Najwyższa Komisja Odwoławcza PZPN ośmiesza siebie, komisję licencyjną i cały związek. To efekt złego statutu, który trzeba czym prędzej zmienić. Czym prędzej, czyli w piątek, bo wtedy odbędzie się Walne Zgromadzenie PZPN, w trakcie którego przegłosowywane będą wszelkie poprawki.
Póki co, NKO niweczy pracę innych osób. Nad procesem licencyjnym od tego roku czuwali poważni ludzie, audytorzy z renomowanych firm, specjaliści w swojej branży. Miesiącami analizowali dokumenty przedstawiane przez kluby, zagłębiali się w księgi. Pierwszy raz w historii proces licencyjny to nie było „wicie, rozumicie”, tylko rzetelne prześwietlenie kondycji wszystkich klubów. I ci właśnie specjaliści – myśląc tak o tegorocznym procesie licencyjnym, jak i o kolejnych, w następnych latach – nakładali na kluby kary. I nie były to kary z sufitu, tylko z czegoś wynikające.
A na koniec zebrała się Najwyższa Komisja Odwoławcza i te kary zaczęła anulować. Dla Górnika – anulowana. Dla Wisły – anulowana. Za chwilę się okaże, że anulowano wszystkie.
To splunięcie w twarz ludziom, którzy ślęczeli nad dokumentami przez ostatnie miesiące. To kpina z komisji licencyjnej, ewidentnie podważenie kwalifikacji jej członków. NKO wysyła jasny przekaz: komisja licencyjna to idioci, wydają bezzasadne wyroki, które my musimy kasować.
W skład NKO wchodzą przeróżni ludzie, np. Agnieszka Syczewska, która jest członkiem zarządu Jagiellonii Białystok. Albo Grzegorz Jaworski, członek zarządu Piasta Gliwice. Można wyliczać dalej. W każdym razie, trudno mówić o bezstronności, z jaką mieliśmy do czynienia w komisji licencyjnej. Tutaj kluby zaczynają być sędziami we własnej sprawie. Jaki sens ma proces licencyjny nadzorowany przez bezstronnych fachowców, jeśli na koniec można odwołać się do organu, w którym może zasiadać członek zarządu ukaranego klubu?
To nad czym komisja licencyjna pracowała miesiącami, członkowie NKO spuścili w kiblu w pół godziny.