W dzisiejszej prasie piłkarskiej najgłośniej o Wiśle Kraków. Franciszek Smuda porozmawiał z „SE”, Patryk Małecki z „DP”, a Arkadiusz Głowacki z „Przeglądem”. Tekst o „Białej Gwieździe” mamy też w „Wyborczej”.
FAKT
Tekst o Macieju Szczęsnym.
Jeśl Szczęsny udzielał wywiadów, a było to rzadko, to zawsze o nich było głośno. Kiedyś jego drużyna przegrała mecz z Amiką we Wronkach. Szczęsny stanął przed kamerami i powiedział tak: „Jeśli sędzia Dymek będzie chciał mnie za te słowa pozwać, to ja mam go serdecznie w dupie. Ale zasłużył dziś on na fartuch z napisem Pomocnik Fryzjera”.
Dodajmy – Fryzjer to był słynny działacz i domniemany szef piłkarskiej mafii. A o arbitrach Szczęsny nigdy nie miał dobrego zdania. Zmienił kiedyś nazwisko sędziego Antoniego Fijarczyka i na żywo w telewizji nazwał go „Fujarczykiem”.
– Inteligentny, specyficzny, interesował się nie tylko piłką. Sztuka, literatura, fotografia. Trzymał się trochę na uboczu, ale zawsze miał swoje zdanie. Nie wiem jak inni, ale ja go lubiłem – mówi zaś „Faktowi” Kazimierz Moskal (46 l.), który grał ze Szczęsnym w Wiśle Kraków.
I felieton Przemysława Rudzkiego.
Chciałem wówczas zakupić koszulkę PSG. W szkole podstawowej kibicowało się drużynom często, w których grał ten jeden ulubiony piłkarz albo takim, które po prostu miały fajne stroje. Cena tamtego trykotu, we frankach, rzecz jasna, przewyższała wartość mojego kieszonkowego na cały wyjazd, bodaj dwukrotnie.
Innym razem rodzice jechali do Włoch, więc poprosiłem ich o koszulkę Milanu. Kupili mi – jakąś replikę i byli zdziwieni, że nie chcę w tym chodzić. Oryginalna koszulka piłkarska to było marzenie każdego chłopaka z naszego podwórka. Ale była za droga.
Większość z nas miała zatem tylko podróbki. Imitacja koszulki Tottenhamu z napisem GASCOIGNE na plecach – to moja pierwsza koszulka, ze sklepu sportowego w Sosnowcu. Imitacja koszulki reprezentacji Belgii. Niby-koszulka Aston Villi (takie barwy). Podróbka koszulki reprezentacji Niemiec z 1990 roku. Nie, moją kolekcją z tamtych lat nie mógłbym raczej zawstydzić Stefana Szczepłka.
SUPER EXPRESS
Rozmówka z Franciszkiem Smudą.
– Nową twarzą w Wiśle jest Fabian Burdenski. Podobno w ten sposób spłaca pan dług wobec jego ojca Dietera, który załatwił panu pracę w Regensburgu….
– Bzdury! Burdenski senior nie miał nic wspólnego z moją pracą w Regensburgu. Zaangażował mnie mój kolega Franz Gerber, z którym grałem w Ameryce. Nikt mi grosza do kieszeni nie włoży, a ja nikomu do portfela nie zaglądam. Niektórzy piszą o mnie złośliwie. Kiedyś mnie to denerwowało, ale już mnie nie rusza.
– Czy taki klub jak Wisła powinien sprowadzać gracza z czwartej ligi niemieckiej, gdzie ostatnio grał Burdenski junior?
– Plus jest taki, że to transfer za darmo. A ci, którzy mnie krytykują, niech wyłożą pieniądze i kupią lepszego. Piłkarsko ten chłopak się obroni. Zauważyłem go, gdy grał w juniorach Werderu. Jest silny, przez 90 minut biega jak nakręcony. Piłka mu nie przeszkadza, a jeszcze można go czegoś nauczyć. Dajmy mu czas, a nie skreślajmy na wstępie.
RZECZPOSPOLITA
Wywiad z Maciejem Szczęsnym.
To jakaś zemsta za popularność?
