– Pamiętam jedną, to był mój drugi trening z pierwszym zespołem, byłem zestresowany, a na dworze było chłodno. Kuba Wilk zapytał, dlaczego nie biorę bluzy i powiedział, żebym poszedł do pana Gienia, który zajmował się sprzętem w Lechu Poznań. Poszedłem, a pan Gieniu: „Bluza?!?! Bluzę to mam, ale dla piłkarzy. Wypierdalaj!”. Szybko zrozumiałem, jak chłopaki lubią wpuszczać w maliny młodych zawodników – mówi wypożyczony z Pogoni obrońca Floty Świnoujście, Mateusz Szałek.
Podobno niezłe z ciebie ziółko. Ile jest w tym prawdy, że wywalili cię z Lecha (ME), bo jednej nocy narozrabialiście z kumplami?
Niezły początek (śmiech). Mieliśmy wtedy po 16-17 lat, młodzi gówniarze, wszyscy z dala od domu. Weekendy we Wronkach z 30 chłopami w internacie, od głupich pomysłów aż się roiło, ale nigdy nie było przesady. Wiedzieliśmy, kiedy jest czas na pracę, a kiedy można wyluzować.
Słyszałem, że uciekaliście przed policją, bo rzucaliście jakimiś butelkami.
Idąc przez miasto, troszkę głośno się zachowywaliśmy, wypite parę piwek. Była akcja z butelką. Ktoś rozbił szkło, a strażnik z więziennej wieży we Wronkach wezwał policję. Na początku był niezły ubaw. Widząc radiowóz, nasza czwórka przymierzała się do ucieczki. Jednak po paru metrach, kolega przypomina sobie, że ma kontuzję, ponieważ wcześniej naderwał mięsień na treningu. Odpuściliśmy, nie daliśmy rady.
Rozumiem, że klub dowiedział się o tej sprawie, była rozmowa i wylądowałeś w rodzinnych Policach?
Dokładnie. Na komisariacie zbadali nas alkomatem. Wiele tego nie było, bo około 0,4 promila. No, ale wszystko poszło w eter. Na następny dzień, raport z policji leżał na biurku u trenera Kurowskiego. Stara szkoła, więc pieszczenia nie było.
Co wam wtedy powiedział?
Nie było już dla nas miejsca w klubie, ale rozmowa przebiegła raczej spokojnie.
Ale po sezonie spędzonym w Policach, wróciłeś jednak do Lecha. To było wypożyczenie do Chemika? Ł»ebyś ochłonął? Spokorniał?
Tak, mieliśmy szukać sobie klubu na zasadzie wypożyczenia, ponieważ mieliśmy ważne umowy. Wiadomo – za darmo nikt by nas nie oddał. Tu ukłon dla Polic, że mogłem wrócić i trenować z drużyną seniorów mimo tego, że mogłem być zgłoszony dopiero po kilku kolejkach.
Nauczyło cię to czegoś?
Jasne, że nauczyło. Młodość rządzi się swoimi prawami, ale ta świadomość, że zawiodło się bliskie osoby, rodziców, trenerów bardzo bolała. Do głowy weszło, że niektórych rzeczy po prostu robić nie wypada.
A jak skomentujesz filmik swoich kolegów, którzy tak jak ty, mieli za dużo wolnego czasu. Chodzi mi o filmik, na którym Szymon Drewniak – również z Lecha – pokazał dupę?
Podobna sytuacja, internat, energia rozpiera. W jakiś sposób trzeba odreagować. Tylko pytanie – na cholerę ta kamera i filmowanie tych wygłupów?
Myślisz, że to jest przestroga dla innych młodych, którzy są w Lechu? Nie popełnią błędów swoich kolegów?
Myślę, że tak, ale siedząc w internacie, leżąc w łóżku cały weekend przy książce – a bywali i tacy – uważam, że tak też się nie da… Można zwariować! Każdy ma potrzebę, aby czasami się odstresować.
To nie lepiej wyjść pobiegać, pójść na siłownię, poćwiczyć wolne?
Uwierz, że bywały dni, że po treningu spędzaliśmy cały dzień na boisku. Właśnie strzelając wolne czy karne, ale przychodzi również moment, że trzeba się zrelaksować. Tylko wtedy nie rozumieliśmy i nie znaliśmy świata – co jest dozwolone a co nie.
