Carnevale chwali Zielińskiego, Dwaliszwili nie rozumie w jakim celu Król kupił Polonię

redakcja

Autor:redakcja

27 kwietnia 2013, 08:42 • 8 min czytania

Zapraszamy na sobotni przegląd prasy. Polecamy przede wszystkim teksty o Górniku i Ruchu oraz Piotrze Zielińskim w Przeglądzie Sportowym, ten o Lewandowskim na łamach Super Expressu i bardziej magazynowy materiał o Ulim Hoenessie w Rzeczpospolitej.

Carnevale chwali Zielińskiego, Dwaliszwili nie rozumie w jakim celu Król kupił Polonię
Reklama

FAKT

Większy (jak na warunki Faktu) materiał o Dwaliszwilim.

Reklama

Na początku naszej rozmowy Lado sprostował wątpliwości dotyczące swojego imienia. – Niektórzy piszą o mnie Wladimer, a ja jestem Wladimir. Tak mam wpisane w dowodzie osobistym – wyjaśnił. Legionista pojawił się w restauracji Gaumarjos na warszawskim Ursynowie w znakomitym nastroju. Wiosną gruziński napastnik strzelił aż osiem goli. – Legia jest najlepszą drużyną w Polsce, nie mam żadnych wątpliwości. Cieszę się, że podjąłem decyzję o transferze do tego klubu. Większość kibiców Polonii chyba zaakceptowało mój wybór. Zawsze dawałem dla nich wszystko na boisku. Nie rozumiem za to, dlaczego pan Król kupił ten klub. Jestem w kontakcie z chłopakami i bardzo mi ich szkoda – powiedział Dwaliszwili. Gruzin mieszka w Warszawie sam, a najbliższa rodzina przyjeżdża do niego rzadko. – W Warszawie czuję się bardzo komfortowo. Dzięki Bogu wszystko jest dobrze, jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam taką pracę, że wracam do domu tylko kilka razy w roku. Zazwyczaj w czasie jednej wizyty spędzam w Gruzji trzy lub cztery dni. To bardzo piękny i bezpieczny kraj. Polecam wizytę w moim rodzinnym Tbilisi – tłumaczył Dwaliszwili.

Kibice Górnika wysłali piłkarzom bardzo jasny sygnał.

Skandal! Ludzie, mający się za fanów Górnika postanowili „zmotywować” swoją drużynę przed niedzielnymi derbami Górnego Śląska z Ruchem Chorzów. Na płocie stadionu w Zabrzu zawiesili transparent: „Jeśli derby odpuścicie czeka na was mordobicie”. Słaba gra piłkarzy Górnika w rundzie wiosennej nie może być powodem do grożenia zawodnikom, bo jak inaczej rozumieć wspomniane hasło. Zawodnicy z Zabrza nasłuchali się już mocnych słów po ostatniej przegranej z Koroną w Kielcach. Zaraz po końcowym gwizdku piłkarze podeszli do sektora zajmowanego przez kibiców Górnika, by podziękować fanom za doping, ale zamiast tego usłyszeli wyzwiska. – Chodziło o zmobilizowanie nas, zachęcenie do tego, żebyśmy dawali z siebie jeszcze więcej. Tym bardziej, że czekają nas, tak ważne dla nich derby z Ruchem – próbował tłumaczyć kibiców Mateusz Zachara

RZECZPOSPOLITA

Uli Hoeness – czerwony baron.

Budował potęgę klubu twardą ręką, był symbolem buty i hipokryzji Bayernu, nie odpuścił w żadnej kłótni. Jeden z niemieckich satyryków w swoim skeczu słowa „Hoeness” używał jako przekleństwa, a Die Toten Hosen w piosence, którą teraz kibice Borussii Dortmund puszczają Mario Goetzemu, a niedługo może puszczą i Robertowi Lewandowskiemu, śpiewali „Jak ciężki by był mój los, nigdy nie przejdę do Bayernu. Uli Hoeness stanie na mojej wycieraczce, a ja nie otworzę”. Ma w sobie pewność, że jemu zawsze się uda. Jako piłkarz kilka lat od debiutu w Bayernie zdobył z klubem i reprezentacją wszystko co możliwe: mistrzostwa Niemiec, Europy, świata, Puchar Europy. Gdy go kontuzja zmusiła do zakończenia kariery, został najmłodszym klubowym menedżerem w Bundeslidze. Bayern, z którym jeszcze do końca lat 70. krajowi rywale mogli rywalizować finansowo, zamienił w hegemona, który może w Bundeslidze kupić wszystko. A gdy wziął się w latach 80. za własny biznes, to stworzył kiełbasiane imperium HOwe Wurstwaren AG, z siedzibą w Norymberdze, z wielkimi kontraktami, zarządzane teraz przez dwójkę dzieci.

GAZETA WYBORCZA

Ryszard Tarasiewicz najpoważniejszym kandydatem na trenera Zawiszy.

