A jednak – Hoffenheim pozostaje w Bundeslidze. Coś, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, właśnie stało się faktem. Polanski i spółka najpierw w niesamowitych okolicznościach, wygrywając po dwóch rzutach karnych w Dortmundzie, uniknęli bezpośredniego spadku, by właśnie w barażach rozprawić się z Kaiserslautern. Liczyliśmy na powrót Ariela Borysiuka do niemieckiej ekstraklasy, ale w meczu, który decydował o wszystkim, ani Polak nie pokazał nic specjalnego, ani jego koledzy.
Kaiserslautern nie wyglądało dziś na drużynę, która ma do odrobienia dwa gole straty z pierwszego meczu. Co więcej, przez blisko godzinę prezentowało się wyjątkowo sennie, uderzając głową w mur, a właściwie boleśnie się od niego odbijając. Środek pola należał do gości, a wszelkie próby ataków momentalnie kończyły się niepowodzeniem. Borysiuk niczym się nie wyróżniał, od samego początku grał z żółtą kartką, a już bardziej podobać mógł się Polanski. Jedyny moment w pierwszych 60 minutach, kiedy gospodarze ożyli, to… rzut karny dla Hoffenheim. Tobias Sippel najpierw sfaulował rywala, a potem obronił „jedenastkę” wykonywaną przez Sejada Salihovicia. Tego samego, który kilkanaście dni zdobył te jakże istotne bramki z Borussią.
Ale to był krótki, chwilowy zryw. Kaiserslautern w ofensywie praktycznie nie istniało, nie oddało w pierwszej połowie ani jednego strzału (a jeśli jednak – nic godnego uwagi). A i tuż przed przerwą, to oni stracili gola. Wtedy, żeby przynajmniej doprowadzić do dogrywki, potrzebowali trzech bramek. Zdobyli jedną, właśnie po godzinie gry, po pięknym uderzeniu Baumjohanna z rzutu wolnego. To jednak było za mało, zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że kiedy nadzieja jeszcze się tliła, kwadrans przed końcem odebrał ją Vestergaard.
Można się teraz spierać, czy sędzia niesłusznie nie uznał gola Idrissou dla gospodarzy, czy nie powinien podyktować jednego, a może i dwóch rzutów karnych. Po tym dwumeczu nie mamy jednak wątpliwości – jeśli ktoś może mieć do kogoś pretensje, to piłkarze Kaiserslautern sami do siebie. A Hoffenheim? Przez cały sezon wyglądali mizernie, ale końcówkę zaliczyli naprawdę mistrzowską. Polanski w Bundeslidze zostaje, Borysiuk musi obejść się smakiem.
