Za nami bardzo treściwy magazyn o Ekstraklasie na WeszłoFM. Rozmawialiśmy między innymi z Leszkiem Ojrzyńskim, który nie gryzł się w język. Mówił przede wszystkim o problemach, jakie spotkały go podczas zimowych przygotowań. Arka trenowała na trzech rodzajach sztucznej murawy. Trener mówił wprost o wynikających z tego kontuzjach mięśniowych i wielu innych problemach. Zapraszamy do przeczytania najważniejszych fragmentów.
*
Mamy wrażenie, że Arka podeszła do meczu z Jagiellonią bardzo naiwnie. Od 70 minuty nie udawała, że chce atakować. Ograniczyła się do oddawania piłki rywalom, by to oni się martwili.
Po części uważam tak samo. Mam zastrzeżenie do zawodników, którzy weszli na boisko. Wpuściłem Jurado i Kuna, czyli zawodników, którzy mieli odciążyć tyły, wziąć grę na siebie, stwarzać sytuacje, a nie popisali się. To nie był ich dzień. W normalnych warunkach spisują się lepiej, a tu na przykład przebiegli tylko kilkanaście metrów sprintem. A były sytuacje do wyjścia z kontrą, ale nie garnęliśmy się do nich. Dlatego mam zastrzeżenia do tych chłopaków. To miało wpływ na przebieg końcówki spotkania. Zmiennicy wchodzą po to, żeby poprawić jakość gry. Przecież w poprzednim meczu rezerwowy Grzegorz Piesio strzelił gola w meczu z Termaliką…
Jak pan ocenia sprowadzenie Meksykanina Enrique Esquedy? Uważamy, że to zawodnik stary i nieprzygotowany. Pana decyzje pokazują chyba, że mamy rację.
Dojechał do nas na zgrupowanie, gdzie pokazał się z niezłej strony, dopóki miał siły. Potem wyglądał gorzej, zaczęły wychodzić braki związane z przygotowaniem. Nie przyjechał żaden inny napastnik, a liczyliśmy na to. Esqueda chciał u nas grać, przystawał na nasze warunki, nikt nie myślał, że będzie naszym zbawicielem. W końcu poruszamy się w takich, a nie innych realiach i zdecydowaliśmy się na ten ruch. Wróciliśmy ze zgrupowania i złapały nas minusowe temperatury. W Meksyku tego nie ma. Rzadko kiedy spotyka się tam zaśnieżone ulice i odczuwalną temperaturę dochodzącą do -20 stopni. Najzimniejszym regionem w Polsce było Pomorze. Chłopak miał ciężko. Dostawał szanse w końcówkach, kiedy mieliśmy problem, bo Rafał Siemaszko był kontuzjowany. Liczymy na niego, mocniej potrenował, teraz troszeczkę odpoczął i czekamy. Niedługo powinno wyglądać to lepiej.
Na początku wiosny powtarzał pan, że Arce brakuje boisk do treningów. To nie jest uderzanie w klub, które odbije się na panu teraz, kiedy Arka gra słabiej?
Zawsze może się na mnie odbić. Ja odpowiadam za drużynę. Wiem, że trzy mecze przegraliśmy, trzy zremisowaliśmy i tylko jeden wygraliśmy. Ale te trzy spotkania przegraliśmy tylko jedną bramką, w każdym z tych meczów mogliśmy ugrać co najmniej remis. Mieliśmy dobrą sytuację w końcówce z Cracovią, pamiętamy okoliczności meczu z Jagiellonią. Trener zawsze odpowiada za wyniki, ale też wymaga. Problemem był nasze przygotowania. W Podbeskidziu też miałem problemy z boiskami i mówiłem o tym. To najważniejsza rzecz. Gdyby jeździł pan samochodem po szutrowych drogach i miał wystartować na asfalcie, nie wróżyłbym panu sukcesu. Umówmy się. Pewne rzeczy utrudniają pracę. Mieliśmy z tym duży problem. Wiem, że była zima, ale przynajmniej raz w tygodniu powinniśmy mieć możliwość skorzystania z głównej płyty. Nie wymagałem nie wiadomo ile. Ten raz w tygodniu ułatwiłby zadanie. Brak takich treningów nas wyhamowywał. Trener jest od tego, żeby pomagać, dawać sygnały, a czasami nie jest różowo. Nie jestem trenerem, który będzie udawał, że jest pięknie, kiedy tak nie jest. Wspólnymi siłami musimy dążyć do tego, żeby poprawić pewne rzeczy, bo potem może być już za późno. Mając takie warunki do treningów, nie będę oszukiwał siebie i innych, mówiąc, że jest fantastycznie. Nie jestem takim człowiekiem.
Prezes nie miał pretensji, że nie zatrzymywał pan tej opinii w zaciszu gabinetu?
Nie będę przecież oszukiwał. Miejscowi dziennikarze wiedzą, jakie są problemy i czasami podpytują. Mi też się nieraz wymsknie, gdy mówię, że mieliśmy problemy z przygotowaniem. Na przykład kontuzje mięśniowe, wynikające ze zmiany podłoża, albo treningów na twardej nawierzchni. My trenujemy na trzech rodzajach sztucznej trawy. To jeszcze gorzej. Mamy utrudnione zadanie. Każda nawierzchnia jest inna, ma inną twardość. Treningi wyglądały jak wyglądały. Każdy fachowiec powie wam, że na sztucznej nawierzchni nie można trenować normalnie. Trenerzy wiedzą, jak to się odbija na zawodnikach. Ludzie będący z boku nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć. Dobrze, że system licencyjny podnosi jakość. Szkoda, że tak późno. Ale przynajmniej będą z tego korzyści. Mówi się, że mecze na wiosnę są słabe, jednak proszę spojrzeć na warunki do treningów. Żeby dobrze grać, trzeba dobrze trenować. Wyznaję taką zasadę. Czasy dzwonienia się skończyły, taką mam nadzieję. Trzeba pracować.
W otwarty sposób mówi pan, że klub nie zapewnił panu optymalnych warunków do przygotowania drużyny do rundy. Nazywa pan pewne rzeczy wprost. To nie zawsze kończy się dobrze dla trenerów. Nie boi się pan, że po takich otwartych słowach pański stołek będzie mniej stabilny niż do tej pory?
Nie ja do pana dzwoniłem, tylko pan do mnie. Nie ja zadałem sobie pytanie i się użalam. To pan się mnie pyta, ja odpowiadam. Jak ktoś mnie pyta, mówię jak sprawy wyglądają. Takim jestem człowiekiem, tak mnie ojciec wychował i tak będzie do końca. Możliwe, że słuchają mnie zawodnicy, nie chcę fałszować rzeczywistości. Jestem taki, jaki jestem. Nie zmienię się. Pracuję cały sercem dla klubu, realizuję zadania, zazwyczaj tak gdzie jestem osiągam dobre wyniki. Może poza Górnikiem Zabrze, gdzie nie dano mi dokończyć pracy. Jak komuś się to nie podoba, to mnie zwalnia, a ja szukam innej propozycji. Takie jest życie trenera.
fot. NewsPix.pl