Powiedziałeś, że w internacie roiło się od głupich pomysłów. Podobno często zakładaliście się między sobą, np. kto trafi piłką w poprzeczkę, kto trafi do kosza w szatni albo… kto trafi w reflektor w drodze na boisko.
Takie zakłady to była normalka, aby po prostu było troszkę rywalizacji i zabawy. Kto trafi w poprzeczkę, kto strzeli karnego czy wolnego z bramkarzem. Fajna sprawa. W pokoju w internacie często graliśmy piłeczką tenisową. Chodziło o to, kto trafi pierwszy w wyłącznik i zgasi światło. Tutaj po przegranej złość wygrywała i czasami kwiatki bądź szyby w pokoju huczały. Ale tak jak mówię, wszystko na zasadzie zabawy i zabicia czasu.
Udawało się komuś trafić?
Jasne, po 2 latach praktyki, gdzie praktycznie w każdy wieczór kilka razy sie kopało, to z czasem było łatwiutko.
A jak się nie udało, to spaliście przy zapalonym świetle?
Nie, nie. Póki nikt nie trafił, gra nie dobiegała końca (śmiech). Ale uwierz, nie trwało to długo jak mogłoby się wydawać.
O co najczęściej się zakładaliście?
Nic wielkiego, jakieś Red Bulle albo Powerady.
Słyszałem o tobie, że jesteś wariat i mógłbyś spać na boisku.
Pewnie.
Ale oprócz tego, że mógłbyś spać na boisku, to jesteś również bardzo roztrzepany. Podobno zapomniałeś stawić się na komisję wojskową i żandarmeria wparowała ci do mieszkania.
Coś w tym chyba jest. Jakaś prawda na pewno. Nie stawiłem się kilka razy na wezwanie, aż w końcu sami podjechali do domu, żeby spytać, co jest tego powodem. Po prostu często zapominam o takich rzeczach.
Mam nadzieję, że to się zmieni, bo niedawno przyszła na świat twoja córeczka.
Dokładnie, to były młodzieńcze czasy. Wtedy dbałem tylko o siebie, a teraz muszę myśleć o całej rodzince – o dziewczynie i córeczce.
Mała daje się we znaki?
Szczerze, to myślałem, że będzie gorzej. Czasami ciężko jest mnie dobudzić w nocy, gdy mała płacze, ale dajemy radę. Jest super, czas na starszych braci.
No właśnie, wyprzedzasz Kubę i Michała, jako pierwszy zagrałeś w Ekstraklasie (1 mecz w mistrzowskim sezonie Lecha Poznań), a teraz dziecko. Jak się z tym czujesz?
Tak jak rozmawiamy, żyję dość dynamicznie (śmiech). Ale jest mi z tym dobrze. Moja dziewczyna i dzieciątko to najlepsze rzeczy, jakie spotkały mnie do tej pory. Myślę, że bracia również się cieszą.
Wiesz, co powiedzieli o tobie Kuba i Michał?
Co takiego?
Powiedzieli, że z waszej trójki, ty jesteś najlepszy, ale słyszałem, że z młodszego od ciebie o 2 lata – Czarka – też wyrośnie niezły zawodnik.
W piłce potrzeba szczęścia. Znam o wiele słabszych zawodników, którzy grają w Ekstraklasie. Na razie Kubie i Michałowi nie było to dane, więc nie można powiedzieć, że któryś z nas jest najlepszy. Jestem pewien, że jeśli ktoś twardo postawiłby na Kubę czy Michała, to po kilku meczach dostosowaliby się i spokojnie daliby radę. Z Czarkiem sprawa wygląda gorzej. Strasznie mi go szkoda. Od praktycznie dwóch lat męczy się z kręgosłupem. Wyrósł nam za szybko, mierzył bodajże 192 cm w wieku 17 lat i wszystko zaczęło się chrzanić. Przeszedł już trzy operacje. Charakter niemiłosierny. Codziennie dojeżdżał do Szczecina i z fizjoterapeutą – Darkiem Dalke – potrafił siedzieć po 5-6 godzin w małe salce 3 na 3 metry, by wzmacniać wszystko po kolei. Przed tą rundą wrócił do grania, diagnoza pozytywna, ale niestety nie na długo. Znów ból… Naprawdę, żal mi Czarka, ale wiem, że na pewno się nie podda. Będzie grał, bo potrafi wiele.
Podobno jest przeciwieństwem ciebie, oaza spokoju.
