Ludovic Obraniak przysłał smsa do Konrada Paśniewskiego, dyrektora kadry PZPN, z informacją, że nie życzy sobie powołań na najbliższe mecze kadry. A generalnie w ogóle ten farbowany lis nie życzy sobie żadnych powołań, dopóki selekcjonerem będzie Waldemar Fornalik. Tak powoli dogorywa eksperyment pod tytułem: „weź obcokrajowca i udawaj, że to Polak”. Obraniak u Fornalika już nie zagra, ale wydaje nam się, że nie zagra już nigdy u nikogo. Nie chce nam się wierzyć, by podobne zachowanie miało zostać kiedykolwiek wybaczone przez związek.
Szanownemu Obraniakowi – krzyż na drogę! Mamy nadzieję, że ta rozkapryszona gwiazdka da naszemu futbolowi spokój raz na zawsze. Niech się trzyma swojego Bordeaux, swojego Paryża, swojego Lille, niech wcina żabie udka i nie udaje, że jest bądź kiedykolwiek był jednym z nas. Nie, był najemnikiem. Gościem, który sprzedał własną narodowość dla kariery międzynarodowej. I w dodatku gościem, któremu zdecydowanie za dużo się wydawało. Po ostatnim zgrupowaniu czuł się tak upokorzony, że mecz zaczął z ławki i że pozwolono mu się kompromitować tylko przez ostatnie pół godziny, iż oznajmij, że zakończył się najgorszy tydzień w jego życiu.
My mamy nadzieję, że wraz z dezercją lisa, skończy się najgorszy okres w dziejach kadry. Kadry skundlonej łaszeniem się to przeciętnych kopaczy z innych krajów. Kadry, która nie może wygrać żadnego poważnego meczu. Sam Obraniak kończy swoją karierę reprezentacyjną z następującym bilansem: ZERO zwycięstw w meczach o punktu.
Śmiać nam się chce z tych wszystkich, którzy przez lata potrafili się oszukiwać. Przypominamy sobie konferencję w trakcie której Tomasz Rząsa zaanonsował przemówienie Obraniaka po polsku, a potem wszyscy zachwycali się, że Francuz wydukał trzy nauczone na pamięć zdania. Obyśmy takich żenujących obrazków już nigdy w historii kadry oglądać nie musieli. Oby reprezentacja PZPN znowu była reprezentacją Polski. Czekamy teraz na koleżkę Ludovica, Damiena Perquisa. Monsieur, pan następny!