Reklama

Czy Milik wiosną będzie grał w piłkę?

redakcja

Autor:redakcja

30 marca 2018, 10:34 • 6 min czytania 23 komentarzy

Trzydzieści jeden meczów rozegrał do tej pory Arkadiusz Milik w barwach SSC Napoli. Bilans? Dziesięć goli, jedna asysta, trzy żółte kartki i dwie okrutne kontuzje – najpierw zerwane więzadła krzyżowe w lewej, później w prawej nodze. Takie dwa ciosy niejednego by zmiotły z piłkarskiego ringu, ale nie Milika. Polak czuje się mocny, chce grać i desperacko potrzebuje minut spędzonych na boisku, żeby odbudować dawną formę. Sęk w tym, że w Neapolu mają teraz inne sprawy na głowie, niż odbudowywanie formy swojego rezerwowego napastnika.

Czy Milik wiosną będzie grał w piłkę?

Właściwie, to jedną sprawę na głowie. Scudetto.

Napoli zbliża się już powoli do obchodów stulecia swojego istnienia, lecz mistrzami kraju byli tylko dwukrotnie. Mieli wówczas w swoich szeregach najlepszego piłkarza na świecie – Diego Maradonę, którego podobizny po dziś dzień zdobią dziesiątki neapolitańskich zabudowań. W tym sezonie pojawia się niepowtarzalna szansa, żeby do tamtych złotych lat nawiązać i dorzucić trzecie trofeum do klubowej gabloty. Juventus wydaje się nie być aż tak nietykalny jak dotychczas, zaś podopieczni Maurizio Sarriego punktują z niespotykaną u nich do tej pory regularnością. Mają w tej chwili o dziesięć oczek więcej, niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu Serie A.

napoli

źródło: Wikipedia

Reklama

Ostatnio co prawda złapali lekką zadyszkę, ale Sarriemu lepiej o tym nie wspominać. Gdy jedna z dziennikarek zadała mu niewygodne pytanie o malejące szanse na mistrzostwo, odparował: „Jesteś kobietą, jesteś sympatyczna i dlatego ci nie powiem, żebyś się odpierdoliła”. Choć, z drugiej strony, krnąbrny szkoleniowiec komplementuje konkurentów z Juventusu przy każdej możliwej okazji, chcąc pewnie ściągnąć z Azzurri presję związaną z wyścigiem po tytuł.

Wspomniana zadyszka przypadła na ligowe starcia z Romą oraz Interem. Przeciwko rzymianom, po przeszło 160. dniach pauzy, na włoskie boiska powrócił Arkadiusz Milik. Dostał od trenera nieco więcej niż kwadrans, kiedy mecz był już w zasadzie przegrany. I trzeba powiedzieć uczciwie – nie było w tym występie nic pozytywnego, rzecz jasna oprócz tego, że w ogóle się wydarzył. Polak nie oddał żadnego strzału, prawie w ogóle nie powąchał piłki, miał dwie straty. Choć najważniejsze oczywiście, że w ogóle zdecydował się na powrót. Lekarze zielone światło dali znacznie wcześniej, jednak sam Milik odwlekał decyzję. „Wydaje mi się, że moje odczucia są ważniejsze od tego, co mówi doktor” – kwitował. Jego powrót po drugim zerwaniu więzadeł potrwał o kilkadziesiąt dni dłużej, niż w pierwszym przypadku. W kontekście całej kariery, bo przecież jeszcze wiele lat grania przed nim – rozsądne zachowanie. Ale czasu, żeby złapać wiatr w żagle jest już bardzo mało.

Czy Milik zdąży się odbudować w Neapolu? Wraz z naszym pierwszorzędnym ekspertem od calcio, Michałem Borkowskim, prześledziliśmy różne możliwe argumenty.

Milik pogra, o ile Napoli wypadnie z gry o Scudetto

„Najwięcej zależy od tego, czy Napoli za trzy, za cztery kolejki będzie wciąż miało realne szanse, żeby wygrać mistrzostwo. Gdyby sytuacja była taka, że są trzy kolejki do końca, a oni są już pozamiatani, to Milik na pewno dostanie duże więcej czasu. Głównie po to, żeby go sprawdzić, czy na dłuższą metę będzie się nadawał, żeby zostać w klubie. Zwłaszcza, że pod koniec rozgrywek zagrają z Torino i Crotone. Jednak, dopóki Napoli ma szanse na mistrzostwo, to będzie grał najwyżej końcówki” – mówi Michał. Granie ogonów po tak długim rozbracie z futbolem też oczywiście ma swoją wartość, ale to jednak zupełnie inny poziom ogrania, niż w przypadku spędzania na murawie pełnych 90 minut.

Szanse, że mistrzowski tytuł powędruje na Stadio San Paolo są, jak na złość, cały czas znaczne. Juventus nie wystrzega się wpadek, jak choćby w ostatnim meczu ze SPAL i neapolitańczycy depczą Starej Damie po piętach. W 34. kolejce obrońcy tytułu podejmą u siebie Napoli i, jeżeli liczyć na wypadnięcie Hamsika i spółki z gry o Scudetto, to nastąpi ono najwcześniej po tym spotkaniu.

Reklama

Milik nie pogra, bo Napoli walczy już tylko w lidze

W 93. minucie pierwszego meczu 1/16 finału Ligi Europy Timo Werner strzelił swojego drugiego gola i ustalił wynik spotkania z Napoli na 1:3. To trafienie okazało się kluczowym, bo później w Niemczech udało się włoskiej drużynie zwyciężyć, lecz mimo to musieli pożegnać się z Europą, z uwagi na gorszy bilans bramek wyjazdowych. Efekt jest taki, że Napoli gra już tylko o tytuł mistrzowski. Z europejskich pucharów wykolegował ich Lipsk, zaś z Coppa Italia, nomen omen, wykopała ich Atalanta, zresztą również tryumfując na San Paolo.

Dla Milika to fatalna sytuacja. W klubie są w zasadzie tylko dwie dziewiątki, Dries Mertens i właśnie Polak, zatem, gdyby Napoli kontynuowało walkę na wielu frontach, Milik dostawałby swoje minuty w meczach o, mimo wszystko, mniejszym ciężarze gatunkowym niż pogoń za wymarzonym Scudetto. Tak zresztą było przed kontuzją, gdy były piłkarz Górnika Zabrze strzelał jak na zawołanie w Lidze Mistrzów, zaś w Serie A często kiblował na ławce rezerwowych. Teraz nie ma miejsca nawet na taki wariant.

Pogra, bo Mertens nie ma innego zmiennika

„Kiedy Mertens naprawdę nie mógł wystąpić, a Milik wciąż się leczył, to na dziewiątce grywał Jose Callejon. Ale to już naprawdę z musu, bo to jest klasyczny skrzydłowy” – opowiada Borkowski. Rzeczywiście – to już nie te czasy, kiedy w Napoli jednocześnie grali Higuain, Gabbiadini i Mertens. Dziś hegemonem na pozycji numer dziewięć jest Belg i każdy jego uraz, zmęczenie, gorszy dzień – są szansą dla Polaka na to, żeby załapać trochę gry i wypracować nieco boiskowej świeżości.

Milik na pewno ma do zaoferowania pewne atuty, których brakuje Mertensowi. „Belg to inne parametry. Jest bardziej mobilny, ma zdecydowanie lepszą technikę i drybling. To taka mobilna pchła. Za to Milik jest o wiele silniejszy fizycznie, świetny w powietrzu. Cała drużyna trochę inaczej gra, kiedy Polak jest na boisku, chociaż on też potrafił się odnaleźć jeżeli chodzi o grę kombinacyjną. Kiedy już występował, to widać było, że czuje ten klimat gry pod Sarrim” – mówi nasz ekspert. Jednakże, statystyki są dla Milika bezlitosne – jego konkurent właściwie w każdym meczu posyła kolegom co najmniej trzy, cztery kluczowe podania, podczas gdy Arkowi przydarza się wiele spotkań, gdy takich piłek nie serwuje partnerom wcale.

Nie pogra, bo w Napoli widzą go wyłącznie na dziewiątce

„Nie ma takiej możliwości, żeby Arek zagrał gdzieś na skrzydle. Skrzydłowi w Napoli po prostu muszą być znacznie lepsi technicznie, takie typowe skrzydła. Ewentualnie jest tam rzucany Zieliński, ale to jest zawodnik z dużo lepszym dryblingiem. Arek to bardziej fizyka, wykończenie, strzał z dystansu. Na lewym skrzydle go nie widzę, nawet gdyby coś się stało Insignie” – gorzko stwierdza Borkowski. Mała uniwersalność Milika znacznie ogranicza trenerowi możliwości wprowadzania go powolutku do gry na najwyższych obrotach. Polak nie sprawdzi się w bocznym sektorze, więc w jego przypadku jedyną możliwością jest zmiana jeden do jednego, napastnik za napastnika. A Mertens nie lubi schodzić z boiska przed końcowym gwizdkiem sędziego.

Ewentualnie – kiedy trzeba będzie gonić wynik – Milik może wejść jako dodatkowa para nóg działających w szesnastce rywala. Pytanie, na ile rola takiego jokera jest stworzona dla wychowanka Rozwoju Katowice. Joker kojarzy się jednak z tego rodzaju napastnikiem, który wchodzi na ostatnich kilka minut, dostaje pół dobrego podania i wciska z tego do siatki jakiegoś farfocla na wagę trzech punktów. Do Arka średnio taka charakterystyka pasuje. On nawet jak otrzyma dziesięć malinowych dograń, to i tak potrafi zakończyć mecz bez bramki na koncie.

* * *

Dwa razy tak, dwa razy nie. Wychodzi a to, że dopóki Napoli jest w grze o mistrzostwo, Milik będzie się musiał zadowolić graniem ogonów i formę wypracowywać głównie na treningach. Oczywiście Adam Nawałka i tak zabierze go na mundial, ale czy przywróci do pierwszego składu reprezentacji? Cała jego nadzieja w historycznych analogiach. Niejaki Ronaldo Luis Nazario de Lima także powrócił do gry po zerwaniu więzadeł na pięć minut przed mundialem. Turniej w Korei i Japonii wziął szturmem, strzelając osiem goli i zdobywając mistrzostwo. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby Milik poszedł w ślady Brazylijczyka. Na pewno w jego przypadku odpada jeden z najsłynniejszych argumentów, tłumaczących dziadowską postawę na mundialu – zmęczenie sezonem.

Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...