Znakomity weekend bydgoskiego Zawiszy, który w dwa dni trzy razy mógł się poczuć zwycięzcą. Po raz pierwszy – pewnie pokonując 2:0 Kolejarza Stróże. Po raz drugi – gdy Termalica nie zdołała wymęczyć trzech punktów z Bogdanką Łęczna. Po raz trzeci wreszcie – i tu chyba zwycięstwo smakowało najlepiej – gdy Cracovia straciła na kwadrans przed końcem gola i zaledwie zremisowała z Flotą Świnoujście. Do końca zostały cztery kolejki, do końca walczą cztery drużyny. Możliwych scenariuszy jest sześć i na tę chwilę ciężko wskazać najbardziej prawdopodobny z nich.
Dzięki niedzielnym remisom, w strefie premiowanej awansem pozostał Zawisza i to jest bez wątpienia najważniejsza informacja kolejki. W normalnej sytuacji moglibyśmy powoli odtrąbić, że bydgoszczanie są w związku z tym murowanym faworytem, ale przyjmowanie, że podopiecznym Ryszarda Tarasiewicza uda się wymłócić dwanaście punktów w ostatnich czterech meczach jest… dość odważne. Choć pod wodzą nowego trenera Zawisza jeszcze nie przegrał, a licząc walkower z ŁKS-em – wygrał cztery z ostatnich pięciu spotkań – to liga, gdzie powtarzalności zwyczajnie nie ma, nie było i prawdopodobnie do końca nie będzie. Dlatego też w przypadku bydgoszczan zwyczajnie nie da się uniknąć nerwowych spojrzeń za plecy.
Tam zaś jest od dziś Cracovia. W niedzielę miała udowodnić ostatecznie, że Flota z serią pięciu porażek z rzędu (i siedmiu meczów bez zwycięstwa) pod koniec rundy jesiennej i na początku wiosny nadaje się bardziej do zbierania zboża z pól, niż gry w Ekstraklasie. Świnoujścian wszyscy już ładnie skreślili, zresztą łącznie z nami, a gdy ostatnie notesy zapełniły się analizami ich gwałtownego spadku formy z mistrzowskiej jesieni do bardzo mizernej wiosny, oni po prostu „wzięli i się obudzili”. Dzisiaj nie wyglądali może na dzieciaków z ADHD, ale w porównaniu do początków rundy rewanżowej, gdy budził ich do życia dopiero końcowy gwizdek – było naprawdę nieźle. Inna sprawa, że sprawę kompletnie zawaliła Cracovia. W pierwszej połowie byliśmy umiarkowanie zadowoleni ich grą – było parę ciekawych strzałów, była klepka, po której Budziński stanął niemal oko w oko z bramkarzem Floty, Grzegorzem Kasprzikiem, było wreszcie świetne uderzenie chwalonego zewsząd Boljevicia, który wyprowadził Cracovię na prowadzenie. I… tyle. Oddanie pola Flocie, nawet jeśli w poprzednich meczach grała nierówno, nawet gdy momentami potrafiła rzucać ręcznik na ring w spotkaniach z gigantami, jak choćby Polonia Bytom – zwyczajnie nie jest dobrym pomysłem.
Nykiel zgrał na nogę Aleksandrowi i było 1:1. To dziabnięcie Boljevicia (i kilka ładnych prób z dystansu Bernhardta czy Danielewicza) to jednak trochę za mało. Póki co na pokonanie rywala z północy, a możliwe że również na ugranie Ekstraklasy. Świnoujścianie za to znów stali się zespołem, który losy awansu ma wyłącznie we własnych nogach. Przegrywając dzisiejsze spotkanie, musieliby liczyć na potknięcia wyprzedzających Flotę zespołów, wywożąc z Krakowa remis, mogą wygrać wszystko, co jest do wygrania i wygodnie uplasować się nawet na pozycji lidera. Sporo będzie więc zależało od środowego spotkania Floty z Sandecją oraz dwóch ostatnich kolejek, gdy Wyspiarze najpierw pojadą do Bydgoszczy, a następnie przyjmą u siebie gości z Niecieczy. Czy stać ich na taki awans „last minute”, robiony jedynie dzięki niegramotnemu zachowaniu sąsiadów w tabeli? Naszym zdaniem bardziej prawdopodobny jest rajd Zawiszy, czy rzut na taśmę Cracovii, ale tak naprawdę równie dobrze moglibyśmy dziś rzucić kością albo monetą i efekt przewidywań byłby równie wartościowy. Wszyscy Flotę wyśmiewali, że przegrywa kolejne mecze grając w stylu charakterystycznym dla anemika z depresją, a ona wygrała dwa-trzy mecze i na nowo jest w tabeli w doskonałej sytuacji, gdzie wszystko zależy wyłącznie od niej. Nie było za to końca zachwytom nad Termaliką Nieciecza, tymczasem „Słoniki” w ostatnich dwóch meczach ugrały zaledwie punkt. Tu jeszcze, jakkolwiek banalnie to brzmi, wszystko się może zdarzyć.
Pozamiatane jest za to chyba definitywnie na dole tabeli. Stomil ma już siedem punktów przewagi nad Wartą i dziesięć nad Okocimskim. Sandecja też jest już raczej bezpieczna, a Polonia nie ma już nawet matematycznych szans na utrzymanie, choć spada z honorem, nie odstając zbytnio od ligi, do której przecież została dołączona na kilka dni przed startem, jako zespół budowany i przygotowany na grę szczebel niżej. Umówmy się jednak, że przy takim ścisku w górze tabeli, niewielu patrzy, co słychać u spadkowiczów. Nawet jeśli gra poszczególnych faworytów do awansu nie powala, ułożenie tabeli jest diabelnie interesujące. I sprawi, że naprawdę spore grono desperatów będzie w środę oglądało Sandecję na wyjeździe do Świnoujścia…
