Po ostatniej kolejce 2. Bundesligi Kaiserslautern jest już prawie pewne gry w barażach o awans. Zespół Ariela Borysiuka ma cztery punkty przewagi nad czwartym FC Koeln, a w perspektywie mecze z Regensburgiem i Sankt Pauli. O kończącym się sezonie porozmawialiśmy z Arielem Borysiukiem, który liczy, że już wkrótce znów zagości na boiskach Bundesligi.
Kiedy się ostatnio spotkaliśmy, powiedziałeś, że jeśli nie awansujecie, to będzie problem. Dziś, gdy macie już praktycznie zapewnione miejsce w barażach, ta presja lekko opadła czy dopiero teraz zaczęła rosnąć?
Mamy trochę szczęścia, a nawet dużo, bo Koeln gra wyjątkowo dobrze dla nas, podczas gdy my punktujemy praktycznie tylko u siebie. To i tak daje nam jednak trzecie miejsce i bardzo dobrą wyjściową sytuację przed ostatnimi dwoma meczami. Nie możemy już tego zepsuć, naprawdę i musiałaby się wydarzyć jakaś wielka katastrofa, żebyśmy nie obronili tego trzeciego miejsca.
Terminarz macie znakomity.
Wiesz, jaka jest piłka… Ale nie chcę myśleć, co by się z nami stało, gdybyśmy to zaprzepaścili. Tak jak ci mówiłem wcześniej, kibice są tu wymagający i mógłbym nie wrócić do Polski na urlop. Ale nikt już nie dopuszcza do siebie takich myśli. Teraz czeka nas wyjazd do byłego trenera naszej reprezentacji, planujemy wygrać i zapewnić sobie trzecie miejsce bez oglądania się na innych. Tym bardziej, że terminarz, jak wspomniałeś, mamy kapitalny.
Szczególnie po demolce, jaką urządziliście ostatnio FSV Frankfurt. Można się było spodziewać wygranej, ale pewnie nie w aż takim wymiarze, tym bardziej, że przeciwnik do niedawna jeszcze bił się o baraże.
Była to niespodzianka, szczególnie, że do przerwy prowadziliśmy już 4:0, a paradoksalnie przez pierwszych dwadzieścia minut nie stworzyliśmy sobie żadnej sytuacji. Oni prowadzili grę, ale my strzeliliśmy bramkę i worek się rozwiązał. W drugiej połowie spuściliśmy z tonu, ale przed meczem 4:1 każdy wziąłby w ciemno. Tym bardziej, że FSV było ostatnio w najlepszej dyspozycji z całej tej naszej trójki, która walczy o baraże. Humory są dobre, fajny wynik, świetna atmosfera, 39 tysięcy na stadionie… Oby do przodu, trzeba to w niedzielę przypieczętować, żeby w ostatnim meczu, z Sankt Pauli zagrać już na luzie.
39 tysięcy… Ł»aden wojewoda wam się nie wtrąca.
Widzisz, mamy dobre układy (śmiech). Nie wiem, czy możemy schodzić na ten temat, ale w Niemczech wszyscy idą w jednym kierunku. Nie ma takich sytuacji, że ktoś zamyka tę trybunę dla zagorzałych kibiców, bo to ona daje zapewne największe pieniądze dla Kaiserslautern. Pojawia się tam kilka tysięcy i na szczęście nie mamy takich problemów jak w Polsce. Oby jednak na Legii nikt ostatecznie nie zamknął Ł»ylety, bo wszyscy wiedzą, ile atrakcyjności ona dodaje.
Wróćmy do Niemiec. Gdyby jeszcze przed sezonem ktoś was zapytał, czy bylibyście zadowoleni z baraży, to traktowalibyście to jako sukces czy może z niedosytem?
Wszyscy oczywiście nastawialiśmy się na bezpośredni awans! Szczególnie, że nikt nie brał na poważnie kandydatury Eintrachtu Brunszwik. Oni co sezon plątali się gdzieś w środkowej części tabeli, ale teraz poszło im kapitalnie. Praktycznie nie mieli słabszego okresu, co się rzadko zdarza. Hertha była faworytem od samego początku. Bogaty klub ze stolicy, z historią i bardzo dobrą kadrą. Byłem pewny, że zdominują tę ligę, ale miałem też mocne przekonanie, że o drugie miejsce powalczymy z Koeln, a tutaj awans szybko wywalczył sobie Brunszwik. My natomiast spinaliśmy się na zespoły z czołówki i ogrywaliśmy je u siebie, a gubiliśmy punkty z drużynami zdecydowanie słabszymi na papierze. Ostatni raz na wyjeździe wygraliśmy na początku lutego. To była największa bolączka Kaiserslautern i mamy kupę szczęścia, że wciąż stoimy przed szansą awansu.
