Heynckes wybrał wyjście frontowymi drzwiami

redakcja

Autor:redakcja

02 maja 2013, 12:24 • 7 min czytania

Walczył o to, aby opuścić Bayern z twarzą, zamiast wymykać się tylną furtką. Choć jak tak dalej pójdzie, wyniosą go w lektyce z największymi honorami. Gdy już raz deklarował, że z trenerką kończy definitywnie, przekonywano go, że nie czas na bawienie wnucząt, zabawy z psem w ogrodzie i realizowanie recept. Felix Magath rzucił nawet: „Dzisiejsi trenerzy już po pięćdziesiątce chcieliby wpisywać sobie do kontraktu mieszkanie z rampą dla wózków inwalidzkich. Popatrzcie na moją matkę. Wdrapie się na każde schody!”. Jupp Heynckes jakby wziął sobie to do serca. W wieku 68 lat i swoim trzecim podejściu do Bayernu ma szansę zdobyć wszystko, co do zdobycia.
Wyrzucenie go z posady po raz pierwszy Uli Hoeness nazwał po latach największym błędem swego życia. Trudno stwierdzić czy w podobny sposób nie będzie oceniał kiedyś skreślenia Heynckesa po raz trzeci, już na pół roku przed wygaśnięciem jego umowy. Dziś trudno wyrokować. Jedno co pewne to, że pokusa ściągnięcia Pepa Guardioli do Monachium była kolosalna, a wiara w Juppa po poprzednim sezonie, przegranym na każdym froncie, mocno ograniczona.

Heynckes wybrał wyjście frontowymi drzwiami
Reklama

Heynckes – z zawodu tynkarz. Człowiek dyscypliny i zasad, które być może wynikały z wychowania w wielodzietnej rodzinie, wśród dziewięciorga rodzeństwa. – Zwracał uwagę na każdy szczegół. Był zamknięty w sobie, ale kiedy robił się podekscytowany, jego oczy przypominały żarówki. Stąd przydomek Osram – wspomina Wolfram Wuttke, który pamięta Heynckesa z czasów Borussii Moenchengladbach. Klubu, dla którego Jupp – trzeci snajper w historii niemieckiej ligi, mistrz Europy, członek drużyny uważanej za jedną z najlepszych w historii futbolu – strzelił ponad 220 goli. Latami gnębił Bayern, tworząc zgrany tercet z Berndem Ruppem i Gunterem Netzerem. Trio, które w trzy lata potrafiło zdobyć 150 bramek.

W trenerce nigdy nie szło mu tak łatwo jak z trafianiem między słupki, choć przejście od kariery zawodniczej miał przecież bardzo płynne. Już jako 34-latek prowadził klub Bundesligi, jako najmłodszy wówczas trener w całej lidze. Twierdzi, że owocna „przygoda z piłką” jest do dziś jego największym atutem. Dzięki niej wie co piszczy w szatni i jak myślą jego zawodnicy. Mimo to już nieraz wydawało się, że może pożegnać się z trenerką na najwyższym poziomie. Kiedy w 2002 roku szybko wyleciał z Schalke. Gdy zwolniono go z Realu Madryt, z którym zajął tylko czwarte miejsce w lidze. Albo gdy już po dziewiętnastu meczach odpalono go z jego macierzystej Borussii Moenchengladbach.

Reklama

Kiedy po epizodzie w Bayerze Leverkusen znów wymieniano go jako kandydata na trenera Bayernu, odchodzący Van Gaal nazywał go szyderczo „przyjacielem komitetu zarządzającego”. Nie było tajemnicą, że Heynckes ma silne poparcie Franza Beckenbauera i prywatnie przyjaźni się z Ulim Hoenessem. Jupp jednak odcinał się od tego stanowczo. Przyjaźń to jedno, a zasady drugie. – Szatnia jest moim terytorium. Nikt poza mną nie ma w niej czegokolwiek do powiedzenia. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym tłumaczyć się prezesowi ze swoich pomysłów taktycznych. Nigdy tego nie robiłem i nie będę robił w Bayernie – deklarował. Przez lata mówiono o nim – z jednej strony strateg, z drugiej – jednak furiat. Człowiek, który umie utrzymać zespół w ryzach, ale bezwzględnie podporządkowuje sobie ludzi. Chętnie robi porządki. Będąc trenerem Athleticu Bilbao pożegnał czternastu zawodników. Innym razem, kiedy Bayern poleciał do Kataru, Heynckes wściekł się, że jego piłkarze nie wyszli na trening… w jednolitych czarnych getrach. – Potrzebujemy dyscypliny. Nawet jeśli ma zaczynać się od skarpetek – grzmiał, grożąc karami finansowymi. Ale kiedy dał zawodnikom kilka dni wolnego z okazji Nowego Roku, mówił, że każdy ma swój rozum, a on nie zamierza być inspektorem. – Udoskonalił swój sposób przewodzenia. Ostatnio jest spokojniejszy. To jak zmienił się Heynckes symbolizuje to w jakim kierunku poszedł cały Bayern – napisał niedawno niemiecki „Die Welt”.

Na powitalnym spotkaniu z prezesem Rummenigge, Heynckes powiedział: – Ł»eby atakować, najpierw musimy zorganizować się w defensywie. Obrońcą musi być nawet Mario Gomez.

Po pierwszym sezonie spadła na niego wielka fala krytyki. Bayern na każdym polu był zaledwie tym drugim. Właśnie wtedy w jakimś nieautoryzowanym wywiadzie Heynckes miał stwierdzić, że jeszcze rok i zastanowi się nad odejściem. Już wtedy było pewne, że wcześniej nie zostanie wyrzucony, włodarze pozwolą mu wypełnić kontrakt. Narzeka, że trenerka jest jak praca pielęgniarki, która ma swoją robotę, a i tak co chwilę musi wysłuchiwać skarg pacjentów. Prezesi, zawodnicy, media, kibice i ich oczekiwania – zagrożenia czyhają z każdej strony, bo klub jest jak wielka fabryka. Nawet jeśli numer jeden na rynku, to trybików tam tak wiele, że w każdej chwili któryś może się kosztownie wysypać.

Od kilku miesięcy jednak Heynckes i jego fabryka są wyłącznie chwaleni. W Niemczech piszą o nim: „Mimo swojego wieku, on tę drużynę mentalnie odmłodził. Mentalnie, nie personalnie. Kolejny paradoks polega na tym, że przy zwartej defensywie Bayern gra dziś ultraofensywnie”. – Nigdy wcześniej w swojej historii nie prezentował tak nowoczesnej i atrakcyjnej piłki – on sam mówi to bez skromności. Uli Hoeness komentuje: Zamienił nasz futbol w sztukę. Podoba mi się wszystko, co robi z tym zespołem. Gramy wspaniałą piłkę. Przychodzenie na stadion jest przyjemnością. Czuję się jakbym oglądał ten film z Nicholsonem… „Lepiej być nie może”. Ottmar Hitzfeld: – Heynckes sprawił, że każdy zawodnik czuje się częścią grupy. Podtrzymuje motywację i wymusza konkurencję. Bayern w tym sezonie absolutnie zdominował Bundesligę.

– Nawet nie wrzuciliśmy trzeciego biegu, a już prowadzimy 2:0 – stwierdził Paul Breitner w przerwie lutowego meczu z Schalke, ostatecznie wygranego przez Bayern 4:0.

Nie tak dawno Juergen Klopp oskarżył Heynckesa, że ten – po dwóch latach dominacji Borussii – kopiuje jego pomysły. „Przypomina mi to działanie Chin w gospodarce. Podpatrują i powtarzają i cudze rozwiązania. Wybierają tę samą drogę, tyle że mają więcej pieniędzy. Przez jakiś czas znów mogą być silniejsi od konkurencji”. Jupp nie pozostał wówczas obojętny. Parsknął, że trener powinien zachować godność także po porażce. Bayern istniał na długo przed tym jak Klopp został szkoleniowcem, więc niech przyjmie do wiadomości, że zawsze prezentował własny styl.

Jeszcze w listopadzie Arjen Robben mówił, że nie ma lepszego trenera dla Bayernu od Heynckesa. Dziś prezesi mogą mu najwyżej oferować, aby po sezonie zasiadł w zarządzie klubu jako doradca. Rummenigge deklaruje, że chce aby został, bo jest jednym z najlepszych trenerów na świecie i mógłby dalej służyć Bayernowi swoją radą. Ale Jupp na to raczej nie przystanie. Już wcześniej nie zgodził się na przesiadywanie za biurkiem w Moenchengladbach, gdzie proponowano mu funkcję wiceprezesa. Stołki dyrektorskie to nie jego bajka. Póki co wysyła więc sprzeczne sygnały. Jednego dnia mówi, że 68-latek może jeszcze sporo zdziałać jako trener. Wskazuje na George’a Foremana, który stwierdził niegdyś: „boksuję dla wszystkich w moim wieku, żeby pokazać im, że można…”. Z drugiej strony, zapytany przez dziennikarza czy rozważyłby w ogóle pracę w Chelsea, odpowiada: W moim wieku? Nie sądzę.

O Guardioli mówi, że podziwia jego karierę zarówno zawodniczą, jak i trenerską, ale nie potrzebuje z nim konsultacji w jakiejkolwiek sprawie. Nawet kiedy ma wyeliminować Barcelonę. Klub, którego nikt nie zna lepiej niż jej były trener. Pytanie z konferencji prasowej o kontakt z Pepem odbiera jako brak szacunku. Zresztą, także Hiszpan nie zamierza zakłócać pracy Heynckesa w jakikolwiek sposób. Sytuacja nie jest łatwa, ale do mediów trafia idealny obraz.

Włodarze Bayernu nie zdołali zimą oprzeć się perspektywie, że mogą mieć u siebie Guardiolę. Człowieka, który – jak się wydaje – idealnie pasuje do filozofii klubu i będzie nadawał na tych samych falach z dyrektorem Mathiassem Sammerem, który z Heynckesem miewał już zgrzyty. Gdy pierwszy z nich skrytykował Bayern po porażce z BATE Borysów, Jupp nazwał jego słowa populizmem i krytyką, która może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego. Oliver Kahn komentował: „Sammer nie może działać jakby był drugim trenerem, a niestety próbuje to robić”. Rummenigge, Hoeness i Beckenbauer liczyli (a raczej – ciągle liczą), że Guardiola stworzą z Sammerem perfekcyjny duet. Zatrudnienie Pepa to też głośna manifestacja: patrzcie, my możemy! Przecież już zatrudnienie Javiego Martineza za 40 milionów euro było właśnie takim ruchem.

Bayern jest dziś w sytuacji tyle komfortowej sportowo, co trenersko… lekko kłopotliwej. I jest w niej też Guardiola. Niebawem może przyjść do klubu i zastąpić w nim człowieka, który właśnie wygrał wszystko – na każdym froncie. Wspiął się na szczyt szczytów. I teraz są tylko dwie drogi: albo utrzymać się na tym czubku, albo zacząć wędrówkę w przeciwną stronę.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama