W Polonii bez zmian. Brakuje kilku dni, by Ireneusz Król – ten sam, którego kibice witali jak zbawcę – doprowadził klub do upadku. Mecenas Agata Wantuch, na której konto miały wpłynąć pieniądze piłkarzy czekających na wypłaty, poinformowała, że nic nie skapnęło. Gdy się przystawi ucho tu i tam, można usłyszeć jedno: Król raczej nie zdąży. A to oznacza, że 28 maja odwołanie Polonii od decyzji komisji licencyjnej będzie negatywne. Za słowami „Król raczej nie zdąży” rozumiemy spełnienie wszystkich wymagań PZPN.
Właściciel „Czarnych Koszul” zaoferował niektórym zawodnikom spłatę całości długu, a niektórym 30 procent (pozostałe 70 procent do końca roku). Jak w przypadku poprzednich terminów, tak i teraz nie dotrzymał słowa. 25 i 26 maja żaden przelew na pewno nie dojdzie, bo to weekend. Wszelkie długi musiałby zostać uregulowane w poniedziałek, 27 maja, ale w to już chyba nikt nie wierzy. Zresztą, tak naprawdę gdyby nawet Polonia jakimś cudem (ale musiałby to być cud na miarę zamiany wody w wino) dostała licencję, to będzie ona obwarowana tyloma warunkami, że śmiało można byłoby zakładać spadek w kolejnym sezonie. Klub z Konwiktorskiej otrzymałby zapewne i wszelakie ograniczenia w zakresie pozyskiwania zawodników, jak i minusowe punkty za zawalenie wszystkich możliwych terminów.
Polonia umiera, nie uratują jej też prominentni kibice, którzy założyli stowarzyszenie. To zresztą też ciekawa sprawa. Ludzie założyli stowarzyszenie i chcieliby ratować klub, ale nawet nie byli w stanie napisać listu z polskimi znakami i takiego, w którym nie byłoby błędów. Trudno uwierzyć, że ktoś ogarnie działanie klubu piłkarskiego, jeśli do tej pory nie ogarnął nawet działania klawiatury.
