Andrzej Iwan ostro o Ljuboi: Legia i tak długo tolerowała jego gwiazdorskie maniery

redakcja

Autor:redakcja

10 maja 2013, 19:44 • 3 min czytania

Zgodnie z przewidywaniami środowe świętowanie triumfu w Pucharze Polski sporo kosztowało serbski duet legionistów. Danijel Ljuboja (o czym szerzej piszemy TUTAJ) został odsunięty od pierwszej drużyny, a Miroslav Radović, który już wydał oświadczenie na oficjalnej stronie klubu, ukarany wysoką grzywną. Oto co o sprawie mówi ekspert „Orange Sport” i nasz bloger – Andrzej Iwan.
Nie wypada nie zapytać o zdanie eksperta od problemów…
– Nie dziwię się prezesowi Leśnodorskiemu ani trochę, że tak poważnie potraktował sprawę. Inaczej postąpić nie mógł. Facet chce uchodzić za transparentnego, nie unika rozmów na trudne tematy, dogaduje się z kibicami i nagle co? Dostaje w pysk. Słyszałem, że Ljuboja ostatnio narzekał na serce. Zrobili mu badania, w których nic nie wyszło, ale – jak widać – i tak musiał się poratować jakimś koniaczkiem.

Andrzej Iwan ostro o Ljuboi: Legia i tak długo tolerowała jego gwiazdorskie maniery
Reklama

Ktoś zaraz powie: Iwan – hipokryta.
– No pewnie, nie będę jakoś bardzo tu moralizował, skoro sam miałem takie sytuacje w życiu. Chociaż my akurat mieliśmy to szczęście, że prezesi chodzili po innych knajpach niż drużyna. Poza tym – to takie głupie tłumaczenie – ale naprawdę były inne czasy. Dziś panują jakieś zasady, które wypada przestrzegać. Skoro pozostali zawodnicy są w stanie wytrzymać, to powinni też Ljuboja z Radoviciem. W naszych czasach pewnie ukręciłoby się sprawie łeb i wyszłaby dopiero, gdyby nie udało się zdobyć tytułu.

Wygląda na to, że Ljuboja ostatni mecz w Legii ma już za sobą. Warto płakać?
– Absolutnie bym nie płakał. Chłopak uwierzył, że jest gwiazdą, ale – umówmy się – być gwiazdą w polskiej lidze, to też nie jest szczyt aspiracji i możliwości. Maniery zawsze miał takie, a nie inne i potwierdzał to w poprzednich klubach. Pożytek był z niego nieporównywalnie większy niż z Novo albo Blanco, ale koniec końców wystawił się na strzał. I to w momencie, kiedy wiedział, że Legia nie zamierza zostawiać go na warunkach, jakich oczekuje. Pokpił sprawę. Upadki czasami bywają bolesne. Jak widać, nawet w Polsce.

Reklama

Nie wykazał ani grama pokory, czuł się wręcz urażony całą sytuacją.
– Słyszałem, że padło hasło, że on nawet po pijaku jest lepszy niż ta cała Legia. Ale bez przesady. Gdyby nie cierpliwość trenera czy prezesa, niewykluczone, że wyleciałby już wcześniej. Do tej pory jego pseudogwiazdorskie zachowania, jakieś historie z prawem jazdy i tak dalej, były tolerowane, bo co jakiś czas zdarzały mu się dobre mecze. Publika jeszcze się nie nasyciła, ale na dłuższą metę publika ma w dupie takiego Ljuboję, jakiego miała ostatnio. Woli Saganowskiego, który może nie gra pięknie, ale zapiernicza.

Szatnia też prędzej w dupie ma Ljuboję niż Radovicia. To chyba nie było bez znaczenia?
– Oczywiście. Młodzi, którzy grali obok „Ljubo”, powinni się poczuć lepiej, bo do tej pory za każdym razem, kiedy piłka nie była adresowana do Serba, wypadało, żeby zakładali stopery i okulary, przez które nic widać. Miro pewnie wyjdzie z tego obronną ręką, bo był bardzo znaczącym zawodnikiem w tym sezonie. Choć oczywiście też zawalił. A może za bardzo dał sie podpuścić koledze, który był na lekkiej fali po tym jak już w czasie meczu dobrze wprowadził się na „Silverze” (stadionowej loży – od red).

Warto w ogóle rozważać jak cała ta historia wpłynie na drużynę, na walkę o mistrza?
– Nie przesadzałbym z jakimś negatywnym wpływem. Być może Radović nie zagra w Białymstoku, ale braku Ljuboi nie będzie absolutnie widać, bo są Dwaliszwili oraz Saganowski. Spodziewałbym się, że Radović chwilę odpocznie i na Lecha będzie już gotowy, bo to kluczowy mecz dla układu tabeli. Najważniejsze, że Legia pokazała, że nie ma w szatni miejsca dla świętej krowy na jaką lansował się Ljuboja.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama