Może i Pogoń Szczecin od kilku miesięcy nie potrafi wygrać meczu, może i jej przewaga nad strefą spadkową permanentnie topnieje, może i za chwilę w klubie zrobi się naprawdę gorąco, ale… Nie od razu Rzym zbudowano. Trener Dariusz Wdowczyk idzie ścieżką „step by step” i powoli stara się zmieniać elementy, które w zespole ostatnio – nazwijmy to delikatnie – nie funkcjonowały najlepiej. Choćby rzecz najprostsza, czyli umieszczanie piłki w siatce. Nie mamy pojęcia, ile wynosi rekord, ale OSIEM MECZÓW BEZ GOLA Z AKCJI to zdecydowana przesada.
Nie licząc wczorajszego trafienia Bartosza Ławy na Łazienkowskiej, piłkarze Pogoni po raz ostatni bramkę z akcji zdobyli… 1 grudnia 2012 roku! Od tamtej pory albo nie strzelali w ogóle, albo strzelali po rzutach karnych (i to też nie zawsze). Robert Lewandowski błyszczy w Bundeslidze skutecznością i trafia w dwunastu meczach z rzędu, a w Szczecinie przez osiem kolejnych nie byli w stanie przeprowadzić ani jednej akcji, po której padły gol. Ani jednej – po rzucie rożnym, po zamieszaniu podbramkowym, po nieporozumieniu obrońców, po błędzie bramkarza, po rykoszecie, nawet po samobóju rywala. Nic, zero!
Wyglądało to tak, że 1 grudnia w meczu z Podbeskidziem gola na 2:0 w 70. minucie zdobył Adrian Budka i… Ruszyła maszyna:
Polonia Warszawa (wyjazd): bez gola
Zagłębie Lubin (wyjazd): bez gola
Lechia Gdańsk (wyjazd): gol z rzutu karnego
Piast Gliwice (u siebie): bez gola i zmarnowany rzut karny
Wisła Kraków (wyjazd): bez gola
Lech Poznań (u siebie): bez gola
Jagiellonia Białystok (wyjazd): bez gola
Widzew Łódź (u siebie): gol z rzutu karnego
I teraz, w Warszawie na Łazienkowskiej, nadszedł ten historyczny moment, kiedy Pogoń przeprowadziła akcję, po której padł gol. Już nieważne, że dogrywający Frączczak tak naprawdę chciał strzelać, a Ławy to pewnie nawet nie widział – nieważne, liczy się efekt. Efekt, na który czekano… 750 minut. Czyli ponad dwanaście godzin.