A dla ciebie osobiście jaki to był sezon? W pewnym momencie wypadłeś ze składu na kilka meczów, ale ogólnie byłeś raczej podstawowym zawodnikiem.
Liczę jeszcze na końcówkę, bo jeśli awansujemy, to sezon będzie dla mnie kapitalny. Zawirowania faktycznie były na początku rundy, ale cieszę się, że zdołałem się dogadać z trenerem i przywrócił mnie do składu. Na razie z niego nie wypadam i oby tak dalej, choć zdaję sobie sprawę, że w kilku meczach grałem jakąś padlinę (śmiech). Pocieszam się jednak, że każdemu się to zdarza.
W ankiecie „Weszło z butami” zadajemy polskim piłkarzom pytanie – Ekstraklasa czy 2. Bundesliga i większość zdecydowałaby się na wyjazd. Dziwi cię to? Na miejscu piłkarza – dajmy na to – Śląska Wrocław przyjąłbyś ofertę przykładowo FSV Frankfurt?
Oj, źle trafiłeś z FSV Frankfurt (śmiech).
No to TSV Monachium, obojętnie.
FSV to mały klubik. Zajmuje co prawda piąte miejsce, ale we Frankfurcie wszyscy i tak są za Eintrachtem. To mniej więcej takie proporcje jak Legia i Polonia. Ale wiem, o co ci chodziło w pytaniu. Pierwsze pięć zespołów, czyli my, Koeln, Brunszwik i Hertha to kluby z tradycjami, dobrymi stadionami i wielką ilością kibiców. Fajnie się drugą ligę niemiecką ogląda, ale też zdarzają się mecze, gdzie wieje nudą albo stadiony są puste. To porównywalny poziom z Ekstraklasą, ale ja jestem zadowolony, bo to też przepustka do Bundesligi, która wszyscy wiemy, jak dziś wygląda. Ta Liga Mistrzów to kapitalna sprawa dla Niemców, którzy – myślę – pójdą teraz za ciosem i poziom stanie się jeszcze wyższy.
Domyślam się, że teraz śledzisz tę Bundesligę bardziej wnikliwie niż wcześniej. Rozglądasz się już za potencjalnym przeciwnikiem w barażach?
Śledzę, śledzę i po cichu chciałbym zagrać z Fortuną, bo z tej trójki Augsburg, Duesseldorf i Hoffenheim, to ona wydaje się najbardziej w naszym zasięgu. Musimy czekać, ale też potwierdzić nasze trzecie miejsce, bo to mimo wszystko nic pewnego.
Czego ciebie nauczył rok w drugiej Bundeslidze?
To bardzo ciężka i fizyczna liga, jak już mówiłem w poprzednim wywiadzie. Trzeba sporo biegać, trochę więcej niż w Ekstraklasie. Każdy mecz, szczególnie wyjazdowy, to kawałek ciężkiej piłki. U siebie każdy gra na sto dwadzieścia procent i m.in. dlatego tak długo czekamy na kolejne wyjazdowe zwycięstwo. Umiejętności niektórym może brakować, ale walki naprawdę nikomu nie odmówisz. Czego mnie nauczyła? Myślę, że dojrzałem, zmężniałem, bo ciało wymagało poprawy, by lepiej sobie radzić na boisku. Pod względem fizycznym rzeczywiście się zmieniłem, spędzam więcej czasu na siłowni, bo wiem, że po ewentualnym awansie będzie mi to bardzo potrzebne.
Sporo się też ostatnio najeździłeś po szpitalach…
No niestety… Widzisz, córka złapała kleszcza i nie wiedziała, że to coś złego. Miałem po wczorajszym meczu trochę atrakcji, ale na szczęście wszystko jest już pod kontrolą i możemy sobie spokojnie pospacerować.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
***
TUTAJ znajdziecie natomiast nasz długi wywiad z Borysiukiem sprzed dwóch miesięcy.