Faktycznie, Czarek jest aż za spokojny, o co w Pogoni mieli do niego trenerzy pretensje, że jako stoper, musi być głośny na boisku. Ale nie przypominam sobie krzyczącego Czarka (śmiech). Nie zapominajmy jeszcze o Karolu, najmłodszym z braci. Tutaj historia jest taka, że ciężko było mu wyjść spod skrzydeł mamy. Troszkę przygrubawy, nadąsany, ale odpalił (śmiech). Zrzucił troszkę z wagi, wyrósł i w tej chwili, trenerzy juniorów Chemika zachwalają go. Miał już nawet propozycję przejścia do jednej ze szkółek w Warszawie. Także miejmy nadzieje, że również mu się powiedzie. Rocznik 1997, stoper i chyba jako jedyny z nas, potrafi operować w równym stopniu lewą jak i prawą nogą. Braciszkowie mnie zabiją, ale Kubie i Michałowi lewa noga troszeczkę przeszkadza (śmiech). Delikatnie mówiąc, moja również nie jest perfekcyjna i zdecydowanie lepiej operuję prawą.
Po powrocie do Lecha z Polic, trafiłeś na trenera Zielińskiego. Niezła ekipa – Arboleda, Lewandowski, Murawski, Peszko, ale trener Zieliński nie dawał zbytnio szans młodym. Trochę pograli tylko Drygas i Możdżeń.
Tak, trener przychodząc do klubu, zażyczył sobie, by wszyscy młodzi, którzy byli wypożyczeni, pokazali się mu w test-meczu. W oczach trenera wypadłem dobrze i po przerwie wakacyjnej, zaprosił mnie na treningi do pierwszego zespołu. Świetna ekipa, ale nieświadomie podpadłem w szatni już pierwszego dnia…
Dlaczego?
Wszedłem do szatni jako jeden z pierwszych i zająłem wolne miejsce. Jak się okazało, obok Bartka Bosackiego, wtedy kapitana i wielkiej postaci tej drużyny. Po kilku dniach, „Bosy” zwrócił mi delikatnie uwagę, żebym zmienił miejsce, bo od kilku lat dla Bartka były przydzielone dwie szafeczki, więc grzecznie się przesiadłem w kącik. Ale jeśli chodzi o atmosferę w Lechu, to młodzi mieli wtedy bajkę. Starsi koledzy świetnie przyjmują młodych, którzy wkraczają dopiero w dorosłą piłkę. To naprawdę ważne i bardzo pomocne, choć zdarzają się śmieszne sytuacje. Pamiętam jedną, to był mój drugi trening z pierwszym zespołem, byłem zestresowany, a na dworze było chłodno. Kuba Wilk zapytał, dlaczego nie biorę bluzy i powiedział, żebym poszedł do pana Gienia, który zajmował się sprzętem w Lechu Poznań. Poszedłem, a pan Gieniu: „Bluza?!?! Bluzę to mam, ale dla piłkarzy. Wypierdalaj!”. Szybko zrozumiałem, jak chłopaki lubią wpuszczać w maliny młodych zawodników (śmiech). Sławek Peszko to był wulkan energii, zawsze miał głowę pełną pomysłów.
Na stałe trenowałeś z pierwszą drużyną i grałeś w ME? Czy jak to wyglądało?
Mieszkałem i trenowałem z pierwszą drużyną i w przypadku, gdy nie załapałem się do kadry meczowej, jeździłem wtedy na mecze Młodej Ekstraklasy.
Tak opowiadasz o tej szatni Lecha, ale poza Drygasem i Możdżeniem, nikt z młodych nie dostawał więcej szans.
To nie było też do końca tak, bo szansę dostał również Marcin Kamiński. Z biegiem czasu, tych szans było coraz więcej. Chłopaki wkomponowali się w drużynę i grają na naprawdę dobrym poziomie.
A tobie dlaczego nie udało się wkomponować? Podpadłeś trenerowi? Byłeś przecież regularnie powoływany do młodzieżowej kadry Polski, gdzie grałeś najczęściej w pierwszym składzie.
No, mnie się nie udało. Było, minęło. Nie sądzę, żebym czymś podpadł. Może nie widział we mnie potencjału? Ciężko powiedzieć. Każdy trener ma własną koncepcję. Do nikogo nie mam pretensji, choć wtedy na treningach czułem się naprawdę dobrze i uważam, że byłem gotowy.
Rywalizowałeś z Kikutem i z Wojtkowiakiem znanym jako „No look pass”. Śmialiście się później z tej sytuacji?
No, trochę czasu temu to było (śmiech). Śmiechy były, z pewnością. Co do rywalizacji, to dla mnie była to nowość, bo zacząłem występować na nowej pozycji. Trener Zieliński wystawił mnie w jednym ze sparingów na prawej obronie, choć wcześniej grywałem na środku bądź na boku pomocy. Wypadłem dobrze i tak już zostało, że do kadry meczowej, byłem brany na tę właśnie pozycję, bo Grzesiek Wojtkowiak był kontuzjowany.
Nie żałujesz, że odszedłeś z Lecha? Teraz minuty na boisku dostaje młody Tomek Kędziora.
Nie, nie żałuję. W ogóle, nie myślę dużo o przeszłości, tylko patrzę, co przede mną. Z pewnością świetnie wspominam trenera Rumaka. Przed odejściem z Lecha, zdobyliśmy w juniorach wicemistrzostwo Polski, przegrywając bilansem bramek z Zagłębiem Lubin. Bardzo zdolny szkoleniowiec, ze świetnym podejściem do zawodników.
Nie kontaktował się z tobą, żebyś wrócił do Lecha?
Może dzwonił, ale rzadko odbieram telefon (śmiech). A tak poważnie, to nie ma tematu, a trenerowi Rumakowi życzę sukcesów.
Do Wodzisławia byłeś wypożyczony z Lecha. Śmieszna sytuacja, bo gdy ty stamtąd odchodziłeś, to do klubu przyszedł Kuba, czyli stan Szałków w Odrze się wyrównał. Kuba opowiadał mi, że śmiali się w klubie, że macie takie same gesty, tak samo się śmiejecie i chodzicie.
No, coś w tym chyba jest (śmiech). Szkoda tylko, że klub upadł organizacyjnie, bo byli tam naprawdę fajni ludzie i świetna atmosfera.
Odra to taki przełom w twojej karierze, który ruszył cię do przodu.
Zgadza się, regularna gra na poziomie 1. ligi, trochę ogrania, złapałem więcej pewności siebie, a potem zgłosiła się Pogoń Szczecin. Na pewno Odra pomogła mi się rozwinąć.
Przechodziłeś do Pogoni Szczecin, gdzie trenerem był wówczas Artur Płatek, który wprowadził podobno ciekawy taryfikator kar. Słyszałem, że Bartek Ława na jednym z treningów musiał zapłacić 50 albo 100 zł, bo miał słabo napompowaną piłkę.
Trener Płatek to taka fajna niemiecka szkoła. Musiała panować dyscyplina, a jego ulubioną zasadą było to, że kupił nam duży zegar, nastawiał budzik na 45 minut i po treningu nie mogłeś za cholerę wyjść wcześniej, dopóki budzik nie zadzwonił. Trener Płatek przykładał dużą wagę do tego, by po treningu skorzystać z odnowy, z pomocy masażystów, a przy okazji dbał o atmosferę w drużynie, by rozmawiać ze sobą, a nie być znajomymi tylko z pracy. Trzeba mu to przyznać, że wychodziło to większości na dobre.
To była dość dziwna decyzja, bo trener Płatek wyciągnął was z dołu tabeli. Jak to odebraliście?
Trener Płatek prowadził nas tylko pół roku, gdy Pogoń faktycznie była w dole tabeli. Po sezonie, rozstał się jednak z klubem i o awans walczyliśmy z trenerem Sasalem. Również byliśmy zdziwieni decyzją, przegraliśmy jeden mecz w rundzie z awansującym do Ekstraklasy Podbeskidziem Bielsko-Biała. Niestety, nie mieliśmy za dużo do powiedzenia, nie nam to oceniać.
A jak odbieraliście trenera Sasala? Można powiedzieć, że rzutem na taśmę wywalczyliście awans do Ekstraklasy.
Początek miał super, po pierwszej rundzie byliśmy liderem, ale w zimie coś nie zapaliło… Potem przyszedł trener Tarasiewicz, wprowadził dużo spokoju oraz pewności siebie i w fantastycznych okolicznościach, w ostatniej kolejce z Gdynią, odnieśliśmy sukces.
Trochę pograłeś w tej Pogoni, będąc w 1. lidze. Za to w Ekstraklasie nie dostałeś już szans, choć mówi się, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Zaledwie parę epizodów w rundzie jesienniej, w tym 90 minut ze Śląskiem Wrocław.
Tak, to prawda. Wystąpiłem raz w podstawowym składzie w przegranym meczu ze Śląskiem Wrocław. Nie miałem zbytnio argumentów w ręku. Kilka wejść z ławki i to wszystko. Zespół grał dobrze, trenera broniły wyniki, więc nie mogę mieć do nikogo pretensji. Chciałem bardzo i robiłem wszystko, by przekonać trenera. Nie udało się.
Ale w 1. lidze byłeś raczej podstawowym zawodnikiem, więc skąd taka zmiana?
W 1. lidze byłem młodzieżowcem i może dlatego było mi łatwiej o przebicie się do składu. W Ekstraklasie takiego wymogu nie ma. Może to było przyczyną. Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć. Nie wracam do tego, nie mam żalu i nie myślę o tym. Chcę wrócić do formy, złapać pewność siebie i pokazać, na co mnie stać. Nie patrzę wstecz.
Rozumiem, że nie było już sytuacji z podsiadaniem komuś miejsca w szatni Pogoni?
Nie, nie. W Pogoni siedziałem obok „Edka”. Super gość i mega piłkarz. Dużo mi pomógł, podpowiadał, jak mam się zachowywać na boisku. Wiesz, takie normalne, piłkarskie sprawy, ale dla mnie bardzo istotne.
Domyślam się, że to on zrobił na tobie największe wrażenie, jeżeli chodzi o umiejętności czysto piłkarskie?
Umiejętności to raz, ale wiek i utrzymanie takiego poziomu, to jest dopiero coś!
Pamiętasz słowa Radka Janukiewicza po przegranym meczu z Olimpią?
No, miazga.
Nie bił was potem w szatni? Nie doszło do szamotaniny?
Nie, nie. Bardziej odbiło się to na nim, tak myślę.
To znaczy?
Owszem, można powiedzieć mocne słowa, ale lepiej zrobić to między sobą w szatni, a nie przed kamerą. Drużyna i tak była wtedy w kryzysie, sami rzucaliśmy sobie kłody pod nogi takimi wypowiedziami. Niepotrzebnie… To co w szatni, powinno zostać w szatni. Ale szybko wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie było problemów.
Chyba wesoło mieliście z Radkiem Janukiewiczem w szatni?
Uważam, że takie osoby jak Radek, są jak najbardziej potrzebne w każdej szatni! Bardziej wesoło jest, jak Edi chodzi po szatni i ubiera najdziwniejsze ciuchy na siebie, w których ktoś przyszedł do klubu. Potem naśladuje taką osobę i jest przy tym pełno śmiechu. Często trafiało na Donalda albo na „Akę”. Moda afrykańska i azjatycka (śmiech).
Na ciebie nie trafiło?
Raczej nie. Na treningi się nie stroję. Jakiś dresik, adidaski i tyle.
A kto odpowiada za atmosferę w szatni Pogoni?
Każdy po trochu tak naprawdę. W Pogoni była fajna atmosfera. Jest „Edziu”, jest Adaś Frączczak i Robert Kolendowicz. Zawsze działo się coś ciekawego. Pamiętam jedną sytuację, jak jechaliśmy na mecz. Stasiu, nasz kochany masażysta, skorzystał z toalety w autobusie. To był jego błąd (śmiech). Natychmiast został zablokowany – bodajże – przez Sotirovica. Vuk przyblokował drzwi butelkami, po czym zasiadł sobie wygodnie na swoim miejscu. A Stasiu… Spędził w małej, śmierdzącej toalecie dobre 2 godziny. Troszkę nam się obraził , ale po wszystkim było oczywiście pełno śmiechu (śmiech).
Była też druga sytuacja. Trener Jerzy Rot był chyba asystentem u trenera Płatka. Na jednym z meczów został usunięty przez sędziego. Jest to trener w starszym wieku, bardzo sympatyczny, ale reagujący czasami zbyt nerwowo. Chłopaki widząc, że trener Rot przejął się tą sytuacją, postanowili dolać oliwy do ognia. Napisali pismo, że został ukarany grzywną 5 000 zł i musi się zgłosić do Warszawy na Komisję Dyscyplinarną. Groziło zawałem, więc nie trzymali go długo i szybko ujawnili, że był to taki mały żarcik. A trenerowi spadł kamień z serca (śmiech).
Nie wydaje ci się to paradoksem, że prawie 40-letni facet z lekkim brzuszkiem ośmiesza niektórych ligowców z Ekstraklasy?
Wiadomo, czasami można złapać się za głowę, jak to możliwe, ale najbardziej zastanawiam się nad tym, dlaczego Edi nie zrobił wielkiej europejskiej kariery. Bo na pewno było go na to stać. Ale tak jak mówię, ma na to wpływ wiele czynników. Odpowiedni moment, czas, szczęście i różnie bywa…
To Edi jest taki dobry, czy ligowcy tacy słabi?
„Edek” przerasta Ekstraklasę, tego jestem pewny.
Teraz jesteś na wypożyczeniu we Flocie Świnoujście. Nie było innych ofert?
Były, ale nie ma co gadać. Nie zdecydowałem się na wyjazd ze względu na rodzinę. Dziewczyna miała za chwilę rodzić i nie mogłem sobie pozwolić by pojechać w Polskę na niepewny grunt. Wybrałem pobliskie Świnoujście i walkę o awans do Ekstraklasy.
Perspektywa walki o awans, ale nie uważasz, że w Świnoujściu za bardzo napompowany jest balon? Powoli zaczyna uchodzić z niego powietrze, w tej rundzie zaczęliście zaliczać wpadki.
No, może faktycznie coś w tym jest. Mały klub z wielkimi ambicjami. Świetna pierwsza runda, ludzie zaczęli wierzyć, że awans jest blisko i być może faktycznie za bardzo się nakręcili. Ale myślę, że mamy ambitny zespół i co by się nie działo dookoła, to jestem pewien, że wyszarpiemy ten awans mimo wszystko.
A zmiana trenera w tej rundzie? Saga z trenerem Nowakiem trwała i trwała. Raz był zwolniony, potem przywrócony, potem znów zwolniony i zastąpił go trener Kafarski. Nie wydaje ci się, że za dużo jest tych zawirowań wokół klubu? Podobną historię przeżyłeś przecież w Pogoni.
Rzeczywiście, nie wpływało to dobrze nie tylko na trenera, ale i na cały zespół. Jesteśmy w takim miejscu, jakim jesteśmy. Nadal wszystko zależy od nas. Myślę, że potrzebujemy przełomowego zwycięstwa i wtedy ruszymy galopem do przodu.
Rozmawiacie często o awansie w szatni czy jest to raczej temat tabu?
Wiadomo, że nie możemy przejść obok tematu. Wszyscy wiemy… Musimy wiedzieć, o co gramy. Każdy z nas jest tego świadomy. Teraz, po naszym falstarcie nie myślimy o tym. Podchodzimy do każdego kolejnego meczu z wiarą w zwycięstwo. Uważam, że jest w zespole progres i z meczu na mecz będzie coraz lepiej.
Jesteś wypożyczony do końca sezonu czy na dłużej?
Jestem wypożyczony na rok, ale w czerwcu, niezależnie od tego, co się wydarzy, najpierw siadam do rozmów z Pogonią i decydujemy, co dalej.
Myślisz, że uda ci się wrócić do Ekstraklasy? Jak nie do Pogoni, to może z Flotą?
Przede wszystkim, skupiam się na tym, aby awansować z Flotą do Ekstraklasy. A co będzie po sezonie, to nie jestem w stanie powiedzieć. Nie składam broni, chcę dojść do wysokiej dyspozycji i udowodnić przede wszystkim sobie, że stać mnie na granie na wysokim poziomie.
To na koniec takie pytanie. Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej? Bo trener Zieliński przekwalifikował cię na prawego obrońcę.
Szczerze… Zawsze ciągnęło mnie do ofensywy. W Chemiku zdarzało się, że grałem jako ofensywny pomocnik bądź skrzydłowy. W głębi zawsze czuję ten ciąg na bramkę, ale z biegiem czasu i decyzji trenerów musiałem się dostosować. Każdy trener ma swoją koncepcję, tak jak np. trener Urban względem Bartka Bereszyńskiego. Ja grałem tak naprawdę wszędzie… Oprócz na bramce. Ale najlepiej czuję się właśnie w środku pola.
Nie wydaję ci się, że lepiej poradziłbyś sobie na środku obrony?
Ktoś mi to już mówił. Grałem parę sparingów na tej pozycji i czułem się dobrze. Ale zawsze marzyłem o grze w napadzie… Muszę teraz to zweryfikować, zastanowię się nad tym środkowym obrońcą.
Rozmawiał FILIP KÓNICZUK
Filipkoniczuk.pl