Reklama

Panie Stokowiec, uśmiech! Lechia znów ma powody do optymizmu

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2018, 19:33 • 5 min czytania 13 komentarzy

Mniej więcej już wiemy, gdzie Lechia Gdańsk ma swoją podłogę – w strefie spadkowej, pomiędzy takimi tuzami jak Sandecja Nowy Sącz i Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Niezbyt ciekawe towarzystwo dla klubu, który przed sezonem mierzył, jak co roku, w europejskie puchary. Po wczorajszych derbach Trójmiasta rodzi się więc pytanie, jak wysoko zawieszony jest sufit biało-zielonych? Rozjechanie rywala 4:0 w ciągu niecałych czterdziestu minut zdarza się rzadko, a już w starciach derbowych, kiedy za faworyta uchodzi przeciwnik – w zasadzie nie zdarza się nigdy. 

Panie Stokowiec, uśmiech! Lechia znów ma powody do optymizmu

Nie do końca wiadomo, jak oceniać drugą połowę starcia Lechii z Arką. Czy to był celowy minimalizm, czy może Lechia aż tak szybko wróciła do smutnej normalności? Stawiamy raczej na to pierwsze. Zagranie czterdziestu pięciu minut na takich obrotach, jak lechiści przeciwko Arce, musiało kosztować mnóstwo sił, których w końcówce zwyczajnie zabrakło i trzeba było dowieźć pewne trzy punkty, jak najmniej się przy tym pocąc. Wymowny był zresztą obrazek z drugiej połowy, kiedy trener Piotr Stokowiec przeprowadzał pierwszą zmianę, wpuszczając w 63. minucie Mato Milosa w miejsce Jakuba Wawrzyniaka. Sławomir Peszko, dysząc ciężko i opierając się dłońmi o kolana, patrzył błagalnie w kierunku szkoleniowca, prawdopodobnie mając cichą nadzieję, że to jemu przyjdzie wreszcie odpocząć. Haraslin i Peszko jeździli między obrońcami Arki jak między tyczkami, co było imponujące, lecz koniec końców żaden z nich nie zagrał w pełnym wymiarze czasowym. To kłopot, bo rezerwowi Lechii, delikatnie rzecz ujmując, nie trzymają poziomu.

Warto przy tej okazji napomknąć, że wspomniany Mato Milos, nawet grając w niepełnym wymiarze czasowym, zdążył pokazać się z najgorszej strony – przy pierwszym golu dla Arki, Luka Zarandia z łatwością uciekł Chorwatowi, z kolei strzelca drugiej bramki, Enrique Esquedę, krył przy rzucie wolnym nie kto inny, jak właśnie wychowanek Rijeki.

Lechia porządzi sobie w Trójmieście przynajmniej do przyszłego piątku. Wtedy czeka ich wyjazd do Gdyni i druga odsłona derbowego dwumeczu. Trzy pierwsze mecze gdańszczan pod batutą Piotra Stokowca nie napawały optymizmem. Teraz biało-zieloni mają już trochę powodów, żeby z podniesionym czołem patrzeć w przyszłość. Oto trzy z nich.

Następny mecz znowu z Arką

Reklama

Dziesięć meczów w Ekstraklasie, osiem zwycięstw Lechii. Od kiedy żółto-niebieskich objął Leszek Ojrzyński, przegrał już w derbach trzykrotnie. Wiadomo, że Arka po takich batach, nawet lekko złagodzonych dwiema bramkami w drugiej połowie, podejdzie do meczu zmotywowana pod stokroć, ale przestajemy wierzyć, że to może mieć jakiekolwiek znaczenie. Lechia po prostu spuszcza lokalnym rywalom oklep kiedy chce i jak chce, niezależnie od okoliczności. 0:5 od Korony u siebie? W następnej kolejce triumf w Gdyni. Seria 11. meczów bez zwycięstwa w lidze? Sensacyjne 4:0 do przerwy. Lechiści mają chyba po prostu większe cojones od rywali zza miedzy.

