Fabrizio Ravanelli w Ajaccio. Srebrny lis wraca do gry

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2013, 22:45 • 2 min czytania

To jedna z najciekawszych informacji, jakie w ostatnich tygodniach pojawiły się we Francji. Można dyskutować o codziennie pojawiających się zakusach AS Monaco, można przeżywać bankructwo AS Cannes, tak naprawdę w kategorii największe zaskoczenie wygrywa jednak Fabrizio Ravanelli, który w sobotę został trenerem Ajaccio. Z punktu widzenia klubu z Korsyki – świetny ruch marketingowy. Z punktu widzenia kibica – kolejny powód, by w przyszłym sezonie baczniej przyglądać się rozgrywkom Ligue 1.
Ravanelli to piłkarz, którego w latach 90. kojarzył każdy chłopak z podwórka. A nawet, jeśli nie kojarzył to po strzelonym golu na pewno zakładał koszulkę na głowę, co od początku było cechą charakterystyczną Włocha. Specyficzny, niepokorny, zawsze mający swoje zdanie. No i przede wszystkim – siwy, co sprawiało, że na boisku nie dało się go przegapić.

Fabrizio Ravanelli w Ajaccio. Srebrny lis wraca do gry
Reklama

Być może czasem przesadzał, za dużo sprzeczał się z sędziami, szarpał z rywalami albo bezczelnie wymuszał karne, jak w słynnym spotkaniu z 1997 roku z PSG, gdy symulką wywalczył Marsylii zwycięstwo. Miał jednak w sobie to coś, że kibice ściskali za niego kciuki. W Juventusie zapamiętany został jako ten, który strzelił gola w finale Ligi Mistrzów z Ajaxem, w Middlesbrough miał największą tygodniówkę w Anglii (40 tys. funtów), a na dzień dobry ustrzelił hat-tricka z Liverpoolem, co w wielu rankingach zostało określone jako najlepszy debiut w historii ligi.

Czy mógł zrobić większą karierę? Na pewno. W niektórych momentach brakowało szczęścia (spadek Middlesbrough, różyczka przed mundialem we Francji), w innych po prostu dawał o sobie znać jego charakter. Marcel Desailly powiedział kiedyś, że to piłkarz, który w trakcie meczu obraził go 150 tys. razy. On sam po latach posypał głowę popiołem, przyznając że raz czy dwa trafił do gazet z niewłaściwych powodów.

Reklama

Teraz wraca. W innej roli, ale wciąż w błysku fleszy. Włoski dziennikarz Tancredi Palmeri napisał na Twitterze, że kiedy pierwszy raz zobaczył Ravanellego w Ajaccio, to wyglądał na gościa, który dopiero przed chwilą dowiedział się, że przyjdzie mu pracować na stadionie z 8 tysiącami krzesełek. On jednak dobrze wie na, co się pisze. Klub z Korsyki w poprzednim sezonie ledwo co wywalczył utrzymanie, ma trzeci od końca budżet w lidze (21 mln euro), a jego najbardziej rozpoznawalnym piłkarzem jest… 34-letni Adrian Mutu.

Mówiąc krótko – sytuacja klubu nie powala. Ravanelli, który dotąd prowadził tylko rezerwy Juventusu, staje więc przed trudnym zadaniem. Prezes Alain Orsoni mówi, że to hazard, ale hazard kontrolowany i przypomina, że kilka lat temu z podobnego pułapu startowali Laurent Blanc albo Didier Deschamps. Teraz czas na kolejnego. „Srebrny Lis” wraca do gry. Powinno być ciekawie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama