na szczęście jest jeszcze sporo czasu, by wszystkie niezbędne inwestycje i projekty doprowadzić do końca. Jeśli się uda, to rosyjskie mistrzostwa naprawdę mogą być niezapomnianie. Bo Rosja to nie tylko kraj bezwzględnych polityków, lawiny korupcji, niedokończonych stadionów i biurokratycznych labiryntów. To też kraj o przebogatym dziedzictwie kulturowym i niesamowitej geograficznej różnorodności. To kraj kawy, papierosów i arbuzów z Astrachania, kraj wielki, enigmatyczny, od zawsze niedostępny, który już za chwilę – i zarazem na chwilę – otworzy się na niemal cały świat. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za pięć lat będzie to także kraj najlepszego mundialu w historii.

KAROL BOCHENEK

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
3
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama