Zapraszamy na sobotni przegląd prasy, a w niej dziś między innymi rozmowy z Jakubem Koseckim, Arturem Jędrzejczykiem, Stanislavem Levym, Jerzym Dudkiem czy duży, magazynowy tekst na temat nowego właściciela AS Monaco.
FAKT
Jak Polonia Warszawa żegna się z ligą.
Łzy wzruszenia i olbrzymie emocje towarzyszyły piłkarzom i kibicom Polonii po meczu z Piastem. Klub z Konwiktorskiej nie otrzymał licencji na grę w ekstraklasie, dlatego zawodnicy pożegnali się z publicznością. – Tytułu nie wywalczyliśmy, ale swoje mistrzostwo ta drużyna zdobyła. W takich warunkach nie było łatwo zmotywować chłopaków do gry. Wszyscy okazali się jednak profesjonalistami. Kibice zachowali się znakomicie – powiedział trener Czarnych Koszul, Piotr Stokowiec (41 l.). Praca tego szkoleniowca i całego zespołu została zniweczona przez właściciela Polonii, Ireneusza Króla (50 l.). To właśnie on pogrążył klub z ponad 100-letnią tradycją. Nic dziwnego, że kibice nie mogą wybaczyć prezesowi jego działalności. W czasie spotkania z Piastem na trybunach skandowano obraźliwe hasła w kierunku skompromitowanego właściciela. „Nie ma że boli, Kamienna Króla pie..li”, „Król sk..ie, Polonia nigdy nie zginie” – skandowali wściekli fani.
Szymon Sobczak z Niecieczy na celowniku większych klubów.
Zamieni Niecieczę na Wisłę lub Zagłębie? Szymon Sobczak (21 l.), który obecnie jest wypożyczony z Górnika do Termaliki latem może przenieść się do silniejszego klubu. Pochodzący z Zakopanego zawodnik trafił do Zabrza jesienią 2010 roku. W Górniku utalentowanemu zawodnikowi trudno było się jednak przebić do pierwszego składu, przez co napastnik rozegrał ledwie kilka spotkań. Obecny sezon piłkarz spędził na wypożyczeniu w Niecieczy, z którą ma spore szanse awansować do ekstraklasy. Sobczak wystąpił w 16 spotkaniach i zdobył 3 bramki. Latem zawodnik najprawdopodobniej będzie grał w innej drużynie. – Piłkarz zostanie zaproszony na pierwsze treningi. Decyzję o tym czy zostanie z zespołem podejmie trener Nawałka – usłyszeliśmy w zabrzańskim klubie. Nieoficjalnie wiadomo, że piłkarzem interesuje się Wisła i Zagłębie. – Dwa inne kluby z ekstraklasy mają Szymona na oku, dużo także będzie zależało od Górnika – mówi Faktowi menedżer zawodnika Filip Wiśniewski.
Pieniądze z transferu Jędzy częściowo pokryją premie dla legionistów.
Jędrzejczyk jest najdroższym obrońcą, który został sprzedany z polskiej ekstraklasy. Dzięki pieniądzom uzyskanym za jego transfer stołeczny klub ma zapewnione środki na premie dla zawodników. Legioniści mogą liczyć na ok. 5 milionów złotych do podziału za wywalczenie dubletu. Do momentu zapewnienia tytułu wszystkie premie wywalczone przez piłkarzy były zamrożone. Najczęściej grający zawodnicy mogą liczyć na dodatkowe wypłaty w wysokości ok. 250 tysięcy złotych. Łatwo policzyć, że w kasie Legii zostanie jeszcze ok. 4 mln zł uzyskanych za przejście Jędzy do FK Krasnodar. – Zainteresowanie Arturem było już kilka miesięcy temu, ale wówczas nie dostaliśmy korzystnej finansowo oferty. Teraz zgodziliśmy się na transfer, bo klubowi zaoferowano naprawdę dobre pieniądze. Musimy myśleć o tym, żeby dopiąć budżet i zachować płynność finansową – tłumaczy trener Legii, Jan Urban (51 l.).
RZECZPOSPOLITA
Król nawozów wchodzi na salony – tekst o AS Monaco.
Nazywają go nowym Abramowiczem. Córce kupił dwie greckie wyspy, z Rosji uciekł przed mafią do Szwajcarii. Poznajcie bliżej Dmitrija Jewgieniewicza Rybołowlewa, właściciela AS Monaco. Jeszcze półtora roku temu, gdy pojawił się w futbolowym biznesie, większość miała problemy z wymówieniem jego nazwiska. Kim jest człowiek, który chce przywrócić blask drużynie z małego księstwa nad Morzem Śródziemnym i od kilku tygodni znajduje się na ustach całej piłkarskiej Europy? Inwestorem, filantropem, po prostu biznesmenem. Numerem 119 na liście najbogatszych ludzi świata magazynu Forbes, z majątkiem wycenianym na ponad 9 mld dolarów. Ma 47 lat, jest synem lekarzy, sam też skończył medycynę, na akademii w rodzinnym Permie. Jego ojciec był pomysłodawcą nowej metody leczenia opartej na terapii magnetycznej, a Dmitrij zawierał kontrakty z firmami, które chciały zaoferować ją swoim pracownikom. Po upadku Związku Radzieckiego zarobił pierwszy milion i pojechał do Moskwy studiować finanse. W 1994 roku założył bank i nabył udziały w kilku spółkach w Permie, ale fortuny dorobił się w branży chemicznej. Jest głównym udziałowcem Uralkali, największego producenta potażu (składnika m.in. nawozów sztucznych). Prowadzi interesy z wielkimi rynkami: Chinami, Indiami i Brazylią.
GAZETA WYBORCZA
Rozmowa z Piotrem Zielińskim.
Czujesz, że rosną oczekiwania wobec Twojej osoby? Media widzą już w Tobie „nadzieję” polskiej kadry, zawodnika, który będzie dogrywał piłki do Roberta Lewandowskiego.
– Pojawiły się pewne oczekiwania, a dziennikarze lubią wszystko koloryzować. Nie ma Obraniaka i ma go zastąpić młody Zieliński (śmiech). Na kadrę jadę pierwszy raz, nie znam nikogo i chcę oswoić się z całą tą atmosferę. Z miejsca nie zbawię polskiej piłki, nawet sam Lewandowski nie jest w stanie tego dokonać. W kadrze jest potencjał, mam nadzieję, że z czasem zacznę w niej odgrywać znaczącą rolę.
Jest jakiś wiek, kiedy powinno się myśleć o ewentualnym wyjeździe z Polski?
– Przede wszystkim trzeba mieć konkretną wizję przyszłości. Nie wyjechałbym z Lubina, gdyby nie przekonało mnie Udinese. Jak już wspominałem, włoski klub miał konkretną wizję wprowadzenie mnie do pierwszej drużyny, trenerzy widzieli we mnie potencjał na miarę Serie A. Wyjazd do Włoch był głęboko przemyślany. Chcę zaznaczyć, że w Zagłębiu też dobrze mnie szkolono i bardzo dużo zawdzięczam trenerom, z którymi pracowałem w Lubinie. Nie mam zamiaru się tego wypierać, bo Zagłębiu też zawdzięczam to, gdzie dziś jestem. Zaryzykowałem, wyjechałem i nie żałuję, zgodnie z zapowiedziami po pół roku mogłem trenować z pierwszą drużyną Udinese.
Treningi rozpocząłeś zespołem Primavera, z odpowiednikiem drużyny grającej w polskiej Młodej Ekstraklasy. Jak wyglądałeś na tle tamtych chłopaków, odstawałeś w jakimś elemencie?
– Nie odstawałem poziomem. Na pierwszych treningach poznałem wszystkie schematy i dość szybko koledzy zaczęli mnie doceniać (śmiech). Po kilku dniach miałem już sporo kolegów, którzy widzieli, że dam sobie radę i moje umiejętności robiły na nich wrażenie. Przyjechałem do Włoch dobrze wyszkolony.
Mariusz Rumak o Barrym Douglasie.
– Barry Douglas to naturalny następca Luisa Henriqueza w Lechu Poznań – mówi trener Kolejorza Mariusz Rumak. Gdy Barry Douglas był prezentowany jako nowy piłkarz Lecha Poznań, na konferencji prasowej zawodnikowi towarzyszył członek zarządu klubu Piotr Rutkowski. Trener Mariusz Rumak o Szkocie szerzej wypowiedział się dopiero w piątek. – Króciutko mówiąc, Barry to lewy obrońca, zawodnik który jest gotowy podjąć rywalizację z Luisem Henriquezem. Luis jest bardziej doświadczony, reprezentuje swój kraj, może pojechać na mundial. Barry to gracz młody i naturalny następca Luisa. Bardzo dobrze gra lewą nogą, dobrze wykonuje stałe fragmenty i grając w Szkocji bardzo często włączał się w akcje ofensywne. Pasuje więc idealnie do organizacji gry, jaką próbujemy stosować w Lechu – mówi Mariusz Rumak.
DZIENNIK POLSKI
Wywiad z Jerzym Dudkiem.
Jak długo Pan zagra?
– Jeszcze nie wiem. Każda minuta, którą piłkarz dostaje na reprezentowanie swojego kraju, jest wielkim zaszczytem.
Mówi Pan o zaszczycie, a gdy w latach 90. zadzwonił do Pana Janusz Wójcik z powołaniem, to Pan mu odmówił. Od gówniarzy wtedy Pana wyzywał. Nie chciał Pan grać w kadrze?
– Dopiero zacząłem występować w Feyenoordzie, byliśmy w przededniu debiutu w Lidze Mistrzów z Juventusem Turyn. Wójcik zadzwonił dwa dni przed sparingiem kadry z Litwą, bo mu wypadł jakiś bramkarz. Zapytałem o zdanie Ariego Haana, który był wówczas moim trenerem. Powiedział: „Jurek, ja ci nie mogę zabronić jechać, ale logicznie myśląc ty nie pojedziesz tam grać, tylko jako rezerwowy. Nie znam trenera, który nie powoła bramkarza, który występuje w Lidze Mistrzów. Ustabilizuj więc najpierw swoją pozycję w Feyenoordzie, a później decyduj.” Nie pojechałem, bo otwierały się przede mną bramy wielkiego futbolu i nie chciałem stracić tej szansy.
Nie czuł się Pan źle po tej decyzji?
– Oczywiście, że tak. To było dla mnie trudne doświadczenie. Zawodnik jest zawsze między młotem a kowadłem. Młotem jest trener klubowy, a kowadłem selekcjoner, który też jest rozliczany ze swojej pracy.
Ekstraklasa nie zezwoliła zagrać z Barceloną w terminie ligowym.
– Wystąpiliśmy do Ekstraklasy o przełożenie ligowego meczu na środę, 24 lipca, ale otrzymaliśmy odpowiedź, że możemy zagrać w poniedziałek, 22 lipca – mówi prezes Wisły Jacek Bednarz. – Musieliśmy zrezygnować z gry z Barceloną. Nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której w sobotę gramy mecz, a po 48 godzinach, na przykład na drugim końcu Polski mamy grać kolejny. Na sugestię, że można terminarz ułożyć tak, by Wisła w 1. kolejce zagrała z Lechią w Gdańsku, prezes mówi: – Nie my ustalamy terminarz. Musimy zaakceptować decyzję Ekstraklasy. Mocniej na temat tej decyzji mówi wiceprezes Wisły Janusz Kozioł: – Zastanawiamy się, kto jest dla kogo? Ekstraklasa dla klubów czy kluby dla Ekstraklasy. Jeśli przedstawiciel polskiej ligi miał możliwość rozegrania meczu z jedną z najlepszych drużyn świata, a przez tę decyzję do tego nie dojdzie, to ja tego nie jestem w stanie zrozumieć. List intencyjny w sprawie meczu z Barceloną podpisaliśmy, jeszcze zanim podjęta była decyzja o reformie rozgrywek i zanim znana była data rozpoczęcia sezonu. Jeśli ktoś w Ekstraklasie uważa, że przez rozegranie meczu w środę storpedowalibyśmy terminarz, to… nawet nie wiem jak to skomentować.
SUPER EXPRESS
Jędrzejczyk: Do Rosji jadę nie tylko po kasę
Nie żal odchodzić z Legii?
– Bardzo chciałem pomóc chłopakom w walce o Ligę Mistrzów, ale musiałem podjąć decyzję, bo taka okazja nie zdarza się często. Dla Legii zrobiłem już dużo i myślę, że zasłużyłem na transfer.
Wielu twierdzi, że poszedłeś tam tylko dla kasy.
– Zapewniam, że nie! Pieniądze są oczywiście nieporównywalnie większe niż w Polsce, ale to nie była moja główna motywacja. Chcę po prostu spróbować sił w innej, mocniejszej lidze. Poza tym kiedy zobaczyłem ich znakomity ośrodek treningowy, od razu wiedziałem, że chcę tam przejść.
Kiedy dowiedziałeś się o propozycji z Krasnodaru?
– Kilka dni po zdobyciu tytułu mistrzowskiego. Oferta była konkretna i musiałem się szybko zastanowić. Transfer do Rosji to wielka szansa na prawdziwą karierę. Wierzę, że jeśli zagram dobry sezon w Krasnodarze, zainteresują się mną większe rosyjskie kluby. Ale mam także plan B. Jeśli wypełnię 3-letni kontrakt i nie będzie ofert z innych klubów, to wrócę do Legii. Jeśli ta będzie mnie oczywiście chciała.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Duży wywiad z Jakubem Koseckim.
Wreszcie może pan licytować się z ojcem. On nigdy nie zdobył mistrzostwa Polski, pan w niedzielę odbierze złoty medal.
– Tydzień temu jeszcze się odgryzał, że niczego nie wygrałem. Ten argument już mu wytrąciłem.
Co dla pana znaczy to mistrzostwo?
– To hołd dla Warszawy. Było czuć, że miasto czeka na ten tytuł. W zeszłym tygodniu zaczynaliśmy trening o dziewiątej rano. Przy wjeździe na stadion widziałem ogromną kolejkę przed kasami. Taką na 100 metrów. Ludzie stali po bilety na mecz ze Śląskiem. Ale nie tak, że jeden za drugim, tylko zbici po pięć osób.
Utożsamia się pan z Legią?
– Trudno się nie utożsamiać, skoro ojciec grał w Legii, a na murach, obok których codziennie przechodziłem, były wymalowane „elki”. Dorastałem wśród kolegów zakochanych w Legii. Braliśmy większy busik z Konstancina, siedmioosobowy, i się jeździło na Łazienkowską. Kiedy po meczu podchodzę pod trybuny, spotykam znajomych, z którymi chodziłem na Ł»yletę.
W tym sezonie pojawił się pan na gnieździe, skąd kibice Legii prowadzą doping. Za karę?
– To nie była kara. Zamieszanie wywołało zdjęcie z szatni Lechii z zeszłego sezonu.
Pożegnanie „Franka”. Dołączy do Wisły?
Ryszard Karalus, pierwszy trener napastnika, pytany czy przyjdzie w niedzielę na najpewniej ostatni mecz swojego byłego zawodnika, uśmiecha się. – Co za pytanie? Ja to bym życzył sobie, żeby Tomek grał jak najdłużej. No, ale on sam wie najlepiej, jak się czuje i sam realnie ocenia swoje siły. Gdyby miał poważniejsze wsparcie pomocników, pewnie w tym sezonie goli miałby więcej i może większą ochotę do pogrania jeszcze przez sezon? Przecież swoją techniką, sprytem nadal imponuje – opowiada szkoleniowiec. „Franek” jest ostatnim z czynnie grających piłkarzy ze „złotej” drużyny Karalusa. Występowali w niej między innymi Marek Citko, Mariusz Piekarski, Jacek Chańko czy Daniel Bogusz. Oni z boiskiem pożegnali się już dawno. Niewykluczone, że napastnik dołączy w Wiśle Kraków do Franciszka Smudy, który w przyszłym tygodniu zostanie trenerem. Przed EURO 2012 Frankowski pomagał selekcjonerowi w reprezentacji, był trenerem napastników.
Rozmowa ze Stanislavem Levym.
Ile pana drużynie brakowało do tego, żeby nawiązać wiosną równorzędną walkę o tytuł? To była kwestia 2-3 klasowych piłkarzy czy jednak większa różnica?
– Ja bym tej straty punktowej, jaką mamy na koniec sezonu do Legii i Lecha, nie przekładał na liczbę piłkarzy. Nam w porównaniu do tych drużyn brakowało regularności. Śląsk potrafił grać naprawdę dobre mecze – z Górnikiem Zabrze (2:1), z Jagiellonią (3:0) czy nawet rewanżowe spotkanie finału Pucharu Polski z Legią (1:0). Problem w tym, że często nie umieliśmy takiego występu powtórzyć kilka dni później. To nas kosztowało wiele punktów.
Z czego to wynikało? Pana zawodnikom zdarzały się takie występy, jak na przykład z Pogonią Szczecin (1:0), podczas którego oddali jeden celny strzał przez 90 minut.
Stanislav Levy: Sam muszę poszukać odpowiedzi na to pytanie. Zaraz będziemy mieli dwa tygodnie przerwy. Przeanalizujemy wszystkie statystyki poszczególnych zawodników. Poszukamy przyczyny i środków zaradczych, żeby w przyszłym sezonie to się nie powtórzyło.
Myśli pan, że problem leży w przygotowaniu fizycznym?
Stanislav Levy: Zawodnicy zrobili w tej kwestii duży postęp. Ale jeśli mamy grać w dobrym rytmie co trzy albo cztery dni, czeka nas jeszcze więcej roboty. Przygotowania do nowego sezonu zaczniemy od testów wydolnościowych.