Jeszcze niedawno, kiedy Robert Lewandowski bił klubowy rekord w liczbie kolejnych meczów z golem i próbował gonić Gerda Muellera, wydawało się, że korona króla strzelców może trafić tylko na głowę Polaka. Teraz już widać, że niekoniecznie. Lewy chwilowo się wystrzelał, a Stefan Kiessling wziął do roboty – siedem ostatnich meczów, osiem goli i pozycja lidera w klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy Bundesligi. Kolejkę przed końcem rozgrywek bliżej indywidualnej nagrody jest właśnie napastnik Bayeru, o ten jeden krok…
Dziś Lewandowski nie tylko nie strzelił gola, ale nic, zupełnie nic nie pokazał. Za mecz z Wolfsburgiem od dziennikarzy Bilda trzech piłkarzy otrzymało noty „pięć” (skala 1-6, im wyższa ocena, tym gorzej) – Felipe Santana, Kevin Grosskreutz i Lewandowski.
No właśnie, Santana. Za każdym razem, gdy pojawiał się na boisku, pojawiały się głosy w stylu „szkoda, że ktoś taki siedzi na ławce”. Dziś w Dortmundzie mogli żałować, że Brazylijczyk nie usiadł, ale na trybunach. Im dalej od boiska, tym lepiej dla drużyny. Bo to, co wyprawiał dziś w defensywie Borussii, wołało o pomstę do nieba. Komedia. Zresztą, cała obrona BVB wyglądała tragicznie. W 25. minucie, kiedy Wolsfburg zdobył trzeciego (!) gola, kamery pokazały zamyślonego i zmartwionego Juergena Kloppa. On już wiedział, że z taką defensywą w finale Ligi Mistrzów nie ma czego szukać.
– Never give up – krzyknął trzy minuty przed końcem niemiecki komentator, kiedy Borussia niespodziewanie zdobyła drugiego i trzeciego gola, doprowadzając do remisu. A konkretniej, oba strzelił Marco Reus. Najpierw świetnie podał mu Ilkay Gundogan – a i bramkarz rywali pozwolił na dokończenie akcji (zdążyłby do piłki pierwszy, gdyby ruszył na czworaka) – a potem po zagraniu Łukasza Piszczka Niemiec przeprowadził indywidualną akcję. BVB po naprawdę kiepskim meczu na remis narzekać nie może.
***
A co u drugiego finalisty Ligi Mistrzów? Bayern też nie błyszczał, też nie miał nic specjalnego do zaoferowania, ale i trafił na zespół ze znacznie niższej półki. Walczący o utrzymanie Augsburg starał się i próbował, tylko że nawet na grających na pół gwizdka Bawarczyków było to za mało. Zdecydowanie za mało. Gospodarze podkręcili tempo w końcówce, wygrali 3:0 i mogli rozpocząć fetę. Fetę, która wyglądała naprawdę imponująco…
I bezapelacyjnie zdjęcie dnia.