W piątek Szatałow zrezygnował z pracy w Zawiszy. Trenerem w bydgoskim klubie był rok i sześć dni – od 20 kwietnia 2012 roku. Jego następcą może być Ryszard Tarasiewicz. Znany piłkarz Śląska Wrocław, reprezentant Polski stał się specjalistą od awansów właśnie ze Śląskiem. Wrocławski klub wprowadził do II ligi w 2004 roku. Potem awansował z nim do ekstraklasy w roku 2008. W sezonie 2008/2009 zajął w niej z zespołem szóste miejsce. W listopadzie 2011 roku, na dwa miesiące, objął ŁKS فódź. Odszedł, z powodu złej organizacji w klubie. W kwietniu ub. roku został trenerem Pogoni Szczecin. Po dwóch miesiącach wywalczył z nią awans do ekstraklasy.

Mariusz Rumak na temat Piotra Reissa.

– Wielu kibiców uznawało, że zatrudnienie na powrót w Lechu Poznań Piotra Reissa to tylko chwyt marketingowy. Jego ostatnie występy i gol w meczu z Zagłębiem Lubin pokazały, że ta decyzja miała uzasadnienie sportowe – mówi trener Kolejorza Mariusz Rumak. Szkoleniowiec Kolejorza nie przecenia gola Piotra Reissa w meczu z Zagłębiem Lubin. Nie uważa, aby miał on jakieś kolosalne znaczenia dla morale drużyny. Uspokoiło jedynie sytuację w końcówce meczu z Zagłębiem Lubin. – Jestem szczęśliwy, że Piotrowi udało się strzelić. Pokazał, że jego przyjście do Lecha miało także aspekt sportowy, a nie tylko marketingowy – mówi trener Mariusz Rumak. – To piłkarz, który zasłużył na tego gola. Pracował na niego na treningach i w meczu. W końcu dopiął swego.

DZIENNIK POLSKI

Statystycznie Bogdanka jest tak dobra jak Cracovia

Co łączy Cracovię i Bogdankę Łęczna? Statystyka. Oba zespoły najlepiej w lidze prezentują się, jeśli chodzi o mecze na własnym boisku. Wygrały 9 spotkań, 2 zremisowały, a przegrały tylko po jednym meczu. Piłkarze z Łęcznej, gospodarze dzisiejszego spotkania (początek o godz. 17), ulegli dotychczas tylko… outsiderowi, Okocimskiemu Brzesko. I to już dawno, bo w drugiej ligowej kolejce, przegrywając 15 sierpnia 1:2. Krakowianom pierwszy „skalp” zdarł Dolcan Ząbki, 6 kwietnia ogrywając ich 2:0. „Pasy” grają o awans, Bogdanka tylko o spokojne miejsce w środku tabeli. Zespół z Łęcznej, występujący u siebie i ten ze spotkań wyjazdowych, to dwie różne drużyny. Bogdanka nie wygrała ani jednego spotkania poza własnym boiskiem. Była bardzo bliska tego w minionej kolejce, prowadząc do 90 minuty meczu z Wartą w Poznaniu, ale dała sobie strzelić gola.

GAZETA WROCفAWSKA

Legia chce więcej biletów na finały Pucharu Polski.

Kilka dni temu prezesi Śląska Wrocław i Legii Warszawa spotkali się, aby ustalić szczegóły dotyczące wejściówek dla kibiców. Chodzi o mecze wyjazdowe. Panowie Piotr Waśniewski (prezes Śląska) i Bogusław Leśnodorski (prezes Legii) zdecydowali, że w Warszawie zasiądzie 1800 kibiców mistrza Polski, a we Wrocławiu 2000 kibiców Legii. Wejściówek dla stołecznego klubu jest nieco więcej, bo obiekt Śląska jest większy od tego przy ulicy فazienkowskiej w Warszawie. Jak wynika z naszych informacji, Legii jednak to nie wystarczyło. – Legia chciała, aby warszawskich kibiców przyjechało do Wrocławia jeszcze o tysiąc więcej. Jednocześnie nie chcieli zwiększyć puli biletów dla fanów Śląska na mecz w stolicy – mówi nam jeden z działaczy mistrza Polski. – W sprawę miał nawet zaangażować się prezes PZPN Zbigniew Boniek, którego o interwencję poprosiła Legia. Miał w tej sprawie dzwonić do prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza – dodaje nasz rozmówca.

SUPER EXPRESS

Tekst z wypowiedziami mamy Roberta Lewandowskiego.

