Jakiś czas temu dowcipkowaliśmy sobie z pierwszej ligi: hit na szczycie w Niecieczy, przyjeżdżają Ząbki. Tak było w istocie, grał lider z najlepszą drużyną wiosny i jakkolwiek śmiesznie by to brzmiało – to był prawdziwy szlagier, przynajmniej biorąc pod uwagę aspekty czysto piłkarskie. Biorąc jednak pod uwagę, poza tym co na murawie, całą otoczkę futbolową, hitem pierwszej ligi było dopiero dzisiejsze spotkanie. Zawisza podejmował Cracovie, a stawką meczu była pozycja lidera, za wspomnianą Termaliką właśnie.
Niecieczanom swoją drogą należy się parę słów już na wstępie. Dzisiaj bowiem stracili chyba ostatnią szansę na bezbolesne uniknięcie awansu do Ekstraklasy. Gdyby w 28. kolejce, przyjmując u siebie poznańską Wartę przegrali, albo chociaż zremisowali – w ostatnich sześciu spotkaniach można by było jeszcze jakoś odkręcić tę Ekstraklasę, wycofać się rakiem z pozycji premiowanych awansem i pozostać na zapleczu. Teraz odwrotu nie ma – żeby uniknąć promocji, musieliby w ostatnich kolejkach przegrać wszystkie mecze z czołówką plus jeszcze impetem wtopić u siebie z Łęczną i na wyjeździe z Kolejarzem Stróże. 58 punktów, sześć przewagi nad Zawiszą, siedem nad Cracovią i Flotą, w dodatku mecz z bydgoszczanami grany u siebie. Czy da się to spieprzyć bez wywołania ogólnopolskiej dyskusji o klubach, które do Ekstraklasy zwyczajnie nie chcą, nawet jeśli ciągnąć je tam za włosy?
O, co do ciągnięcia do Ekstraklasy za włosy – tak chyba chciał zrobić Robert Podoliński z Dolcanem, ale „coś” mu to uniemożliwiło. Widzieliśmy jak grał Dolcan przed momentem, w którym realnie zagroziło mu (tak, w tej lidze tak to trzeba formułować) widmo awansu do Ekstraklasy. To była zgrabnie złożona, poukładana i pewna siebie drużyna. Dziś pojechała do outsiderów z Bytomia, którzy od dawna nie kryją się z tym, że grają wyłącznie o honor. Wynik? 3:1 dla gospodarzy. Chcielibyśmy wierzyć, że załamanie Dolcanu wynika wyłącznie ze słabszej formy.
Wróćmy jednak do wspomnianego na wstępie hitu kolejki. Oglądając pierwsze minuty zwątpiliśmy, czy którakolwiek z tych ekip zasługuje na coś więcej, niż środek pierwszej ligi. Potem coś zaczęło się rozkręcać, najpierw po stronie Cracovii, co zresztą zaowocowało bramką, a potem u bydgoszczan, którzy rzucili się do odrabiania strat. „Rzucenie się” to może nieco za duże określenie, ale faktem jest, że najpierw bardzo ładną bramkę cyknął Drygas, a potem przez długie minuty Zawisza próbował podchodzić pod pole karne krakowiaków z czymś więcej, niż tylko samotnym Abbottem walczącym o głowy gdzieś hen z przodu. Dużo tej drużynie daje Masłowski, którego chwalimy właściwie za każdym razem, gdy przychodzi do oglądania Zawiszy. Facet przyjmuje piłkę tak, że nie musi sobie dwa razy poprawiać przed wykonaniem przerzutu, ma w repertuarze także więcej, niż trzy podania i nie mówimy tu jedynie o podaniach do czterech różnych obrońców będących za jego plecami. Choćby dziś – górna prostopadła piłka do Wójcickiego, zagranie między dwóch defensorów do Mąki, wcześniej jakieś rozciągnięcia na skrzydło, zagrywki typowo „w ulicę” – Andrzej Iwan twierdzi, że Masłowskiemu przygląda się Wisła, a my zastanawiamy się, czy rozgrywający Zawiszy nie powinien przyjrzeć się czasem jakiemuś klubowi o wyższych aspiracjach.
W drugiej połowie to on nadal napędzał ofensywę bydgoszczan i – jak mniemamy – to on także był pomysłodawcą nieszablonowego wykonania rzutu wolnego po którym padł gol na 2:1. Zagranie po ziemi z boku pola karnego to w sumie unikat, a jeszcze większym jest jakieś dalsze kombinowanie typu przepuszczanie piłki pod nogą. Zawisza zagrał właśnie w ten sposób i Abbott, nawet jeśli jego technika strzału to rosyjska ruletka z pięcioma pustymi komorami i tylko jednym autentycznym „shotem”, wyprowadził Zetkę na prowadzenie i drugie miejsce w tabeli. Potem jeszcze dołożył duet Masłowski-Mąka, który ładną akcją wywalczył rzut karny i było po meczu.
Czy to był mecz na miarę Ekstraklasy? To znaczy: czy jeśli Termalica stwierdziłaby, że awans to nie jest to, czego poszukuje w rozgrywkach I ligi i promocję otrzymałyby Cracovia oraz Zawisza, znieślibyśmy takie danie w kuchni ekstraklasowej? Chyba tak. Może nie jako szlagier, który wrzucilibyśmy na eksport, do poniedziałkowej transmisji na Eurosporcie, ale spokojny średniak pokroju jakiegoś Zagłębie-Ruch, lub coś w tych okolicach. Inna sprawa, że z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy stwierdzić, że tylko jedna z tych ekip awansuje do Ekstraklasy u boku Niecieczy. Kto? W lidze wyżej jest Zawisza, po dzisiejszym meczu wyżej cenimy Zawiszę, na papierze też odrobinę lepiej wygląda chyba Zawisza.
To znak, żeby obstawiać Cracovię. A w ogóle najlepiej lekceważoną przez nas Flotę.