Maruderzy Premier League jeszcze liczą, że wiatr zmieni kierunek i zamiast pchać ich w kierunku Championship, pokieruje za czerwoną kreskę. Na miejsce jednej z trzech najgorszych drużyn wskoczy Cardiff City. Jednak Walijczycy miejsce w historii zapewnili sobie jednak już przed awansem.
Drużyna z południowej Walii jest pierwszym przykładem, a na pewno pierwszym tak głośnym, rebrandingu w piłce nożnej. Wiadomo, że praktyki biznesowe znajdują małą akceptację w świecie sportu. Zmiana barw, nazwy, wytworzenie wizerunku – to nie są pojęcia dobrze kojarzone piłkarskim sympatykom. Mimo to malezyjski właściciel klubu, Vincent Tan, uznał, że jego pomysły na rozwój Cardiff powinien opakować ważnymi w interesach detalami.
Kiedy Malezyjczycy przejmowali klub w 2010 roku w kasie zastali rachunki do zapłacenia na kwotę ponad 83 milionów funtów. To prezent zostawiony przez poprzednich gospodarzy. Klubowi groził nadzór finansowy. Nowy właściciel zapewnił, że pokryje długi, a dodatkowo wybuduje obiekty treningowe, postara się rozbudować stadion i zapewnił, że nie będzie szczędził na transferach. Tan wpadł jeszcze na jeden pomysł, który miał dopełnić całości jego inwestycji. Chciał zmienić klubowe barwy, a nawet, pojawiły się takie głosy, nazwę klubu. Od obecnego sezonu piłkarze występują w czerwonych trykotach zamiast niebieskich. Na herbie zamiast lecącego ptaka, pojawił się smok. „Bluebirds” stali się „Dragons”. Właściciel tłumaczy, że kolor czerwony symbolizuje w chińskiej kulturze radość i zwycięstwo, natomiast niebieski kojarzy się z rozpaczą. Co więcej, smok ma nawiązywać do narodowych barw.
Sytuacje podchwyciły tabloidy. „Daily Mail” uspokajał kibiców, że właściciele nie bez problemów będą mogli zmienić nazwę ich klubu. W 2008 roku założono drużynę Cardiff Dragons FC. Zespół złożony jest z… homoseksualistów, a jego celem jest uprawianie sportu wolnego od homofobii.
Kibicom pomysł ze zmianą barw nie przypadł do gustu, ale radość po meczu z Charltonem udowadnia, że za cenę gry w Premier League warto było zaprzedać duszę diabłu.
Z czym do elity?
Trener Malky Mackay otrzyma ok. 25 milionów funtów na wzmocnienia. Jednak już teraz w kadrze Walijczyków jest kilku piłkarzy, którzy zaznaczą swoją obecności na zawodniczej karuzeli.
Najbardziej znanym zawodnikiem jest Craig Bellamy. Zwariowany Walijczyk niedawno wyznał, że korzysta z pomocy psychologa, który ma mu przywrócić radość z kopania piłki. Ciekawe, czy po awansie do Premier League ktokolwiek będzie go przekonywał, że wykonuje najfajniejszą robotę na świecie?
Warto zwrócić jeszcze uwagę na Kim Bo-Kyunga. Koreańczyk zdążył już zdobyć brąz na igrzyskach w Londynie, a przed przyjściem do Cardiff odrzucił oferty z Celticu i Borussii Dortmund. Ciekawe postacie to też bramkarz David Marshall. Aż 18 razy zachowywał czyste konto, co jest rekordem Championship. W Premier League na pewno będzie chciał się pokazać Frazier Cambell. Jest on wychowankiem akademii Manchesteru United, ale w angielskiej ekstraklasie zagrał póki co krótkie epizody.
Cardiff trzy lata z rzędu grało w play-offfach, ale za każdym razem przeżywało gorycz porażki. Tym razem „Bluebirds” mogą już ze spokojem doczekać do końca rozgrywek. Złośliwi powiedzą, że mogą już przygotowywać się do wejścia smoka w Premier League.
DAMIAN DRAGAŁƒSKI
Angliakopie.pl