Nie umiem wejść w tok rozumowania tej kobiety. To nie była znajomość przypadkowa, tylko wieloletnia. Kompletnie nie rozumiem motywów, przyczyn i postępowania osoby, która posądziła mnie o gwałt.
Spędził pan w areszcie 48 godzin?
Trochę mniej, w różnych miejscach. Najpierw byłem w komisariacie w Markach, następnie zawieziono mnie na badania do szpitala. Z tymczasowego aresztu przy komendzie powiatowej w Wołominie dwukrotnie jeździłem na dodatkowe badania niezbędne przy postępowaniu kryminalnym. Jestem pełen szacunku dla wszystkich osób, z którymi zetknąłem się w tej trudnej i niekomfortowej sytuacji, bo nie odczułem, żeby ktokolwiek a priori uznał, że jestem zwierzęciem. Takie przeżycie uczy, jak być nastawionym do świata, poszczególnych jego elementów, policji, prokuratury czy panów, którzy pilnują zatrzymanych na dołku.
DZIENNIK POLSKI
Wywiad z Patrykiem Małeckim.
– Niektórzy już dosłownie „dają z siebie wszystko”, bo po bardziej wymagających treningach u Smudy nawet wymiotują. Spodziewał się Pan, że fizycznie będzie aż tak ciężko?
– Powiem szczerze, że nie. Miałem bardzo ciężkie treningi za czasów Dana Petrescu czy Roberta Maaskanta, w Turcji też nie było lekko. Ale takich zajęć jak tych kilka u trenera Smudy nigdy w życiu nie doświadczyłem. Można rzec, że organizm był wycieńczony, ale sukces rodzi się w bólach. Mamy nadzieję, że ta ciężka praca da rezultaty w lidze.
– Zaraz na początku trener Smuda stwierdził, że Małecki musi skorygować parę nawyków, np. po stracie piłki.
– Tak, teraz, jak stracę piłkę, to zaraz ją odbieram. Nie idę „na raz”, jak to trener mówi. Ale teraz z kolei trener czyni mi uwagi, że za długo holuję futbolówkę [śmiech]. Jak jedną rzecz poprawię, to zaraz trener znajduje drugą. Wydaje mi się jednak, że w ten sposób chce mnie zmotywować do jeszcze większej pracy. Po to bym nie czuł się wielkim piłkarzem, który wszystko potrafi. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną. Trener jest od tego, żeby mi w tym pomagać, widzi, jak pracuję na treningach, i dlatego czasem mi „dokucza”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jodłowiec nie zagra w pierwszym meczu z New Saints.
O tym, że musi pauzować, Jodłowiec dowiedział się kilka dni temu. – Podszedł do mnie trener i zapytał: jak tam twoje kartki? Byłem zdziwiony, ale przypomniał mi to wykluczenie w meczu Śląska z Hannoverem 96. Dobrze, że nie pamiętałem o tym. Bo przez cały okres przygotowawczy bym myślał, że nie wystąpię, a tak pracowałem normalnie. UEFA zawiesiła mnie na jedno spotkanie, a więc w meczu rewanżowym będę mógł już wystąpić – stwierdził 27-krotny reprezentant Polski. – Ł»ałuję, bo tamta czerwona kartka była niesłuszna. Nawet napastnik, którego podobno faulowałem powiedział mi, że nie było przewinienia – dodał. Gdyby rywal legionistów w 2. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów był silniejszy, Urban miałby spory problem. Walijczycy zbyt wymagający nie są, a więc trener będzie mógł sprawdzić w meczu o stawkę któregoś z dwójki wspomnianych graczy.
Wywiad z Arkadiuszem Głowackim.
Pracował pan z trenerem Smudą w Wiśle 12 lat temu. Czy zaobserwował pan u niego jakieś zmiany?
Złagodniał. Kiedyś był bardziej szorstki w stosunku do piłkarzy. Teraz, zwłaszcza tych młodszych, stara się motywować i to w taki pozytywny sposób, nie przesadza z krytyką.
Pod względem taktycznym coś się zmieniło?
Chyba nie. Jak mamy piłkę, to ma ona większość czasu przesuwać się po murawie. Tak było u trenera Smudy zawsze. Szybkie podanie i szybki odbiór po stracie, to dwa podstawowe założenia taktyki.