Śmierć taty Roberta była ciosem dla całej rodziny. – Mąż zmarł w marcu 2005 roku, kiedy Robert miał 16 lat. Syn nawet nie zdążył z ojcem dłużej porozmawiać. Krzysiek miał chorobę wieńcową, nadciśnienie, a na dodatek wytworzył mu się guz, nowotwór złośliwy. Pewnego dnia Robert jak zawsze pożegnał się z Krzysztofem i ruszył do Warszawy na trening. Normalnie poszliśmy spać, budzę się o trzeciej w nocy, a mąż nie żyje… Nie wiedziałam, jak to Robertowi powiedzieć. Poczekałam, by skończył się jego trening. Kiedy nas zobaczył, od razu przysiadł. Powiedziałam mu o śmierci Krzysztofa, odparł tylko krótko: „Ja tak czułem” – opowiada pani Iwona. Rodzice wpajali w Roberta sportowego ducha. Ojciec trenował z nim judo i boks, a mama – siatkówkę. – Krzysztof trenował judo w warszawskim AWF, był mistrzem Europy juniorów. Zawsze powtarzał, że chce nauczyć Roberta dobrze… upadać, tak, by nic mu się nie stało. Nie widział go jednak w roli judoki, wiedział, że to trudny sport. Robert był wszechstronny. Kiedyś wziął rakietę do tenisa ziemnego, zrobił trzy ruchy i już potrafił grać. W tenisie stołowym w szkole zdobywał złote medale – podkreśla pani Iwona.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Tekst o Piotrze Zielińskim z Udinese.

Carnevale, który od ponad dziesięciu lat zajmuje się skautingiem w Udinese, wypatrzył Piotrka kilka lat temu na zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji w Hiszpanii. – Od razu zaprosiliśmy go na testy. Zagrał towarzyski mecz przeciwko naszym młodzikom i… wszyscy byliśmy w szoku! Praktycznie nie było dla niego różnicy, czy strzela z prawej, czy z lewej nogi. Zaskoczył wszystkich tym, jak wykonuje rzuty wolne. Miał wówczas tylko 15 lat, a ja razem z moimi współpracownikami nie potrafiliśmy ustalić, co wpisać do ankiety: którą nogą gra lepiej! – wspomina Carnevale, były napastnik Romy, dwukrotny mistrz Włoch z Napoli, w którym grał u boku Diego Maradony. – Jestem dumny z tego, jak ten chłopak się rozwinął, jakie ma podejście do ciężkiej pracy. Moim zdaniem w Serie A mógł zadebiutować już w zeszłym sezonie, już wtedy był tak dobrze przygotowany jak teraz. Nie mam wątpliwości, że ma warunki i talent, żeby stać się wielkim piłkarskim asem. To wyjątkowy zawodnik. Wkrótce ustawi się po niego kolejka klubów – zapewnia Carnevale. Zaledwie tydzień wystarczył, by o 18-letnim Polaku dyskutowali eksperci w całej Italii. Włoska prasa oszalała na jego punkcie. Mająca największy nakład we Włoszech „La Gazzetta dello Sport” tytułuje artykuły cytatami z Guidolina: „Co za talent z tego Zielińskiego!”. „Tuttosport” pisze: „Zieliński – wielki talent odkryty przez Udinese”. Komentarze dziennikarzy odnoszą się przede wszystkim do umiejętności Polaka: „Wspaniały gra obiema nogami, wizja gry, świetne rzuty wolne. Posiada „quid” (z łaciny „coś specjalnego i wyjątkowego”), który wyróżnia go od wszystkich innych piłkarzy.

Górnik i Ruch – sny o dawnej potędze. Bardzo przyjemny, obszerny tekst.

Jan Szlachta załatwił przydziały na łady w Polmozbycie w Rzeszowie. Całej drużynie. Zbiórka wyznaczona była pod stadionem Górnika. Przyjechał autokar, wsiedliśmy, zupełnie jakbyśmy na mecz ligowy jechali. Tylko niektórzy byli z żonami, żeby mogły sobie kolor wybrać. A wieczorem, już po odbiorze samochodów, znowu jak w lidze: do hotelu, kolacja i impreza. O tak, w tamtych czasach Górnik był najlepiej zorganizowanym klubem w Polsce. Bez dwóch zdań – Andrzej Iwan uśmiecha się i wypuszcza dym z elektronicznego papierosa: – To były czasy! – Owszem, w Górniku płacono dużo lepiej, ale co z tego, skoro i tak półki w zwykłych sklepach były puste – tubalnym głosem, pasującym do jego mocnej sylwetki mówi Krzysztof Kubowicz, który pod koniec lat 80. sponsorował Ruch i organizował sędziów. – Piłkarze w Chorzowie dostawali wielokrotnie mniej niż ci z Górnika. Ale w tamtych czasach liczyli się ci, którzy mieli dostęp do towaru. A ja miałem. Właściwie do każdego towaru, jaki można było sobie wyobrazić. Miałem biznes w Nowosamie Rozdzień i znałem każdego prywaciarza, każdego ajenta peweksu, kierownika Baltony, sklepu górniczego. Gdy piłkarze chcieli opony, proszę bardzo. Skrzynkę gorzały? Nie ma problemu. Czekoladę? Nie widzę przeszkód – dodaje.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama