Paradoksalnie kryzys Wisły był dla nas idealny…

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2013, 20:26 • 7 min czytania

Kiedy w Wiśle Kraków pojawia się młody talent, scenariusz zwykle jest taki sam. Rozgrywa jeden-dwa obiecujące mecze, potem przepada i albo tkwi w rezerwach, albo zjeżdża do niższych lig. W tym konkretnym przypadku ma być jednak inaczej. Ludzie związani z Wisłą przekonują, że zawodnika z takim potencjałem dawno w klubie nie było. Poznajcie Pawła Stolarskiego. Najmłodszego debiutanta „Białej Gwiazdy” w XXI wieku.
Z Pawłem spotkaliśmy się w Galerii Krakowskiej dzień po bardzo udanym meczu z Koroną. Na rozmowę zaprosiliśmy też jego ojca. Z dwóch powodów. Po pierwsze – spodziewaliśmy się, że chłopak, nieobyty z mediami, może być lekko speszony i nie wyjdzie poza granice dyplomacji, a po drugie architektem jego osiągnięć był właśnie Stolarski senior. To on bowiem rzucił pracę, wrócił do Polski i w stu procentach się poświęcił, by syn mógł grać w piłkę. – Każdy rodzic potwierdzi, że wychowywanie piłkarza to do osiemnastego roku życia potężne koszty. Bo wie pan, tu pięć par butów, tu wyjazd na obóz, tam taksówka, i tak dalej, i tak dalej. Ale nie mogło być inaczej. Człowiek robił wszystko, by syn zagrał w najlepszym klubie w Polsce. Tak, tak, najlepszym, proszę się nie dziwić. U nas w domu wszyscy wiślacy! Rano – Wisła, wieczorem – Wisła. Nie ma innego tematu od kilkunastu lat, nie Paweł? – zwraca się Zbigniew do syna, który kiwa głową przy praktycznie każdym zdaniu.

Paradoksalnie kryzys Wisły był dla nas idealny…
Reklama

Rodzina Stolarskich to w istocie prawdziwi fanatycy „Białej Gwiazdy”. Ojciec pojawia się na prawie każdym treningu i we wszystkich zakamarkach klubu orientuje się pewnie nie gorzej niż Jacek Bednarz, starszy syn, Mateusz szkoli dzieci w szkółce TS, Paweł kursuje między szkołą a treningami i tylko matka jest zawsze na posterunku, gdy wszyscy znajdują się poza domem. – Co mogę powiedzieć? No walczymy, walczymy z tym wszystkim – mówi Zbigniew już na wstępie, choć ukrywanie dumy ewidentnie przychodzi mu z trudem. – „Walczymy” to chyba nie jest odpowiednie słowo. Przecież ta „walka” właśnie chyba dobiega końca – zagadujemy.

Reklama

– No, teraz to walczymy z menedżerami. Co tydzień z dwie osoby dzwonią i obiecują różne kluby. Jeden Legię, drugi Szwajcarię, trzeci Bundesligę… A my chcemy zostać w Krakowie, nie myślimy o żadnym wyjeździe. Ja nawet nie chcę mu mówić o tych wszystkich nazwach, które obiecują. Niech się chłopak zajmie grą – mówi Stolarski, który wziął na siebie wszystkie obowiązki „menedżerskie”. – Młodzi zawodnicy to teraz chodliwy towar. Tak, wiem, że zdarzają się uczciwi agenci, ale na razie wolimy poczekać. Jedynym, który faktycznie nas przekonał, był Cleber. Ten jego… Nasz projekt bardzo mi się podobał. Nawet przeprowadzał z Pawłem indywidualne treningi. Szkoda, że to nie wypaliło, bo ktoś taki by się tu przydałâ€¦

Cleber z kilku powodów wrócił jednak do ojczyzny (o powodach opowiedział TUTAJ), ale Stolarski chwilę wcześniej został dostrzeżony przez Michała Probierza, który zaprosił go na zajęcia z pierwszym zespołem. Początki były jednak trudne, bo 16-latek, który nie wiedział nawet, czy do Sobolewskiego mówić na „ty”, czy na „pan”, przeszedł u nowego trenera małą szkołę życia. Po pierwsze – treningi przestały się ograniczać tylko do boiska. Najmłodsi zawodnicy zostawali bowiem po zajęciach na… kartkówki, jakie organizował im Probierz. – Musieliśmy znać ustawienie i skład najbliższego przeciwnika. Dokładnie, co do nazwiska. Dlatego przed meczem musieliśmy siąść, poczytać i poanalizować – wspomina Paweł, który przy okazji przekonał się jak wygląda „suszarka” na modłę Fergusona.

Probierzowi zdarzało się bowiem po nieudanej akcji przerwać trening, zatrzymać grę i z całych sił wydrzeć na Stolarskiego, wytykając mu najmniejsze błędy. Starszych zawodników momentami mocno to dziwiło – niektórzy nawet uważali, że Paweł chodzi lekko zastraszony – ale sam zainteresowany kompletnie bagatelizuje takie zarzuty. – Przecież trener nie miał złych intencji. Trzymał porządną dyscyplinę i pilnował każdego z osobna. Mnie to odpowiadało – Paweł wzrusza ramionami, a jego ojciec dorzuca: – Takiemu gościowi jak Probierz to się powinno dać kilka lat w klubie – mówi Zbigniew i od razu zwraca się do syna: – Powiedz o trenerze Zalewskim! – No tak, jemu zawdzięczam dużo. Zawsze zostawał z nami po treningach i przez trzydzieści-czterdzieści minut ćwiczyliśmy dośrodkowania – opowiada Paweł. – Najczęściej był też z nami Patryk Małecki. – Małecki? To dobry przykład dla syna? – pół żartem pytamy Zbigniewa. – Złego słowa na niego nie powiem. To wbrew temu, co się mówi, bardzo dobry chłopak. Poza tym ja się o Pawła nie obawiam. Na dyskoteki nie chodzi. Czasem pozwolimy mu wyjść z kolegami do kina czy do galerii, sodówka mu nie grozi.

– Fajny, sumienny chłopak, z dobrym charakterem – potwierdza sam Probierz. – Ma bardzo dużo atutów – jest wydolny, szybki i przy tym umie grać w piłkę. Na pewno raz czy dwa dostanie po głowie, ale warto w niego inwestować, bo Wisła może mieć z niego dużo pożytku.

Na razie jest oczywiście za wcześnie, by kreować Stolarskiego na zbawcę Wisły – chłopak zagrał w ledwie w sześciu meczach – ale kilku faktów nie można mu odmówić. Po pierwsze – dzięki pucharowemu meczowi z Jagiellonią stał się najmłodszym debiutantem Wisły w XXI wieku, a po drugie – na prawej obronie zdecydowanie przewyższa bardziej doświadczonych Jaliensa i Burligę, nie wspominając o kontuzjowanym Jovanoviciu. Trudno też Kulawikowi zarzucać przesadne holowanie juniora, skoro ten w dotychczasowych meczach spisywał się albo bardzo przyzwoicie, albo po prostu dobrze. Nie odstawał ani fizycznie, ani piłkarsko. Nieźle radził sobie z kryciem, potrafił zatrzymać choćby szybkiego Tonewa i z meczu na mecz coraz lepiej wyglądał też w ofensywie.

– Jeśli siedemnastolatek wchodzi do drużyny i radzi sobie tak jak Paweł, to na pewno jest to przyjemna niespodzianka. Trudno było oczekiwać, że aż tak odpali, bo obciążenia w Ekstraklasie i presja wyniku są nieporównywalne z MESÄ„. Na pewno jego szczęściem były kontuzje Jaliensa i Jovanovicia, gdy znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. Ale mówiąc szczerze, gdy rozmawialiśmy z Tomkiem Kulawikiem o Pawle, w ogóle nie obawialiśmy się, że zawiedzie w debiucie – wspomina Maciej Musiał, asystent pierwszego trenera. – Trudno mi powiedzieć, czy jego konkurenci znajdą się w osiemnastce na kolejny mecz, ale pozycja Pawła jest naprawdę mocna. Wydaje mi się, że dalej będziemy na niego stawiać – dodaje.

W samych badaniach wydolnościowych Stolarski to już pierwsza trójka w klubie. Tuż obok Wilka i wspomnianego Burligi. Jednym słowem – koń, który może latać od jednej linii do drugiej i nie będzie narzekał na zmęczenie sezonem. I między innymi te warunki doceniła przed dwoma laty Norymberga, która zaprosiła „Stolara” na testy. Trwały one tydzień, prześwietliło go jedenastu (!) trenerów, po czym wydano pozytywny werdykt. Piętnastolatek, który miał też wtedy opcję gry w HSV, nie zdecydował się jednak na zamieszkanie w rodzinie zastępczej. Jego rodzice też nie chcieli emigrować, bo ledwie kilka lat wcześniej wrócili do Polski po siedmioletnim pobycie w Niemczech, gdzie Zbigniew Stolarski prowadził firmę budowlaną. Wrócili, bo zadecydowała tęsknota za ojczyzną.

Wtedy też przyszedł pierwszy moment zwątpienia. Niby pojawiały się zapytania z Dortmundu czy Schalke, ale tuż po powrocie Stolarski został przez Wisłę zawieszony i nie mógł występować w meczach. Powód? Klub nie dostał oficjalnej informacji o testach. – Zrobiła się zadyma, bo pisały o tym wszystkie lokalne media, natomiast na oficjalnej stronie nie było żadnej informacji. A Niemiec wysłał tego maila przy mnie! Sam nie rozumiem, jak to się stało – zastanawia się Zbigniew Stolarski, który bał się o przyszłość syna, także ze względu na politykę kadrową Wisły. Były w końcu czasy Maaskanta. W klubie grali prawie sami obcokrajowcy, a wychowankowie – Czekaj i Brud – zostali prawie na siłę wepchnięci do składu. Młodsi nie mieli praktycznie żadnych szans, a treningi juniorów odbywały się na boisku tak zrytym, że do dziś strach na nie wypuścić psa. Tacy ludzie jak Stolarski, Uryga, Ł»emło czy wielu, wielu innych mogło bezpowrotnie przepaść, kończąc w Puszczy Niepołomice czy innej Garbarni Kraków. Ł»eby faktycznie postawiono na młodzież w meczach, potrzebna była kompletna degrengolada klubu i akt desperacji ze strony Kulawika. W tym przypadku jednak się opłaciło… Sam Maciej Musiał przyznaje zresztą, że – cytujemy – „taki strzał jak Paweł nie zdarza się zbyt często”.

– Spodziewaliśmy się, że niedługo zadebiutuje, naprawdę. W końcu tyle tych trofeów nazbierał, że pokój musieliśmy przerabiać! Poszliśmy na ten Puchar Polski, z Jagiellonią i… nie wiedziałem, co jest grane. Ł»ona mi mówi: „słyszysz co krzyczą?”. A tu wszyscy skandowali „Paweł Stolarski, Paweł Stolarski!” – Zbigniew ledwo ukrywa wzruszenie. – I tak się to potoczyło. Liczył człowiek na dwie-trzy minutki, a teraz na cały mecz. I wie pan co? Paradoksalnie ten kryzys Wisły był dla nas idealny. Gdyby wszystko poszło po naszej myśli i gdybyśmy ograli APOEL, to Paweł pewnie nie dostałby szansy. Tak, kryzys ma swoje dobre strony…

TOMASZ ĆWIĄKAفA


Najnowsze

Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
0
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama