Pamiętacie jeszcze protesty kibiców Legii, Lecha i wielu innych, którzy solidaryzowali się z powyższymi po zamknięciu obiektów przy Bułgarskiej i Łazienkowskiej z powodu burd podczas finału Pucharu Polski w Bydgoszczy? Sytuacja, a może raczej działanie władz na różnych szczeblach było w gruncie rzeczy bardzo podobne do obecnych czynności podejmowanych przez wojewodów. Równe dwa lata, wtedy też był maj, wtedy też nagle stwierdzono, że kibiców najlepiej przytemperować zamykając im ich świątynie.
My pamiętamy. I pamiętamy reakcje w Polsce na to, co uczynili wówczas wojewoda wielkopolski, wojewoda mazowiecki, wojewoda łódzki. Każdy, absolutnie każdy materiał w mediach dotyczący tego tematu rozpoczynał się od ujęcia idioty kopiącego w plecy operatora z kamerą, potem było przypomnienie wszystkich burd z ustawkami w latach dziewięćdziesiątych włącznie i wreszcie twarz szeryfa. Bezwzględnego mściciela, powstałego ze złączenia najlepszych cech Bruce’a Willisa i Clinta Eastwooda. Zresztą, 1:24 na poniższym filmiku to wykapany „Brudny Harry”.
PZPN? Chyba zabrał głos, ale biorąc pod uwagę ówczesne kary wymierzane przez Komisję Dyscyplinarną czy Komisję Ligi przy Ekstraklasie SA – wielokrotnie oparte na karach zbiorowych, dokładnie takich jakie zaproponował wówczas rząd, ciężko było ich protesty brać na poważnie. Media? Dominujący przekaz leciał wprost od sojuszu TVN24-Gazeta Wyborcza. Informacje płynęły tak wartkim nurtem, że pod „kiboli” podpinano już nawet jakichś anonimowych bimbrowników, którzy mieli to nieszczęście, że w domu trzymali szalik. By była jasność – obrońcy kibiców też strzelali sobie w stopę, gdy przekonywali, że zadyma w Bydgoszczy to „prowokacja”, zamiast przyznać szczerze – tak, stało się źle, ale sprawdźcie sobie statystyki jak zmalała ilość podobnych wybryków w ostatnich latach.
To jednak już bez znaczenia, machina ruszyła, stadiony zamknięto, potem Tusk ruszył w tuskobusową trasę, następnie wystartował tóskobus, wszyscy się pośmiali i pobawili, wybory wygrało PO i temat kibiców się zużył.
Oczywiście mniejsze i większe patologie na linii kibice-władza nadal się zdarzały, czego dowodem niechaj będą opisywane przez nas wielokrotnie przypadki, gdy policja według własnego widzimisię regulowała kto może, a kto nie może wchodzić na mecze (świeży przykład Białystok i kibice Pogoni Szczecin), lub gdy opóźniała przyjazd kibiców, czasem w naprawdę bezczelny sposób. Kibice Arki spóźnili się na mecz z Bogdanką przez policyjne, trwające w nieskończoność kontrole na mecz, po czym policja zapytana o całą aferę beztrosko odburknęła w oświadczeniu: „kibice i tak nie byli zainteresowani spotkaniem”. To czym byli? Wystawą psów? Jechali do Łęcznej obejrzeć najświeższe innowacje w sztuce wydobycia węgla?
Przyjmijmy jednak, że otwartej wojny nie było, aż do teraz, gdy po raz kolejny wojewodom przypomniało się, że najkrótszą drogą do telewizji jest ta prowadząca przez piłkarski stadion, zamknięty w całości lub częściowo. Znowu wystartowano w konkursie na najbardziej spektakularne ośmieszenie godności wojewody, w czym udział wzięli ci sami ludzie co zwykle, rządzący z nadania PO, albo wręcz z PO. Szeryf póki co chyba nasłuchuje jak reakcja na to prężenie się jego pionków i… Musi być zawiedziony.
Sytuacja – jak ustaliliśmy na wstępie – jest niemal identyczna, z tą różnicą, że teraz nie można postraszyć ludzi chuliganem kopiącym operator kamery. To już oglądali tysiąc razy, trochę się zgrało. Nie ma autentycznego straszaka, poza tradycyjnymi „listami do Wyborczej” od „przypadkowych” pasażerów kolei, którym kibice wygrażali zabójstwem i gwałtem. Nie ma tej atmosfery strachu, bo tak naprawdę dawno nikt niczego wielkiego poza racami nie odwalił. W kwestii świecidełek z kolei zaszła spora zmiana, bo autorytety, jakimi są dla wielu ludzi Boniek, Borek czy Kołtoń mówią, że w tym nie ma przecież nic złego. Zmienił się front. Zmienił się układ sił.
Dzisiaj wytaczając wojnę kibicom, politycy rzucają działa nie na grupę niesfornych, absurdalnie łatwych do sprowokowania chłopaków, ale na dość potężne, niezależne w żaden sposób od państwa organizacje – z kibicami w jednym szeregu stoi bowiem dziś i PZPN, i (bardzo niechętnie, ale jednak) Ekstraklasa SA, stoją z nimi dziennikarze z posłuchem nawet wśród tych słynnych „Januszów” i Andrzejów”, stoją z nimi wszystkie autorytety piłkarskie, a nawet część polityków. Ba, nawet Cezary Kucharski, który ostatnio pokornie, po linii partii atakował race zadymiające mu odbiór transmisji telewizyjnej, teraz pyta na Twitterze: „Czy działania wojewodów i policji w innych województwach są podobne? Bo mam wrażenie ze Legia Warszawa jest „szczególnie” traktowana”.
Cezary Kucharski, nawet jeśli bycie posłem traktuje jako dodatek do bycia menedżerem Lewandowskiego, chyba nie mówi tego przypadkiem. Dziś otwarta wojna z kibicami już się nie kalkuluje, dlatego też szeryf ani teraz, ani, jeśli kibice nie strzelą sobie w międzyczasie w stopę jakąś dużą zadymą, w najbliższych dniach nie wyjdzie z cienia. Co innego dyskutować ze „Staruchem” i Beatą Kempą, a co innego z Bońkiem czy nawet Koseckim, albo zaprawionym prawnikiem Leśnodorskim. Ich nie da się zaszufladkować jako „pisowców”, czy „adwokatów chuliganów-dealerów narkotykowych”.
Tam gdzie nie zbije się kapitału politycznego, tam nie będzie naszego „Brudnego Harry’ego”. Dlatego dym z wojewodami nie powinien potrwać długo.