Jest na czym budować morale

Do tej pory Lechia pod wodzą nowego szkoleniowca przegrywała wszystko jak leci. Fakt – terminarz nie był sprzyjający. Stokowcowi przyszło zacząć od trzech meczów z zespołami, które zaliczają się do (bardziej i mniej ścisłej) ligowej czołówki – gdańszczan oklepały kolejno Legia, Lech i Korona. Teraz przytrafiło się wreszcie zwycięstwo, duże zwycięstwo, wokół którego trener będzie mógł nakręcić atmosferę w zespole. Wiadomo, że nie jest to łatwe. Powszechnie znane są kłopoty klubu z płynnością finansową, taki klimat nie pomaga w walce o utrzymanie. W starciu z Arką pierwszy raz od dawna widać było zawodników Lechii, którzy są gotowi umierać za swój klub. Biało-zieloni, to oczywiste, byli lepsi piłkarsko, ale jednocześnie gotowi, żeby każdą sporną piłkę wyszarpać rywalowi z gardła. Stąd wzięła się ich absolutna dominacja do przerwy.

Peszko i Haraslin to olbrzymia siła rażenia

W starciu z Arką zabójczo skuteczny był Flavio Paixao, doskonale poruszał się po boisku Patryk Lipski, swoje zadania świetnie wykonali Daniel Łukasik i Simeon Sławczew, a do przerwy nawet obrona Lechii prezentowała się niemal bezbłędnie. Ale to skrzydłowi zrobili różnicę. Haraslin i Peszko byli tak szybcy, że obrońcy rywali nie nadążali nie tylko za ich tempem biegu, ale przede wszystkim za ich tempem myślenia. Mając takich dwóch skrzydłowych i specjalistę od gry głową w osobie Flavio, naprawdę można zaskoczyć każdą defensywę w Ekstraklasie, nie tylko tę gdyńską, wyraźnie wczoraj oszołomioną.

Jest się z czego cieszyć, ale jest też czym martwić. Stokowiec nie bardzo ma kim straszyć z ławki, wciąż niepewnie prezentuje się defensywa. A przede wszystkim – kolejne bramki zawala Dusan Kuciak. Doświadczony golkiper to lider zespołu, kapitan i dobry duch szatni, ale w niczym nie przypomina bramkarza z zeszłego sezonu, gdy potrafił w pojedynkę wybronić Lechii korzystny wynik. Dzisiaj jest wręcz przeciwnie. Może czas dać szansę Oliverowi Zelenice, który w przerwie derbowego starcia z łatwością wyciągnął wszystkie rzuty karne, wykonywane przez kibiców w jednym ze stadionowych konkursów? Żarty żartami, ale w grupie spadkowej każdy punkt jest na wagę złota, więc Kuciak musi czym prędzej odnaleźć zagubioną formę i koncentrację. Najbliższy test już w piątek – upokorzeni arkowcy na pewno zadbają, żeby bramkarzowi Lechii nie zabrakło pracy.

Reklama

Sam Piotr Stokowiec studzi euforyczne nastroje. Po meczu podkreślał to, co jest największą bolączką Lechii – łatwość w traceniu bramek. Mocnej defensywy pewnie już nie uda mu się w bieżących rozgrywkach zbudować  – to wymaga czasu i, w przypadku Lechii, będzie wymagało przede wszystkim transferów, bo z pustego nie naleje nikt, ani Stokowiec, ani Salomon. Biało-zieloni będą zatem zmuszeni iść z kolejnymi rywalami na wymianę ciosów. Jeżeli Peszko, Haraslin, Paixao i reszta podtrzymają formę z ostatniego meczu, to na grupę spadkową rozmach ofensywny, nawet przy tak dziurawej obronie, powinien wystarczyć.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
5
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

13 komentarzy

Loading...