Po poprzednim sezonie mówił pan, że jeśli Wisła solidnie się nie wzmocni, to czeka ją walka o utrzymanie. Do transferów nie doszło, a jak u pana jest z poziomem optymizmu?
Był czas na marudzenie, teraz przyszedł czas pracy. Wisła to obecnie grupa ambitnych ludzi, którzy zasuwali podczas każdego treningu. Liczę, że to przełoży się na wyniki. Chcemy być prawdziwym zespołem, który będzie w stanie skutecznie powalczyć z każdym zespołem w lidze.
GAZETA WYBORCZA
Tekst o pracy Smudy.
Już pierwszego dnia Smuda dał sygnał, że łatwo nie będzie, i zarządził długie bieganie wokół boiska w ponad 30-stopniowym upale. Potem dokręcał śrubę. Szczególnie ciężko miało być podczas zgrupowania w Grodzisku Wielkopolskim. Zdarzało się, że niektórzy po sesjach biegowych dostawali torsji.
– Wymiotowali tylko młodzi, którzy być może wcześniej nie spotkali się z tak intensywną pracą. Cóż, w każdym klubie znajdą się piłkarze, którzy będą narzekać na ciężkie treningi, ale jak się chce coś osiągnąć, to nie ma innego wyjścia. Przyjście trenera Smudy to najlepsze, co mogło nam się przytrafić – przekonuje Sarki.
Wywiad z nowym prezesem Zagłębia, Tomaszem Dębickim.
Od wielu lat w środowisku Zagłębie postrzegane jest, jako klub, gdzie bez specjalnego wysiłku można dobrze zarobić. Jest spokojnie, żadnej presji, pieniądze wypłacane co do minuty bez względu na wynik sportowy. Raj dla piłkarzy bez wielkich sportowych aspiracji, marzeń.
– Niestety, bardzo często spotykam się z taką opinią, rozmawiając z ludźmi ze środowiska piłkarskiego. Dlatego chciałbym jasno zakomunikować – Zagłębie Lubin to nie sanatorium. W Zagłębiu będzie miejsce tylko dla ambitnych piłkarzy, którzy chcą osiągać sukcesy. Innych będziemy systematycznie i bez skrupułów wymieniać. Wspólnie z nowym przewodniczącym rady nadzorczej wyznaczyliśmy kierunki rozwoju sportowego, pod nie dobierani są konkretni piłkarze. W konsekwencji pozwolono odejść jednej z największych gwiazd klubu – Szymonowi Pawłowskiemu.
Już dawno Zagłębie powinno go z zyskiem sprzedać. Teraz odszedł za darmo.
– Problem w tym, że kolejni trenerzy i zarząd byli trochę zakładnikami tej lokalnej gwiazdy. Teraz w Lubinie gwiazdą będzie drużyna.
Bogusław Leśnodorski tłumaczy, dlaczego Legia nie wzięła Raula Bravo.
Leśnodorski: – Pożaru nie ma. Kadrę mamy szeroką, a polityka drużyny jest taka, aby ją odmładzać. Doświadczonych zawodników mamy wystarczająco dużo. Są Dossa Junior, Jakub Wawrzyniak, Helio Pinto czy Tomasz Jodłowiec. Jeśli ktoś nas w 100 proc. nas nie przekonuje, to nie chcemy, żeby blokował miejsce młodym chłopakom.
Legia ma w tej chwili sześciu piłkarzy, którzy mogą grać na środku obrony. – Jak ściągaliśmy Bravo, to nie wiedzieliśmy, jak będzie prezentował się Mateusz Cichocki. A on w tych ostatnich tygodniach wyglądał bardzo fajnie – chwali 21-latka prezes. Zauważa, że poza Jodłowcem, Astizem, Szulerem i Dossą Juniorem na środku defensywy może występować też Jakub Rzeźniczak.
Czy Legia po rezygnacji z Bravo szuka jeszcze nowych piłkarzy? – Obserwujemy jeszcze dwóch-trzech graczy, ale w najbliższym czasie do nas raczej nie przyjdą. Interesują nas przede wszystkim wzmocnienia w defensywie. Ale jak znajdziemy dobrego piłkarza na inną pozycję, to też może do nas trafić – odpowiada Leśnodorski.