Jeszcze nie opadł kurz bo jubileuszowej, dziesiątej już porażce ligowej w sezonie. Jeszcze nie wszyscy przeszli do porządku dziennego ponad sytuacją z odsunięciem od drużyny Legii Michała Kucharczyka. A już szykuje się kolejny mecz, w którym legioniści mają bardzo wiele przede wszystkim do przegrania. Pierwsze półfinałowe starcie Pucharu Polski z Górnikiem w Zabrzu.
Atmosfera przy Łazienkowskiej w tym momencie jest jak na tureckim targu. Gęsta, ciężka, przytłaczająca. Nikt nie ma wątpliwości, że Legia, która miała obrać kierunek podobny do Dinama Zagrzeb, stoi u progu kolejnej wielkiej rewolucji. Nikt tak do końca nie wie, jakiej. Czy tym razem wzorem będzie Bazylea? Dynamo Kijów? Skenderbeu Korce? Jasnym stało się, że Romeo Jozak wielkiej przyszłości w Warszawie już nie ma. Pierwszy wstrząs, jaki zaaplikował swoim piłkarzom, porównując ich do panienek, jeszcze jakoś zadziałał. Drugi, gdy zesłał do rezerw Michała Kucharczyka – jak widać po meczu z Arką, nie do końca. Przeciwko Chorwatowi zaprotestowały już nawet trybuny.
Bezradność. Trudno inaczej określić stan, w jakim znajduje się Legia. Nie chodzi nawet o spotkania przegrane – i w tych wygranych trudno było doszukiwać się tożsamości tej drużyny. Wyrazistości, która powinna cechować drużynę chcącą być najlepszą w kraju rok po roku. Jozak miał okazję przeprowadzić transfery na własną modłę, a okazało się, że po nich zespół gra jeszcze gorzej niż przed. Tak naprawdę poza Williamem Remym trudno o którymkolwiek z pozostałych nabytków mówić w jednoznacznie pozytywnych słowach.
Dziś Romeo Jozak może więc ostatecznie podpisać na siebie wyrok lub nieco go odroczyć. Bo Puchar Polski może się mimo wszystko okazać najłatwiejszą drogą, by w tym sezonie w gablocie Legii znalazło się jakieś trofeum. Nie tak prestiżowe jak to za wygranie ekstraklasy, nie dające szansy, by raz jeszcze stanąć na czele kolejki po eurowpierdol w szranki w eliminacjach Ligi Mistrzów. Ale zawsze cenne, zawsze przynoszące radość dla oka piłkarza, trenera, kibica. Odbudowujące przynajmniej nieco nadziei, szczególnie gdyby Legii miało się nie udać obronić tytułu mistrzowskiego. No i pozwalające – w razie braku awansu do rzeczonych kwalifikacji Champions League – na dołączenie do europucharów o jedną rundę później niż w razie wywalczenia „solo” wicemistrzostwa czy trzeciego miejsca w lidze.
Spotkanie z Górnikiem będzie też starciem filozofii budowy drużyny, bo choć rozgłaszano wszem i wobec, że Legia będzie wzorować się na Dinamie Zagrzeb, które stawia przede wszystkim na młodych Chorwatów z potencjałem odsprzedażowym, w tym sezonie poszła raczej drogą szybkiego sukcesu. Sprowadzając całą masę piłkarzy doświadczonych, których puścić dalej za duże pieniądze będzie raczej trudno – z będącym już jedną nogą na emeryturze Eduardo na czele.
Zabrzanie zaś reprezentują w zdecydowanie większym stopniu pryncypia Dinama, choć oczywiście jest to w dużej mierze wymuszone warunkami materialnymi, w jakich klub musi funkcjonować. Znacznie więcej tu młodych krajanów, a zdecydowanie mniej zgranych nazwisk, które na rynku funkcjonują już ładnych parę lat. To pozwoliło na wypromowanie Żurkowskiego, Kurzawy, Kądziora, Wieteski, wiosną także Bochniewicza. Ale z drugiej strony nie raz i nie dwa brak doświadczenia wychodził w końcówkach, gdy Górnik nie wytrzymywał ciśnienia i dawał sobie wydrzeć jedno-, czasem nawet dwubramkowe prowadzenie.
Górnicy również nie mogą powiedzieć o sobie, że są w tym momencie wolni od jakichkolwiek kłopotów. Kłopotów w skali mikro, bo do rozmiarów mikro zmniejszyło się pole manewru Marcina Brosza po ostatnim meczu ligowym z Sandecją. Łukasz Wolsztyński zerwał więzadła krzyżowe i do końca sezonu już się na boisku nie pokaże, Michał Koj został zniesiony z placu gry na noszach i jego dzisiejszy występ stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
Marcin Brosz i jego podopieczni mają jednak przy tym wszystkim świadomość, że dla nich Puchar Polski jest najkrótszą drogą do europejskich pucharów, które zagościły z tyłu głowy jego i jego piłkarzy, gdy Górnik stawał się rewelacją jesieni. I choćby z tego względu trudno się spodziewać, by miał dać swoim najlepszym zawodnikom chwilę wytchnienia przy okazji pucharowego starcia. Co jak co, ale w tym przypadku nie można się spodziewać rotacji i próby spokojnego gospodarowania siłami przed ligą. Tym bardziej, że w Warszawie zawsze grało się Górnikowi dużo trudniej, więc dziś musi się postarać o solidną zaliczkę.
Dla obu drużyn dwumecz, który rozpoczynamy dziś, jest więc niezwykle istotnym. Dającym szansę na zakończenie sezonu z pucharem w gablocie, na poprawę samopoczucia, które w obu przypadkach nie jest ostatnio najlepsze. Jakkolwiek spojrzeć, jeszcze jesienią wydawało się, że temperatura tego starcia będzie znacznie wyższa, chociaż oczywiście nie wykluczamy, że walka o odbicie i powrót do żywych również będzie się oglądać. Dzisiaj o 18:00 w Zabrzu właśnie na to liczymy.
fot. FotoPyK